post-title W rocznicę 17 września 1939 roku

W rocznicę 17 września 1939 roku

W rocznicę 17 września 1939 roku

 TO WARTO WIEDZIEĆ 

Józef Piłsudski o paktach o nieagresji,  zawartych przez II Rzeczpospolitą z Niemcami i Związkiem Sowieckim, powiedział: „Mając te dwa pakty, siedzimy na dwu stołkach. Musimy wiedzieć, z którego najpierw spadniemy i kiedy”. Inne powiedzenie Marszałka miało wręcz proroczy charakter. Mówił bowiem: „Gdyby nastąpił atak R + N, to  wtedy czapki z głowy i do modlitwy”.

Przytoczone za Magdaleną Grochowską (Jerzy Giedroyc, „Świat Książki”, Warszawa 2009, s. 75) wypowiedzi Józefa Piłsudskiego, świadczą, iż Marszałek doskonale zdawał sobie sprawę z kruchości powersalskiego porządku w Europie oraz z niebezpieczeństw, grożących Polsce zarówno ze strony zachodniego, jak i wschodniego sąsiada.

Najpierw „spadliśmy ze stołka” niemieckiego: 1 września wojska niemieckie przekroczyły granicę polską, mając znaczną przewagę nad wojskiem polskim: w liczebności żołnierzy prawie dwukrotną (1850 tys. wobec 950 tys.), w działach blisko trzykrotną (11 tys. wobec 4,3 tys.), w czołgach czterokrotną (2800 wobec 700), w samolotach pięciokrotną (2000 wobec 400). Niemiecki plan wojenny zakładał wojnę błyskawiczną, co oznaczało zmasowane uderzenie wszystkich sił celem przełamania polskiej obrony, okrążenie i zniszczenie głównych sił polskich, złamanie woli walki.

Mimo bohaterskiej postawy polskich żołnierzy, już pierwsze dni wojny przyniosły armiom niemieckim znaczne sukcesy. W dniu 9 września oddziały niemieckie przekroczyły Bug. W tym dniu rozpoczęła się też największa w kampanii wrześniowej bitwa, która przeszła do historii jako bitwa nad Bzurą lub bitwa pod Kutnem. Zakończyła się ona rozbiciem sił polskich 18 września.

W dniu 17 września o świcie Armia Czerwona, łamiąc obowiązujący polsko-radziecki pakt o nieagresji, wkroczyła do Polski, napotykając na niewielki opór oddziałów Korpusu Ochrony Pogranicza, liczących niespełna 20 tys. żołnierzy. Na wschodnich terenach Polski różnego rodzaju jednostki liczyły ponad 200 tys. żołnierzy. Zaskoczenie wtargnięciem na terytorium Polski Armii Czerwonej było ogromne. W pierwszych chwilach zarówno polscy żołnierze, jak i polska ludność nie wiedzieli, czy wojska zza wschodniej granicy przychodzą z pomocą walczącym z hitlerowskimi Niemcami, czy jako agresor.

Armia Czerwona przeciw Polsce wystawiła w trzech rzutach ok. 1,5 miliona żołnierzy, ponad 6 tys. czołgów i ok. 1800 samolotów. Siły te operowały na dwu frontach: białoruskim, dowodzonym przez Michaiła Kowalowa, który miał uderzyć od granicy z Łotwą po linię Prypeci, oraz ukraińskim, dowodzonym przez Siemiona Timoszenkę, który uderzyć miał od Prypeci po Dniestr i granice z Rumunią oraz Węgrami.

Front białoruski miał nacierać w kierunku na Warszawę, zaś ukraiński miał przeszkodzić w wycofywaniu się wojsk polskich do Rumunii i na Węgry oraz opanować ziemie Polski po środkową Wisłę i San. W pierwszym rzucie siły obu frontów liczyły ok. 500 tys. żołnierzy. Siły Armii Czerwonej były porównywalne z siłami Wehrmachtu, skierowanymi przeciw Polsce, a w przypadku czołgów znacznie je przewyższały. W starciu z dwoma wielkimi sąsiadami Polska nie miała najmniejszych szans.

Agresję sowiecką na Polskę poprzedziło wezwanie 17 września o godz. 3 w nocy ambasadora Rzeczpospolitej w Moskwie Wacława Grzybowskiego do radzieckiego ministerstwa spraw zagranicznych, gdzie Władimir Pietrowicz Potiomkin, wiceminister spraw zagranicznych ZSRR, odczytał mu notę następującej treści: „Wojna niemiecko-polska ujawniła bankructwo państwa polskiego.

