post-title Andrzej Jagodziński: O udanym „dziecku” Grupy Wyszehradzkiej

Andrzej Jagodziński: O udanym „dziecku” Grupy Wyszehradzkiej

Andrzej Jagodziński: O udanym „dziecku” Grupy Wyszehradzkiej

 WYWIAD MIESIĄCA 

W wyniku współpracy państw Grupy Wyszehradzkiej (Polski, Słowacji, Czech i Węgier) w 2000 roku powstał Fundusz Wyszehradzki z siedzibą w Bratysławie. Celem jego jest wspieranie działalności kulturalnej, naukowej i współpracy transgranicznej w tych czterech państwach. Założyciele ustalili, że kierownictwo Funduszu zmieniaç się będzie co trzy lata.

W czasie pierwszej kadencji szefem Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego był Słowak, od sierpnia 2003 roku obowiązki te przejął Polak – Andrzej Jagodziński. Ponieważ nasza polonijna organizacja na Słowacji również organizuje przedsięwzięcia kulturalne, byç może ta rozmowa zainspiruje ich animatorów.

 

Fundusz Wyszehradzki wspiera finansowo imprezy organizowane w czterech krajach Grupy Wyszehradzkiej. Jakie granty przyznaje Fundusz?

W tej chwili Fundusz prowadzi trzy programy: małe granty do 4 tysięcy eur, standartowe granty od 4 tysięcy eur w górę, przeciętna wysokość grantu to 10-15 tysięcy eur. Od tego roku akademickiego zaczęliśmy nowy program stypendialny dla studentów studiów podyplomowych i doktorantów.

 

Jakie zasady obowiązują ubiegających się o grant?

Zasady starania się o jakikolwiek z grantów są podobne. Aplikant musi mieć minimum dwóch partnerów spośród trzech pozostałych krajów Grupy Wyszehradzkiej. Najlepiej jest, jeśli partnerzy pochodzą ze wszystkich krajów Grupy, bo przy dużej ilości wniosków preferujemy jednak projekty czterostronne, z wyjątkiem projektów współpracy transgranicznej, w ramach których realizowane są nawet inicjatywy dwustronne.

Po drugie, finansujemy projekty do wysokości 50 procent budżetu przedsięwzięcia. Po trzecie, co może jest mniej przyjemną informacją, pieniędzy nie wypłacamy z góry. Przyznajemy grant i refundujemy koszty na podstawie poniesionych kosztów, rachunków, faktur, które są opracowane w odpowiedni sposób. Po tygodniu od zrealizowania imprezy i przedstawienia rachunków przesyłamy pieniądze.

 

Czy to nie zniechęca organizatorów?

Ponieważ wiemy, że to jest bolesne, staramy się wychodzić na przeciw organizatorom, zwłaszcza w przypadku większych imprez. Wówczas imprezę finansujemy „kawałkami”, po zakończeniu kolejnych etapów.

 

Fundusz jest instytucją obsługującą aż cztery kraje, wobec czego nasuwa się pytanie, jakimi środkami dysponuje i w jaki sposób jest finansowany?

Finanse Fundusz dostaje z budżetów czterech państw należących do Grupy Wyszehradzkiej, po 600 tysięcy eur z każdego. Jest to ponad dwukrotnie więcej niż na początku. Fundusz startował w 2000 roku, mając do dyspozycji 1 milion eur.

Po roku ta kwota została podwyższona dwukrotnie, a w zeszłym roku osiągnęła wartość 2 milionów 400 tysięcy eur. Wiemy, że w tym roku nie będzie podwyższona, bo przed nami trudny rok budżetowy dla wszystkich krajów, które wpłacają składki członkowskie do Unii Europejskiej. Mamy nadzieję, że w 2005 roku kwota, którą będziemy dysponowali, będzie większa.

 

Jakie błędy popełniają wnioskodawcy?

Aby projekt zyskał aprobatę Funduszu nie wystarczy, że ktoś organizuje koncert czy wystawę i zaprosi artystów z Polski, Czech, Słowacji i Węgier. To oczywiste, że muszą tam być artyści z tych krajów, bo w przeciwnym wypadku nie zwracano by się do nas o grant. Nam jednak nie wystarczają uczestnicy z tych krajów.

