post-title Tydzień tu, tydzień tam

Tydzień tu, tydzień tam

Tydzień tu, tydzień tam

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Grupa 14 młodych ludzi. Wszyscy po przejściach. Każdy z bagażem doświadczeń i życiowych zawirowań. Choć młodzi, wiedzą, co to znaczy sięgnąć dna i być uzależnionym. To wieczorne spotkanie grupy terapeutycznej narkomanów w ośrodku resocjalizacyjnym ROAD, n.o. w Tomkach koło Malacek. Pod okiem specjalisty opowiadają o swoich problemach. Darek Gleb służy im pomocą, podpowiada, naprowadza na właściwe ścieżki. Rozumie ich, w życiu przeszedł swoje.

 

Od czwartku do czwartku

Darek Gleb ma miesiące podzielone na tygodnie – od czwartku do czwartku. Cały tydzień spędza w pracy w ośrodku resocjalizacyjnym w Tomkach, kolejny tydzień – ze swoją rodziną w Bratysławie. Po tygodniu nieobecności ma co nadrabiać – czekają na niego żona i 5-letnia córeczka.

Taki styl pracy wymagał wyrzeczeń, kiedy cztery lata temu Darek zdecydował się na nową pracę. „Było mi przykro, że nie widział niektórych postępów małej Ani, że zna je tylko z moich relacji telefonicznych” – mówi jego żona. „Brakowało nam Darka, ale trzeba było się z tym pogodzić”.

Mama i córka nauczyły się żyć w cyklu: tydzień bez Darka, a potem tydzie ń z nim. Wbrew pozorom to wcale nie jest łatwe. Pracy Darka musiała podporządkować się cała jego rodzina. Dlaczego zdecydowali się na takie wyrzeczenia? „Byłam zaskoczona i pełna podziwu dla jego odwagi podjęcia pracy w zupełnie nowej dziedzinie” – wyjaśnia Elena Glebová.

Początki

Darek z Elenką poznali się w 1985 roku w Szczecinie, dokąd Elenka przyjechała z grupą studentów do pracy. Darek pracował w zakładzie chemicznym. Po dwóch latach znajomość zaowocowała ślubem. „Mogłem mieć mieszkanie w Warszawie, ale zastanawiałem się, co zaoferuję żonie oprócz octu i zielonego groszku. Podjąłem decyzję, że przeprowadzę się do niej” – wspomina Darek.

Po przyjeździe do Czechosłowacji zaczął pracować jako tokarz. Najpierw mieszkali w Pezinku, z teściami, potem w okolicy Senca. „Było ciężko, musieliśmy wcześnie wstawać, żeby dotrzeć na czas do pracy do Bratysławy” – opisuje Darek. „Zimą wstawałem o 4.30, żeby napalić w piecu i zdążyć na autobus o 6 rano. Potem Elenka dostała mieszkanie w Bratysławie”.

Darek blisko 10 lat spędził w Bratysławie bez kontaktu z Polakami. „Bardzo tęskniłem za Polską, ale w Instytucie Polskim, który często odwiedzałem, nie natknąłem się na żadną informację o mieszkających tu Polakach”. Dopiero pod koniec 1996 roku po raz pierwszy spotkał rodaków, którzy, podobnie jak on, zdecydowali się zamieszkać na Słowacji.

 

Terapia

Do ośrodka terapeutycznego w Tomkach trafiają narkomani, którzy zdecydowali się wyjść z nałogu. Spędzają tam cały rok. Żyją w grupie pod okiem wychowawców–terapeutów, pracując (pomagają np. w pracach kanalizacyjnych, porządkują las) i dzieląc obowiązki między sobą: ktoś gotuje, ktoś robi zakupy, każdy jest za coś odpowiedzialny.

Po południu – porządki i wspólne zajęcia, np. piłka nożna, siatkówka. Jak w rodzinie. Wieczorem rozmawiają. Darek należy do tych, którzy mówią o problemach prosto w oczy, nie oszczędza rozmówcy. Oni wiedzą, że nie będzie „cackania się” z nimi. „Lubię ich, ale wiem, po co tu przyszli” – wyjaśnia nasz bohater.

