Bolesne poszukiwanie korzeni

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Wydaje się, że o holocauście napisano już wszystko, a przecież zaprzeczają temu wciąż nowe i nowe książki, wspomnienia tych, którzy przeżyli to piekło XX wieku, tych, których holocaust pozbawił dzieciństwa, a których udziałem stał się strach i walka o biologiczne przetrwanie.

Coraz częściej spotykamy się też z wypowiedziami literackimi „dzieci ze słomianki“, czyli tych, którym żydowscy rodzice, skazani na getto i śmierć, ratowali życie, podrzucając je na słomianki, za mury kościołów i klasztorów czy pozostawiając na ławkach skwerków.

O tym, że ich rodzice byli Żydami, „dzieci ze słomianki” najczęściej dowiadują się, gdy są już dorosłe, gdy kończy się życie tych, których dotąd uważały za swoich rodziców, a którzy przez lata kochali je i chronili tajemnicę ich pochodzenia, nie chcąc narażać na stres. Uratowane przez zwykłych ludzi dobrej woli poszukują po latach swych korzeni, poszukują stale i gorączkowo, czego dowodem są licznie napływające listy do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.

O tym, jak długi jest cień holocaustu, świadczy książka Agaty Tuszyńskiej Rodzinna historia lęku, wydana w 2005 roku przez krakowskie Wydawnictwo Literackie. Tuszyńska, znana publicystka, autorka kilku książek, tym razem napisała opowieść jak najbardziej osobistą. Urodziła się długo po wojnie, bo w 1957 roku, jej matką była dziennikarka Halina Przedborska-Tuszyńska, a ojcem Bogdan Tuszyński, dziennikarz, znany sprawozdawca sportowy.

Autorka Rodzinnej historii lęku przez lata wychowywała się w takim domu, jakich w Polsce są tysiące – domu z choinką i opłatkiem, z radosnymi świętami wielkanocnymi. Kiedy miała dziewiętnaście lat, dowiedziała się, że jej matka jest Żydówką.
Cała książka Tuszyńskiej mówi o szoku,
jakim było dla niej odkrycie nieznanej historii rodzinnej,
o trudnym i bolesnym przekształcaniu się autorki, dotąd doskonale znającej swój życiorys, w córkę Żydówki.

Szereg lat dorosłego życia autorka poświęciła na szukanie swoich żydowskich korzeni. W swej książce odkrywa Łęczycę, rodzinne miasto matki, by tam z pomocą nauczyciela historii dotrzeć do dokumentów dotyczących rodziny matki. Na ich podstawie, na podstawie wielu wywiadów i rozmów z rodzicami Tuszyńska zaczyna budować swą tożsamość.

Ożywia rodzinę matki, z niepamięci przywraca całą galerię swych żydowskich przodków, zaczynając od pradziadka Jakuba Szlomy Golsteina z Łęczycy i Chany Golstein, jego żony, którzy wraz z sześciorgiem swych dzieci zginęli w getcie w Łęczycy lub Chełmnie nad Nerem. Próbuje odtworzyć ich życie przed wojną; pisze o tym, co robili, czym się wyróżniali z łęczyckiej społeczności.

Dużo miejsca poświęca też kolejarskiej rodzinie ojca, babci, ciotkom – jedynej rodzinie, którą w dzieciństwie znała. Jej spostrzeżenia, opisy sytuacji i osób dalekie są jednak od sentymentów. Ta saga rodzinna, saga rodzinnych lęków opowiada o najbliższych z dystansem podobnym w tonie do tego, jakim mówi się o ludziach obcych. Nie oszczędza też rodziców.

Na światło dzienne wydobywa autorka używaną przez ojca frazeologię antyżydowską i obarczanie przez niego Żydów za różne niepowodzenia. Do matki ma pretensje o to, że ona, Agata, jako dziecko nie wiedziała, iż to nie ojciec ją opuścił, ale że to matka zakochała się w innym. Ale przede wszystkim ma ogromny żal do matki, że zataiła przed nią jej żydowskie korzenie.

Całą biografię rodzinną Tuszyńska osadza w przestrzeni historycznej i, co niezwykle cenne w tej przecież bardzo subiektywnej opowieści, ożywia w niej też polską, nie tak znów dawną rzeczywistość.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 9/2005