post-title Z leksykonami Władysława Kopalińskiego na bezludną wyspę

Z leksykonami Władysława Kopalińskiego na bezludną wyspę

Z leksykonami Władysława Kopalińskiego na bezludną wyspę

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Władysław Kopaliński to we współczesnej kulturze polskiej pojęcie, jednoosobowa instytucja, a zarazem osobliwy gatunek pisarstwa – łatwo rozpoznawalnego. Pojawieniu się każdej nowej książki Kopalińskiego towarzyszy niezmienne ogromne zainteresowanie czytelnicze.

Po jego książki sięgają  ludzie różnego wieku, profesji i nikt się na nim jeszcze nie zawiódł, a książki te to leksykony, ale leksykony wyjątkowe,  niepowtarzalne. Urodził się 14 listopada 1907 roku w Warszawie, gdzie ukończył Gimnazjum Filologiczne Kreczmara, a później studiował na Uniwersytecie Warszawskim filologię klasyczną.

Nazwisko Kopaliński nosiła nauczycielka, która rozbudziła w nim miłość do literatury. Zaczął używać go jako pseudonimu, a potem zastąpiło mu ono własne. Okupację przeżył w Warszawie, udzielając lekcji języków obcych.

Po wojnie był dyrektorem programowym Polskiego Radia, redaktorem naczelnym „Czytelnika”, to on przysłużył się do tego, by mojemu pokoleniu otworzyć okno na literaturę Zachodu, inicjując słynną serię „Nike”. Przez dwadzieścia lat pisał felietony do „Życia Warszawy” i, jak wspomina znany dziennikarz Leopold Unger, te felietony to była w ówczesnej prasie polskiej rewolucja, powiew Europy.

Pod koniec lat pięćdziesiątych był korespondentem Polskiej Agencji Prasowej w Nowym Yorku. Próbował też swoich sił jako literat; napisał sztukę w trzech aktach zatytułowaną Baśka, którą w 1954 wystawił Teatr Dramatyczny w Warszawie. Krytycy, ze sławnym Janem Kottem na czele, nie zostawili na autorze sztuki suchej nitki. Baśka Władysławowi Kopalińskiemu sławy nie przyniosła. Tę miały mu przynieść leksykony.

Wszystko rozpoczęło się od Słownika wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, wydanego w 1967 roku, który do dziś doczekał się już trzydziestu wydań. Myliłby się jednak czytelnik, sądząc, że jest to stale ten sam słownik. Autor zdając sobie doskonale sprawę, że język jest żywy i stale się rozwija, każde nowe wydanie dopełnia.

Zdradzimy też, że jest to jedyny leksykon, który Kopaliński stworzył na zamówienie wydawcy – każdy następny to już oryginalny pomysł autora. Jako perfekcjonista zawsze pracuje sam, bowiem wychodzi z założenia, że „dobrą rzecz może przygotować tylko jeden człowiek”, a sądząc po następnych jedenastu leksykonach Kopalińskiego, trudno nie przyznać autorowi racji.

W 1985 roku ukazało się chyba najcenniejsze jego dzieło – Słownik mitów i tradycji kultury, w którego wstępie napisał: „Codzienne życie, rozwój technologii, specjalizacja coraz bardziej oddalają nas od dziedzictwa kulturowego. Udział w schedzie po licznych przodkach jest sprawą niezwykłej wagi. Stanowi o poczuciu przynależności do kultury narodowej, europejskiej, śródziemnomorskiej; decyduje o uczestnictwie w zbiorowej świadomości społecznej”.

Dalej wyjaśnia, że „Słownik niniejszy zrodził się z chęci przeciwdziałania /…/ temu procesowi rwania się więzi kultury”. W tym obszernym leksykonie czytelnik znajdzie szereg przeróżnych tematów.

Wymieńmy przynajmniej niektóre: postacie i wydarzenia z Biblii; bóstwa i bohaterowie mitologii śródziemnomorskich i północnych, bohaterowie sag, legend, epopei, romansów, poematów, pieśni, żywotów, bajek, folkloru, tradycji ludowej; legendarni i historyczni nosiciele cywilizacji, odkrywcy nowych lądów i nowych dziedzin wiedzy; słynne dynastie i rody; słynne bitwy; miejsca i budowle historyczne, arcydzieła architektury, malarstwa, rzeźby, muzyki; popularne pieśni ludowe i narodowe, opery, operetki i musicale; postacie literackie, zwłaszcza te, które zdaniem autora pozostają żywe i znaczące również poza kontekstem książki czy sztuki teatralnej; wyrazy o znacznej liczbie odniesień do kultury, historii i tradycji (np. diabeł, jabłko, imię), o szczególnym znaczeniu dla tradycji polskiej (np. szabla, szlachta, koń); grupy znaczeniowe (np. rodzina, prowincjonalizmy); wyrazy polskie rzadko już dziś używane, ale które powinno się znać i rozumieć.

