post-title Anna Schnáblová (18.01.1924 – 20.09.2005)

Anna Schnáblová (18.01.1924 – 20.09.2005)

Anna Schnáblová (18.01.1924 – 20.09.2005)

Pani Hanka z Ośrodka

W Bratysławie mówiono o niej „Pani Hanka z Ośrodka” i każdy wiedział, że chodzi o panią Annę Schnáblovą z Ośrodka Informacji i Kultury Polskiej.

Poznałyśmy się w październiku 1973 roku. Ona wróciła wypoczęta i radosna z ukochanych Jeseników, gdzie najchętniej wypoczywała, ja rozpoczynałam pracę w Ośrodku. Pracowałyśmy razem do jej odejścia na emeryturę w 1982 roku. Potem widywałyśmy się na ośrodkowych imprezach, rozmawiałyśmy przez telefon. Hanka po przejściu na emeryturę cieszyła się życiem – wreszcie miała czas dla siebie – dużo czytała, chodziła na długie spacery, statystowała w filmach i tańczyła.

Tak, tak! Co tydzień chodziła na taneczne spotkania srebrnowłosych, chociaż ona wciąż była tą kipiącą radością, pełną energii blondynką. Z czasem nasze spotkania stały się rzadsze, rozmowy telefoniczne krótsze. W końcu telefon zamilkł. Hankę od ludzi i świata odgrodził mur okrutnej choroby i zamknął w tylko jej dostępnym świecie.

Dla mnie Hanka była człowiekiem, którego się nie zapomina. Jej droga życiowa zaczęła się w Makowie Podhalańskim, potem był Podwilk, gdzie, jak wspominała, rano pasła krowy, a potem przez kilka godzin wypisywała w urzędzie notarialnym przydziały na buty. W 1944 roku przez dziesięć dni szła pieszo z Podwilka do Nitry, prowadzona głosem serca.

Z ukochanym się nie spotkała – zginął podczas działań wojennych. Ona swą wędrówkę skończyła w Bratysławie. Tu została najpierw telefonistką w Słowackiej Agencji Prasowej, następnie urzędniczką w polskim konsulacie, a od 1963 roku pracowała w Ośrodku Informacji i Kultury Polskiej. W Bratysławie założyła rodzinę.

Dziesięciodniowa peregrynacja Hanki z Podwilka do Bratysławy nie była ani tą najdłuższą, ani tą najtrudniejszą drogą, jaką przeszła. Nikt, kto ją znał, nie przypuszczał, że ta inteligentna, potrafiąca podjąć rozmowę z każdym i na każdy temat kobieta swą edukację zakończyła na piątej klasie szkoły ludowej, czego zresztą nie ukrywała. To była ta droga, którą przeszła sama, droga stałego samokształcenia. Droga niełatwa, ale zakończona cum laude.

Powiedzieć o Hance, że pracowała w Ośrodku, to mało. Ona przez lata była duszą tej instytucji. Dla niej nie istniał „zakres obowiązków”, robiła to, co w danej chwili było potrzebne, poproszona o pomoc, pomagała chętnie. Zawsze wiedziałam, że na niej można polegać, i nigdy się nie zawiodłam. To ona swym koleżankom i kolegom wpajała podstawową zasadę, że dla pracownika Ośrodka najważniejszy jest ten, kto do tego Ośrodka przychodzi, niezależnie od tego, kim jest, i że na każde pytanie musi otrzymać odpowiedź. Ośrodek był jej drugim, a czasem i pierwszym domem, na nim koncentrowały się jej troski i radości.

Z domu się odchodzi i do domu się wraca. Wierzę, że jeśli zmarli mają tę moc, by choć raz w roku wrócić między żywych, to kroki Hanki zmierzać będą do Instytutu, którego drzwi zastanie otwarte.

żegnaj Hanko! Niech twój krok i taniec w chmurach będzie lekki, a Twój uśmiech promienny, taki, jakim witałaś gości Ośrodka. Mur runął, jesteś wolna.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 11/2005