post-title Z tradycji Dnia Zadusznego

Z tradycji Dnia Zadusznego

Z tradycji Dnia Zadusznego

 TO WARTO WIEDZIEĆ 

W dniach 1 i 2 listopada z naręczami jesiennych kwiatów udajemy się na cmentarze,  by tam nawiązać milczący dialog z tymi, „którzy tak wcześnie odeszli”. W tych dniach, poświęconych pamięci zmarłych, odczuwamy szczególnie ich bliskość, są oni obecni w naszych myślach i wspomnieniach.

Dni te zawsze były świętem więzi i przenikania się dwu światów – świata żywych i świata zmarłych. Termin dni poświęconych pamięci zmarłych ustanowił Kościół. Katolicka Francja oraz katolicy angielscy i niemieccy już w IX wieku obchodzili w dniu 1 listopada radosną uroczystość Wszystkich Świętych, a więc zmarłych, którzy dzięki niezwykłym zasługom zostali zbawieni.

Dzień Zaduszny, czyli właściwe Święto Zmarłych, przypada na 2 listopada, a do liturgii Kościoła powszechnego zostało wprowadzone w 998 roku, kiedy to opat największego macierzystego klasztoru benedyktynów w Cluny, św. Odilon przykazał wszystkim klasztorom benedyktyńskim odprawiać w tym dniu msze żałobne za dusze zmarłych. Miały one być przeciwwagą dla wówczas jeszcze powszechnych pogańskich obrzędów zadusznych. Od benedyktynów przejęły ten zwyczaj inne klasztory, a z czasem rozszerzył się on na cały Kościół.

Jednak zgodnie z polską tradycją i odwiecznym obyczajem to właśnie w dniu 1 listopada, czyli w dniu Wszystkich Świętych, masowo udajemy się na cmentarze, na grobach składamy kwiaty i palimy znicze. Sam Dzień Zaduszny – 2 listopada – nie jest już tak powszechnie obchodzony, choć w kościołach przez cały dzień odprawia się nabożeństwa żałobne.

Do niedawna jeszcze, niezależnie od ceremonii kościelnych, odprawiano na ziemiach polskich odwieczne praktyki zaduszkowe, wskazujące na powiązania obecnego święta zmarłych z przedchrześcijańskim kultem przodków. W dalekiej przeszłości bowiem zaduszki odprawiano kilkakrotnie w ciągu roku i zaliczano je do najważniejszych świąt.

Nasi prasłowiańscy przodkowie, podobnie jak i mieszkańcy innych części świata, wierzyli w życie pozagrobowe, w nadludzką moc zmarłych, w to, że mogą oni wpływać na losy żyjących i że w określonym czasie mogą opuszczać zaświaty i wstępować do świata żywych. I wówczas, wśród żyjących, nieobce im jest odczucie głodu i pragnienia, potrzeba ciepła, odpoczynku i obecności ludzi. Obowiązkiem żywych zaś jest spełnienie tych potrzeb. Nasi przodkowie starali się też zaskarbić sobie przychylność zmarłych.

W polskiej tradycji ludowej obok praktyk i liturgii kościelnej na długo zachowały się wcześniejsze wierzenia o zmarłych i obrzędy zaduszne.

Jeszcze w XIX wieku na wschodnich ziemiach Polski dość powszechnie odprawiano obrzędy ku czci zmarłych, zwane wcześniej ucztą kozła, a później dziadami, w których elementy pogańskie współistniały z symbolami i modlitwami chrześcijańskimi. To właśnie ten obrzęd inspirował Adama Mickiewicza do napisania słynnego dramatu narodowego Dziady.

„W rodzinnych stronach naszego wieszcza i także w innych regionach Polski powszechnie wierzono, że jadło i napoje mogą pokrzepić dusze i być im pomocne w drodze do wiecznego zbawienia“ – pisze Barbara Ogrodowska w książce Święta polskie, z której korzystam, pisząc ten artykuł.

Ta wiara powodowała, że jeszcze w XIX wieku, a nawet na początku wieku XX w wigilię dnia zmarłych pieczono chleb, pierogi, gotowano kaszę i bób, na wschodzie przygotowywano kutię, a na noc wszystkie te pokarmy wraz z wódką stawiano na stołach, by dusze zmarłych mogły się pożywić.

Natomiast prawosławni zanosili je i dotąd zanoszą na mogiły. Obficie w tym czasie ugaszczano żebraków i dziadów kościelnych, modlących się przy wszystkich kościołach. Wierzono, że zmarli w ciągu tych dni mogą przybrać postać dziada kościelnego, stąd też tych dziadów otaczano wielkim szacunkiem i często zapraszano do domów na ucztę, zwaną stypą zaduszną. Obdarowani żebracy i dziadowie kościelni, czyli pątnicy wędrujący z jednego miejsca kultu do drugiego, za otrzymane dary byli zobowiązani do modlitwy za dusze zmarłych.

Z wiarą w obecność zmarłych między żyjącymi w dniu Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny zachował się w niektórych regionach Polski wśród starych ludzi zwyczaj zostawiania na noc otwartych furtek i uchylonych drzwi, by duchy zmarłych bez przeszkód mogły odwiedzić swe dawne domy.

Dawniej w sam Dzień Zaduszny i w jego wigilię nie wolno było wykonywać niektórych prac domowych, jak np. rąbania drzewa, klepania masła, ubijania kapusty, cięcia sieczki, a po zmroku nie wolno było spluwać ani wylewać pomyj przed próg domu. Zakazy tych czynności miały chronić duszyczki przed zranieniem czy znieważeniem.

W noc zaduszną na cmentarzach, rozstajach dróg, a w niektórych częściach Polski także w obejściach rozniecano ogniska, które podtrzymywano do brzasku, wierząc, że błąkające się duszyczki przyjdą się przy nich ogrzać.

Szczególnie wielkie ogniska zapalano na grobach samobójców, których mogiły znajdowały się przy rozstajnych drogach i za cmentarnym murem. Gałęzie na takich grobach składano przez cały rok, by w wigilię Zaduszek ogień był wysoki. Wierzono bowiem, że samobójcom potrzebna jest szczególna pomoc żywych i wielki oczyszczający ich grzeszną duszę ogień.

Ognie, płonące w noc zaduszną na grobach samobójców, pełniły też inną rolę – chroniły żywych przed złymi mocami i upiorami, które w takich miejscach się zbierały.

Dziś zmarłym ofiarujemy kwiaty, a zapalane na grobach świece i znicze są symbolem naszej pamięci o nich i naszych dobrych wspomnień, a zgodnie z doktryną kościoła symbolizują światłość wiekuistą, o którą kościół prosi dla swych zmarłych.

W Polsce w Dzień Wszystkich Świętych pamiętamy nie tylko o swych bliskich i przyjaciołach. Dzień ten jest również Dniem Pamięci Narodowej. Płoną więc też znicze na powstańczych mogiłach i cmentarzach wojskowych, na leśnych mogiłach żołnierskich, w miejscach kaźni, pod pomnikami i tablicami upamiętniającymi poległych we wszystkich wojnach. Płoną znicze na grobach ludzi zasłużonych dla polskiej nauki, kultury czy życia społecznego.

I chociaż Dzień Zaduszny obchodzimy inaczej niż nasi przodkowie, jakże jednak podobni jesteśmy do naszych antenatów.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 11/2006