post-title Czy „celebryt” jest mile widziany?

Czy „celebryt” jest mile widziany?

Czy „celebryt” jest mile widziany?

 OKIENKO JĘZYKOWE 

Tym razem zajmę się nowym wyrazem, który pojawił się niedawno w polszczyźnie, czyli „celebrytem”. Słowo się rzekło – kobyłka u płota. Myślę, że osoby posługujące się zarówno polskim, jak i słowackim, wyraz ten ani nie dziwi, ani nie razi, albowiem stykają się one od dłuższego czasu z jego słowacką wersją, która brzmi: celebrita.

Obie formy – pol. celebryt i słow. celebrita dostały się do naszych języków z angielskiego, w którym celebrity – w znaczeniu ‘sława’ czy ‘znakomitość’ – istniało od dawna, a nawet bardzo dawna.

A cóż oznacza polski „celebryt”? Trudno byłoby szukać jego definicji w słownikach, albowiem one go jeszcze nie odnotowują. Proces adaptacji tego wyrazu do polszczyzny właśnie przebiega. Ale dlaczego akurat teraz?

Zajrzałam do Internetu – źródła wiedzy wszelakiej, zarówno tej potrzebnej, jak i zbędnej, i „celebryta” znalazłam! Jedyną jego definicję podaje Internetowy Słownik Haseł Krzyżówkowych, tworzony przez internautów, w którym czytamy, iż jest to: ‘aktor, pisarz, sportowiec, ktoś popularny, choć nie zawsze utalentowany’.

I chyba tak rzeczywiście jest, tzn. wyrazem tym określa się różne osoby, które zyskały dobrą lub złą sławę, będące zarówno „znakomitościami”, jak i bohaterami skandali i brukowców. Krótko można by rzec, że „celebryt” to taki człowiek, który jest znany tylko z tego, że… jest znany.

We wspomnianym słowniku znajduje się jednocześnie adnotacja, iż słowa tego nie należy używać w rozmaitych grach słownych. A czy w ogóle można go używać?

Kiedy w języku pojawia się coś nowego, to nie zawsze to coś od początku trzeba traktować jako błąd. Najpierw należy się przyjrzeć takiej nowości i ją ocenić. Przede wszystkim trzeba się zastanowić, czy jest potrzebna. Mam wrażenie, że nasz „celebryt” wypełnia pewną lukę w słowniku, bowiem pozwala jednym słowem określić każdego znanego, popularnego osobnika.

Przecież to nie to samo co „znakomitość” czy „osobowość” – te niosą ze sobą raczej pozytywne zabarwienie, a „celebryt” wcale nie musi być lubiany czy szanowany. Na internetowym czacie przeczytałam nawet, że „rasowy celebrytmusi być gruboskórną bestią i brać poprawkę na to, że gdy jedni uwielbiają, inni nienawidzą. Celebryt – jeśli się czegoś panicznie boi – to obojętności”.

Innym kryterium oceny nowości językowych jest stopień ich rozpowszechnienia. „Celebryt” to wyraz dopiero wchodzący do języka, a już mający chyba tylu samo zwolenników, co przeciwników. W dość ograniczonym materiale, związanym z tematem, a pochodzącym właściwie tylko z Internetu (w innych mediach na razie nie odnotowałam użyć interesującego nas leksemu), znalazłam nawet groźbę, odzwierciedlającą stosunek autora do wyrazu: „Jeśli ktoś w mojej obecności użyje kiedykolwiek słowa celebryt, zatłukę tym, co się pod rękę nawinie, a potem spalę mu dom”. Pragnę w tym miejscu dodać, że autor przytoczonej wypowiedzi w całym swoim tekście z chęcią używał jednak angielskiej formy celebrity, a zatem sprzeciwiał się tylko jej przyswojeniu do polszczyzny.

A my? Czy przyjmiemy „celebryta”, czy też go odrzucimy? Czy jest przez nas mile widziany, czy też nie?

Mnie ten wyraz się po prostu nie podoba (tak jak nie podoba mi się cały ten świat „cele brytów”, opisywany najczęściej w prasie brukowej) i nie zamierzam go używać. Przynajmniej na razie. Kojarzy mi się z kimś negatywnym, albowiem kogoś znanego i pozytywnego zawsze mogę nazwać „znakomitością” lub „sławą”, czyli wyrazami rodzimymi.

Ale na pewno będę obserwować życie „celebryta” w polszczyźnie. Państwa tak do końca nie zniechęcam do używania tego wyrazu, ale i też do tego nie zachęcam. Zobaczymy, co się z nim stanie – może zadomowi się na dobre, a może za kilka lat nikt o nim nie będzie słyszał.

A z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych życzę Państwu wiosennego optymizmu i dużo radości, czy to już w towarzystwie któregoś „celebryta”, czy też bez niego.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 3/2008