W ciągu dziesięciu dni operacji wojskowych Polska straciła wszystkie swoje okręgi przemysłowe i ośrodki kulturalne. Warszawa, jako stolica Polski, już nie istnieje. Rząd polski uległ rozkładowi i nie okazuje przejawów życia. Oznacza to, że państwo polskie i jego rząd przestały formalnie istnieć. Dlatego też straciły ważność traktaty zawarte pomiędzy ZSRR a Polską.

Pozostawiona własnemu losowi i pozbawiona kierownictwa Polska stała się łatwym polem wszelkiego rodzaju niebezpiecznych i niespodziewanych akcji, mogących stać się groźbą dla ZSRR. Dlatego Rząd Sowiecki, który zachowywał dotychczas neutralność, nie może w obliczu tych faktów zajmować neutralnego stanowiska. Rząd Sowiecki nie może również pozostać obojętny na fakt, że zamieszkująca terytorium Polski pokrewna ludność ukraińskiego i białoruskiego pochodzenia jest bezbronna i została pozostawiona własnemu losowi.

Rząd Sowiecki polecił wobec powyższych okoliczności Naczelnemu Dowództwu Armii Czerwonej, aby nakazało wojskom przekroczyć granicę i wziąć pod opiekę życie i mienie ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Rząd Sowiecki zamierza równocześnie podjąć wszelkie środki mające na celu uwolnienie narodu polskiego od nieszczęsnej wojny, w którą wepchnęli go nierozsądni przywódcy, i umożliwienie mu życia w pokoju”.

Oficjalny pretekst agresji – rozpad państwa polskiego, ucieczka rządu polskiego czy „nieistnienie” stolicy kraju – mijał się z prawdą, albowiem 17 września oddziały wojska polskiego jeszcze stawiały opór armiom niemieckim, a w polskich rękach znajdowała się niemal połowa terytorium kraju. Broniła się Warszawa i twierdza Modlin, trwała bitwa nad Bzurą i obrona wybrzeża morskiego, toczyły się zaciekłe boje na Lubelszczyźnie, bronił się Lwów.

Stolica skapitulowała dopiero 28 września, Hel 2 października, a ostatnie polskie działania zbrojne w wojnie obronnej – bitwa pod Kockiem – miały miejsce w dniach 2 – 5 października. Dnia 17 września rząd polski znajdował się jeszcze na terytorium polskim w miejscowości Kuty przy granicy rumuńskiej i wystosował protest „przeciw jednostronnemu pogwałceniu przez Rosję paktu o nieagresji i przeciw inwazji polskiego terytorium w chwili, gdy cały naród polski czyni największe wysiłki, by odeprzeć agresora”.

Ignacy Mościcki

Dopiero późnym wieczorem 17 września wobec bezpośredniego zagrożenia przez zbliżające się oddziały Armii Czerwonej prezydent Mościcki, korpus dyplomatyczny i rząd polski wjechali na teren Rumunii przez most na Czeremoszu. Uznając wszystkie układy zawarte uprzednio z Polską za nieobowiązujące, bowiem zawarte z nieistniejącym już państwem, Związek Sowiecki odmawiał np. wziętym do niewoli polskim żołnierzom przyznania im statusu jeńców wojennych.

Nim wezwano ambasadora Grzybowskiego do radzieckiego ministerstwa spraw zagranicznych, odbyło się inne spotkanie; 17 września o godz. 2 w nocy Józef Stalin w obecności Wiaczesława Mołotowa i Klimenta Woroszyłowa przyjął na Kremlu ambasadora Rzeszy hr. Friedricha Wernera von der Schulenburga, któremu oświadczył, iż o godzinie 6 rano Armia Czerwona przekroczy granicę na całej długości od Połocka do Kamieńca Podolskiego.

We wrześniu 1939 roku Polska przegrała wojnę z Niemcami i nie była w stanie przeciwstawić się Armii Czerwonej. Polskie plany wojenne nie zakładały współdziałania obu potężnych sąsiadów Polski – Niemiec i ZSRR.

Warto przypomnieć, jak do tego współdziałania doszło, skoro od czasu przejęcia władzy przez Hitlera obydwa te państwa traktowały siebie jako największych wrogów; Adolf Hitler budował swą pozycję polityczną na antybolszewizmie, a Józef Stalin na antyfaszyzmie. Sytuacja zmieniła się w 1938 roku i na początku 1939 roku, kiedy to działania Hitlera w Europie zaniepokoiły nie tylko polityków zachodnich, ale także Związek Radziecki.