My chcemy, żeby współorganizatorzy byli z państw Grupy Wyszehradzkiej. Może być oczywiście więcej organizatorów z innych państw, (odbywają się np. projekty Wyszehrad Plus). Niechętnie jednak widzimy projekty, do których włączonych jest np. 25 państw, bo wtedy zatraca się duch współpracy regionalnej.

 

Czy to nie jest sztuczne zmuszanie do przyjaźni?

Wiemy, że czasem jest to tylko formalna współpraca. Ale jeśli ktoś sobie zadał trud i znalazł partnerów, pozyskał ich zaufanie na tyle, że mu powierzyli wszelkie swoje dane, numery identyfikacyjne, numery kont, adresy itd., to być może w przyszłości coś z tego wyniknie.

Nawet, jeżeli na początku jest to formalna współpraca, to może się ona później przerodzić w naturalną. I takich przypadków jest bardzo wiele.

Ile imprez rocznie wspomaga Fundusz?

Rocznie wspieramy 150 imprez. Zdajemy sobie sprawę, że gdyby nie pieniądze z Funduszu to ok. trzech czwartych tych imprez w ogóle by się nie odbyło.

 

Kto decyduje o przyznaniu grantu?

Wszystkie wnioski muszę zaopiniować ja, ale decyzję o wsparciu finansowym podejmuje „wędrująca” rada ambasadorów – co roku z innego państwa urzędowania. W roku ubiegłym decydowali ambasadorzy akredytowani na Węgrzech, w tym roku akredytowani w Polsce.

 

Czy w którymś z państw obserwuje Pan największą aktywność?

Zaznaczamy sobie na mapie miejsca, gdzie są organizowane imprezy z naszym udziałem. I na tej mapie widać, gdzie są aktywne regiony. W Polsce to Kraków i okolice, Górny i Dolny Śląsk, potem Warszawa i Poznań. I tu się to kończy. W każdym kraju można znaleźć takie wyspy.

 

O Polakach się mówi, że są bardzo przedsiębiorczy, czy to znaczy, że najwięcej wniosków napływa z Polski?

Paradoksalnie nie. Najbardziej aktywna jest Słowacja, skąd napływa około 35 procent wniosków, dlatego na Słowacji najtrudniej jest uzyskać grant. Staramy się rozdzielać granty, zachowując parytet, ponieważ składki z każdego kraju są równe.

 

Która impreza wspomagana przez Fundusz najbardziej się Panu podobała?

Bardzo trudno ocenić, która impreza była najciekawsza. Jesteśmy unikatowi, ponieważ wspieramy bardzo różne przedsięwzięcia: z jednej strony wielkie festiwale, konferencje, spektakularne imprezy, z drugiej strony imprezy kameralne, warsztaty młodych twórców, spotkania wielbicieli poezji łacińskiej czy miłośników samochodów strażackich.

Gdyby nie Fundusz, te małe imprezy nie miałyby żadnych szans na realizację. Nie są to imprezy, które trafiają na pierwsze strony gazet, ale spełniają bardzo ważną rolę, bo budują poziome więzi między ludźmi w różnych krajach.

 

Pan też przygotowywał imprezę, która odbyła się dzięki finansowemu wsparciu Funduszu Wyszehradzkiego. Czy wtedy myślał Pan o tym, że stanie Pan na jego czele?

Propozycję tej pracy dostałem z naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Od wielu lat zajmuję się kulturą. Rzeczywiście moja przygoda z Funduszem zaczęła się w 2001 roku, kiedy z kolegami przygotowaliśmy Festiwal Wyszehradzki we Wrocławiu. Wtedy nawet do głowy mi nie przyszło, że stanę po drugiej stronie.

 

Opowiada Pan z entuzjazmem o efektach pracy Funduszu Wyszehradzkiego, a to znaczy, że mimo głosów sceptycznych na temat Grupy Wyszehradzkiej, jej praca ma sens?

Grupę Wyszehradzką obserwuję od samego początku najpierw jako dziennikarz (korespondent „Gazety Wyborczej” w Pradze – przyp. red.), potem z zamiłowania. Znam jej wzloty i upadki. „Czwórka wyszehradzka” przeżyła wiele zawirowań, była narażona na różne nieprzychylne wypowiedzi, ale przeżyła. Mało tego, efektem jej pracy jest udane „dziecko”, czyli właśnie Fundusz Wyszehradzki.

Małgorzata Wojcieszyńska
zdjęcia: autorka

MP 2/2004