„To radość widzieć, jak ci ludzie się zmieniają: na początku nie potrafią sobie wyobrazić życia bez narkotyków, są rozbici, a po roku opuszczają ośrodek zupełnie inni”. Według nieoficjalnych statystyk 76% z nich to ludzie wyleczeni.

Dlaczego „brali”? Żeby zasmakować czegoś nowego, odreagować złe relacje w rodzinie. Często są to młode osoby, pochodzące z rozbitych rodzin. Do ośrodka trafiają ludzie pełnoletni, najstarszy pacjent miał 40 lat. Darek pracuje w ośrodku cztery lata.

Ma opinię wymagającego i bezpośredniego. Podopieczni wiedzą, że jest Polakiem. „Nie stanowi to przeszkody. Czasami się uśmiechną, gdy się przejęzyczę” – mówi nasz rozmówca. Połowę okresu ich pobytu spędza z nimi, żyje ich problemami, cieszy się ich sukcesami.

 

Odbić się od dna

Zdecydował się na pracę z uzależnionymi, ponieważ sam przeszedł podobną drogę – walczył z alkoholizmem. Trzy lata uczęszczał do centrum uzależnionych alkoholików, miewał tzw. suche okresy, bywało, że nie pił 4 miesięce czy 9, ale potem następował kryzys. Wystarczyło, że pojawiły się problemy. „Mówiłem sobie, że każdy pije – to normalne. Alkohol był wszechobecny” – wspomina Darek.

Niektórzy twierdzą, że alkoholik musi dotknąć dna, by się od niego odbić. „U każdego to wygląda inaczej. Dno to wcale nie musi być kałuża na ulicy” – wyjaśnia. Przełom nastąpił u niego 8 lat temu. „Przyznałem się sam przed sobą, że jestem alkoholikiem” – mówi. „Spojrzałem na siebie i postanowiłem, że nie będę pić”. Alkoholizm to choroba. Człowiek musi sam zdecydować, czy chce wyzdrowieć.

Czy wyleczenie zależy od silnej woli? Jeśli kogoś boli wątroba, to musi on zdecydować, czy nadal będzie pić kawę, jeść słodycze i ciężkostrawne potrawy, czy wyeliminuje te pozycje z jadłospisu, by ratować swoje zdrowie.

A jak to wpłynęło na rodzinę Darka? „To jest mój problem” – wyjaśnia. „Ten, kto ma chorą wątrobę, nie może zmuszać innych, aby nie jedli rzeczy, które jemu szkodzą”. W domu Darka nie ma alkoholu. Tak zdecydowała jego żona, choć nie był to warunek jego abstynencji. Po czterech latach od podjęcia przełomowej decyzji Darek otrzymał propozycję pracy na rzecz uzależnionych.

Nowe perspektywy

Dziś Darek niesie ludziom nadzieję, pokazując możliwość wyjścia z trudnych sytuacji. Praca w ośrodku otworzyła przed nim nowe perspektywy. „Od kiedy przestałem pić, zrobiłem maturę, teraz rozpocząłem studia” – opisuje. „Wcześniej były aspiracje, ale nie było silnej woli. Moje życie dezorganizował alkohol”.

Darek jest studentem pierwszego roku studiów zaocznych, kierunku praca socjalna, w Katedrze Pedagogiki Uniwersytetu Komeńskiego w Bratysławie.

Chce być lepszym terapeutą, chce się sprawdzić, udowodnić sobie, że stać go na więcej. Udowadnia, że na naukę nigdy nie jest za późno. „Choć mam 48 lat, nie czuję się stary. Pracuję z młodymi ludźmi, od nich czerpię energię” – wyjaśnia nasz bohater. „Bardzo dużo zawdzięczam mojej żonie, która nie akceptowała picia, ale akceptowała mnie” – dodaje.

Elenkę cieszy fakt, że Darek odnalazł swoje miejsce w nowej pracy, bo przecież nie każdy nadaje się do takich zadań. Ludzie, z którymi pracuje, to jego druga rodzina. „To trudna droga dla naszej rodziny, ale wiem, że nie byłabym szczęśliwsza, gdyby Darek był cały czas z nami, bowiem wówczas nie mógłby realizować się zawodowo”.

Małgorzata Wojcieszyńska

MP 3/2005