Konferencja w Monachium w 1938 roku, na którą nie zaproszono delegacji radzieckiej, oraz zajęcie Czechosłowacji stało się dla Związku Radzieckiego sygnałem, że forsowana przez radzieckiego szefa dyplomacji Maksima Litwinowa na forum międzynarodowym koncepcja zbiorowego bezpieczeństwa, majaca zablokować ekspansję Rzeszy, nie ma szans. W marcu 1939 roku Stalin, przemawiając na XVIII Zjeździe WKP(b), oświadczył wręcz, że „nowa wojna imperialistyczna stała się faktem” i ostrzegał przed próbami „wywołania gniewu Związku Radzieckiego przeciwko Niemcom” oraz przed prowokowaniem „konfliktu z Niemcami bez widocznych ku temu powodów”.

Wkrótce na stanowisku szefa radzieckiej dyplomacji nastąpiła zmiana – Litwinowa zastąpił przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych (premier) Wiaczesław Mołotow. Zmiana to była znacząca, bowiem odchodził polityk związany z koncepcjami tworzenia systemów zbiorowego bezpieczeństwa, polityk o wyraźnej orientacji antyniemieckiej, mający dobre kontakty zarówno w stolicach europejskich, jak i w Lidze Narodów. Jego miejsce zajmował jeden z najbliższych współpracowników Stalina, bezwzględny wykonawca jego poleceń.

Rosjanie zaczęli prowadzić nową grę dyplomatyczną. Z jednej strony utrzymywali dialog z Francją i Anglią, z drugiej prowadzili tajne rozmowy z Niemcami. Celem tej gry była możliwość wyboru przez Rosję korzystniejszego dla siebie wariantu, którego mogłaby dokonać w ostatniej chwili.

Już w połowie kwietnia Stalin zaczął wysyłać do Berlina sygnały, że gotów jest do rozmów w przypadku przedstawiania propozycji przez Hitler. Pierwszym takim sygnałem było oświadczenie ambasadora radzieckiego w Berlinie, złożone wysokiemu dyplomacie niemieckiemu, w którym zapewniał on, że różnice ideologiczne pomiędzy oboma państwami nie muszą wpływać na charakter ich stosunków.

Józef Beck

Jeszcze wyraźniej sprawę postawił wkrótce inny dyplomata radziecki, pytając wręcz swego niemieckiego rozmówcę, czy odejście Litwinowa nie mogłoby spowodować zmiany stosunku III Rzeszy do Związku Radzieckiego. Niemal w tym samym czasie, bo 10 maja, doszło z inicjatywy polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka do jego spotkania z wracającym z oficjalnej wizyty w Bukareszcie wysokim dyplomatą radzieckim, wiceministrem spraw zagranicznych Władimirom Potiomkinem, tym samym dyplomatą, który kilka miesięcy później przeczytał w nocy 17 września ambasadorowi Grzybowskiemu złowieszczą notę, zaczynającą się od słów: „Wojna polsko-niemiecka ujawniła bankructwo państwa polskiego”.

Spotkanie miało charakter nieoficjalny. Z tego spotkania J. Beck odesłał do polskich placówek dyplomatycznych zwięzłą informację, w której pisał m.in.: „…zostało wyjaśnione, iż rząd sowiecki ze zrozumieniem odnosi się do naszej argumentacji w sprawie stosunków polsko-sowieckich, których normalny układ rozwija się obecnie zupełnie prawidłowo.

Sowiety zdają sobie sprawę, że Rząd Polski nie pójdzie na żaden układ z jednym z wielkich sąsiadów przeciw drugiemu i rozumieją korzyści płynące dla nich z tego stanowiska Polski”. Dokument ten kończy się zdaniem: „P. Potiomkin oświadczył, że w przypadku konfliktu zbrojnego między Polską i Niemcami ZSRR zajmie wobec nas une attitutte bienveillant. Jak p. Potiomkin sam stwierdził, jego deklaracja została złożona zgodnie ze specjalnymi instrukcjami, które Rząd Radziecki przesłał dla niego do Warszaw”.