W 1990 roku Władysław Kopaliński opublikował swój kolejny leksykon Słownik symboli, który w zamierzeniu autora „nie ma być przewodnikiem po labiryncie naukowych i nienaukowych, zwalczających się teorii symboli”, ale „służyć ma tylko jako praktyczna pomoc dla niespecjalisty szukającego rozeznania w głównych kierunkach symboliki jakiegoś przedmiotu czy pojęcia (np. hełm, mrówka, drzewo, dzwon)”.

 

Rok później ukazała się Księga cytatów z polskiej literatury pięknej od XIV do XX wieku, rok 1992 przyniósł Słownik przypomnień, a 1995 poświęconą kobietom Encyklopedię „drugiej płci”. Zaraz potem w 1996 roku pojawił się Słownik eponimów, czyli wyrazów odimiennych.

Wyjaśnijmy, czym jest eponim – o eponimie mówimy wówczas, gdy imieniem osoby prawdziwej lub mitycznej coś nazwano, np. słynne sławojki. Któż z młodych ludzi dziś wie, że drewniane ubikacje z serduszkiem zyskały nazwę od nazwiska premiera Sławoja-Składkowskiego, za czasów którego je budowano na polskiej wsi.

 

Słownik wydarzeń, pojęć i legend XX wieku otrzymali czytelnicy w 1999 roku. We wstępie do niego Kopaliński pisze: „Dwudziesty wiek był okresem burzliwym, a przy całym swym cywilizacyjnym zadęciu także barbarzyńskim i okrutnym”, a słownik ten „nie jest kroniką, kalendarium czy zestawem biogramów XX wieku /…/

Jest to bardzo indywidualny wybór tematów /…/ Zarówno wybór, jak i treść haseł są próbą oddania charakteru, atmosfery, wierzeń i przesądów, mentalności, kolorytu i swoistości tego wieku /…/”. Krytyk Jan Gondowicz nazwał go „słownikiem monstrualności, śmieszności i potęgi XX wieku”.

Uznał też, że „dzieło to pokrewne jest diabelskiemu zwierciadłu z Królowej śniegu Andersena. Mówiąc ściślej, należy do wygasłej już w Europie Środkowej kultury sardonicznego śmiechu, z jakim przemawiali często Kraus, Harden, Ałdanów, Kisch, Brecht, Słonimski /…/”. Słownik liczy 3600 haseł, z których wiele to prawdziwe arcydzieła wnikliwości, zwięzłości i dowcipu.

W XX wieku, a dokładnie w 1993 roku, Władysław Kopaliński obdarzył nas swoim kolejnym dziełem, zatytułowanym Koty w worku, czyli z dziejów pojęć i rzeczy, będącym zbiorem „komentarzy do wyrazu, nazwy lub przysłowia /…/, a także gawęd na tematy historyczne, językowe, przyrodnicze, artystyczne, cywilizacyjne /…/”.

W wieku XXI, w roku 2002, gdy nasz znakomity leksykograf obchodził swe 95. urodziny, ukazał się jego ostatni jak dotąd słownik – Leksykon wątków miłosnych.

Zapytany w jednym z wywiadów przez dziennikarkę, dlaczego o miłości, Kopaliński odpowiedział krótko: „Dlaczego nie! Rozejrzałem się, pomyślałem i uznałem, że czas na miłość.”

Autor w swoim leksykonie zamieścił 520 wątków miłosnych, żałując, że zaledwie tyle (z 1500 mu znanych) zmieściło się w tomie.

Nakłady książek Władysława Kopalińskiego przekroczyły trzy miliony egzemplarzy. Każdy z jego słowników jest wznawiany, a ilu ma czytelników-wyznawców nikt nie zliczy. I autorka tej informacji do nich należy. Co mnie najbardziej przyciąga do jego leksykonów? Długo by można o tym pisać, ale przede wszystkim to nietradycyjne pojęcie leksykografii; w jego przekazie znajduje się i trafność, i lapidarność informacji, a przy tym definicje słownikowe u Kopalińskiego nie są suche, często są to perły eseistyki, a nawet opowiadania zawsze pisane doskonałą polszczyzną.

Leksykon leksykonowi nie jest równy. Te, które napisał Kopaliński, z całą pewnością równych sobie nie mają. I gdybym miała tę nieszczęsną możliwość zabrania na bezludną wyspę tylko jednej książki, bez wahania wybrałabym Słownik mitów i tradycji kultury Władysława Kopalińskiego.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 1/2006