Znacznie szerzej polski minister przedstawił tę rozmowę w swych pamiętnikach, wydanych w 1951 roku w Paryżu. Napisał w nich m.in.: „…mam wrażenie, iż szereg szeroko rozszerzanych po świecie pogłosek o jakichkolwiek naszych rozmowach z Niemcami co do wspólnej akcji przeciw Sowietom został przez bieg wypadków kategorycznie zdementowany. Wyraziłem przekonanie, że w ten sposób odpadły przeszkody do kształtowania naszego dobrego sąsiedztwa, nie tylko według litery prawa, ale i ducha naszego układu z r. 1932”.

Władimir Potiomkin jeszcze z Warszawy wysłał do Moskwy telegram następującej treści: „Miałem godzinną rozmowę z Beckiem. Otrzymałem pewne informacje o stanie stosunków polsko-niemieckich. Drogą szczegółowej analizy stosunku sił w Europie i możliwości efektywnego wsparcia francusko-angielskiego doprowadziłem Becka do otwartego przyznania, że bez poparcia ze strony ZSRR Polacy nie utrzymają się.

Podsumowując moim zwyczajem przy końcu rozmowy jej zasadniczą treść, wyraźnie jeszcze raz sformułowałem owo oświadczenie Becka, a on je wyraźnie potwierdził. Ze swojej strony podkreśliłem, że ZSRR nie odmówiłby Polsce pomocy, gdyby ona tego pragnęła” (cytaty z informacji i pamiętników J. Becka oraz telegramu W. Potiomkina za: Henryk Batowski, Europa zmierza ku przepaści, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1977, s. 356-358).

Po tym spotkaniu nastąpiła krótkotrwała poprawa stosunków na linii Warszawa – Moskwa. W tym czasie początkowo niechętny dialogowi ze Związkiem Radzieckim Hitler, dostrzegając, że pakt ze Stalinem rozwiąże mu problem bezpiecznego ataku na Polskę, zaplanowanego na koniec sierpnia 1939 roku, zaczął nalegać na jak najszybsze jego podpisanie.

W końcu lipca niemiecki negocjator umowy handlowej z ZSRR zgodnie z otrzymanym poleceniem oświadczył swemu radzieckiemu partnerowi, że „nie ma problemów dotyczących terenów od Bałtyku po Morze Czarne, czy na Dalekim Wschodzie, których Niemcy i ZSRR nie mogłyby rozwiązać”. Tym razem była to już wyraźna oferta, oferta, którą Stalin przyjął.

W dniu 19 sierpnia na posiedzeniu Biura Politycznego, analizując aktualną sytuację w Europie, powiedział: „…jeśli przyjmiemy niemiecką propozycję zawarcia z nimi paktu o nieagresji, umożliwi to Niemcom atak na Polskę i tym samym interwencja Anglii i Francji stanie się faktem dokonanym. Gdy to nastąpi, będziemy mogli z pożytkiem dla nas czekać na odpowiedni moment dołączenia do konfliktu lub osiągnięcia celu w inny sposób. Wybór jest dla nas jasny: powinniśmy przyjąć propozycję niemiecką, a misję wojskową francuską i angielską odesłać grzecznie do domu”.

Obaj dyktatorzy upoważnili swych szefów dyplomacji do szybkiego uzgodnienia treści porozumienia. W dniu 23 sierpnia o godz. 13 na moskiewskim lotnisku wylądował niemiecki samolot, którym przybył minister III Rzeszy Joachim von Ribbentrop posiadający pełnomocnictwa do podpisania niemiecko-radzieckiego paktu o nieagresji oraz – na żądanie Stalina – tajnego protokołu dodatkowego określającego zasady podziału Polski i strefy wpływów obu umawiających się stron.

Tego samego dnia późnym wieczorem Ribbentrop i Mołotow, w obecności Stalina, podpisali na Kremlu zarówno pakt o nieagresji, jak i tajny protokół dodatkowy, będący jego integralną częścią. W jego drugim punkcie stwierdzano: „W przypadku terytorialno-politycznych przekształceń na obszarach należących do państwa polskiego podział sfer interesów między Niemcami i ZSRR przebiegać będzie mniej więcej wzdłuż rzek Narew, Wisła i San.

Kwestia, czy w interesie obu stron jest utrzymanie państwa polskiego oraz jak przebiegać będą granice tego państwa, może zostać definitywnie wyjaśniona dopiero w miarę dalszego rozwoju politycznych wydarzeń. W każdym przypadku oba rządy rozwiążą ten problem w drodze przyjacielskiego porozumienia”. Pakt Ribbentrop – Mołotow często nazywa się IV rozbiorem Polski. Nazwa ta jest adekwatna – dwa sąsiadujące z Polską państwa zawarły porozumienie, dotyczące jej podziału, które niebawem z niewielkimi zmianami zrealizowały.

W przeddzień przyjazdu Ribbentropa do Moskwy na wyraźne polecenie Stalina odesłano do domu misje wojskowe Francji i Wielkiej Brytanii, z którymi negocjacje prowadził Kliment Worszyłow. Stalin dokonał wyboru, przekreślającego sens tych negocjacji.

Wiadomość o tajnym protokole błyskawicznie wyszła poza krąg jego sygnatariuszy. Z jego treścią zapoznał się w gabinecie swego szefa, naturalnie bez jego wiedzy, pracujący w ambasadzie niemieckiej młody dyplomata – antyfaszysta Hans Herwarth von Bittenfeld, który natychmiast przekazał ją swemu koledze z ambasady USA w Moskwie Charlesowi Bohlenowi.

Ten o protokole niezwłocznie poinformował swego szefa. Już 24 sierpnia rano ambasador Stanów Zjednoczonych w Rosji Lawrence Steinhardt przetelegrafował treść tajnego protokołu do Waszyngtonu, gdzie depeszę nr 465 przyjęto o godz. 11.50 czasu lokalnego. Jeszcze tego samego dnia wiadomość o tak niepokojącym rozwoju sytuacji w Europie dotarła do prezydenta Franklina D. Roosevelta. Ten jednak nie przekazał wiadomości o tajnym protokole ani Francuzom, ani Anglikom, nie poinformował też Warszawy.

Między 1 września, gdy hitlerowskie wojska zaatakowały Polskę, a 17 września, gdy to samo uczyniła Armia Czerwona, między Berlinem a Moskwą trwała gorączkowa gra dyplomatyczna. Hitler niecierpliwie oczekiwał włączenia się swego wschodniego sojusznika do napaści na Polskę, zaś Stalin czekał na „odpowiedni moment”. Depesza ścigała depeszę, a tymczasem propaganda radziecka przygotowywała ludność do akceptacji zmiany stosunku do Niemiec; niedawni najwięksi wrogowie nagle stali się największymi sojusznikami.

„Odpowiedni moment” się zbliżał; 15 września Rosjanie podpisali rozejm z Japonią, który wszedł w życie dzień później i zapewniał spokój na radzieckim Dalekim Wschodzie. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że dzięki wywiadowi Stalin dowiedział się o wynikach tajnej narady premierów i dowódców wojskowych Anglii i Francji, na której zdecydowano, że nie zostaną podjęte żadne militarne działania, mające na celu odciążenie samotnie stawiającej Niemcom opór Polski. W nocy 17 września ambasador Rzeszy Schulenburg mógł zawiadomić Berlin, że Armia Czerwona wkroczyła na terytorium Polski.

W dniu 22 września w Brześciu Litewskim niemiecki generał Heinz Guderian i radziecki kombrig Siemion Kriwoszein odebrali wspólną defiladę niemieckich i radzieckich oddziałów pancernych. Sześć dni później, 28 września, ZSRR i III Rzesza podpisały układ niemiecko-radziecki o granicy i przyjaźni, określający dokładnie granicę między dwoma państwami. I temu układowi towarzyszyły tajne protokoły dodatkowe.

W jednym z nich stwierdzano: „Obie strony nie będą tolerowały na swych terytoriach żadnej agitacji polskiej, która mogłaby przeniknąć na terytorium drugiej strony. Ukrócą one na swych terenach zalążki takiej agitacji i będą informowały się wzajemnie o celowych przedsięwzięciach podejmowanych w tym kierunku”. To ustalenie stało się podstawą współpracy NKWD i Gestapo w zwalczaniu polskiego ruchu oporu.

Polska we wrześniu 1939 roku przegrała wojnę z Niemcami i nie mogła odeprzeć inwazji Armii Czerwonej. I trudno nie zgodzić się z tezą historyka izraelskiego Dana Dinera, że pakt Ribbentrop – Mołotow, który przekreślił sformułowaną przez marszałka J. Piłsudskiego i kontynuowaną przez ministra J. Becka politykę utrzymywania równych odległości od Berlina i Moskwy, był częścią demontażu systemu wersalskiego, demontażu do którego przyczynili się nie tylko Hitler i Stalin, ale także mocarstwa zachodnie, nie reagujące na wcześniejszą remilitaryzację Nadrenii, anschluss Austrii, czy monachijski rozbiór Czechosłowacji.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 9/2009