post-title Po tragedii pod Smoleńskiem

Po tragedii pod Smoleńskiem

Po tragedii pod Smoleńskiem

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Wszyscy śledziliśmy wydarzenia w Polsce, oglądaliśmy na ekranach telewizorów naszych rodaków, którzy podczas żałoby narodowej wyszli na ulice, by solidarnie oddać hołd ofiarom katastrofy. Tragedia ta dotknęła również nas, Polaków mieszkających za granicą, dlatego tym razem w rubryce „Rozsiani po świecie“ przedstawiamy wypowiedzi Polaków mieszkających poza granicami naszej ojczyzny, ich odczucia, związane z tą wielką stratą.

 

Tatiana Zacharowa, Sankt Petersburg

Najpierw ogarnęło mnie osłupienie: czy to możliwie? Potem ból i żałoba… Tak, katastrofy samolotów czasami się zdarzają i zawsze śmierć w powietrzu przeraża. Ale tutaj miało miejsce coś więcej: znów nasze narody – Polaków i Rosjan związała wspólna tragedia. I na dodatek symbol Katynia – zbrodni wojennej, o której nie wolno zapomnieć. Przypominam sobie, jak rok temu byłam na pokazie zamkniętym filmu Andrzeja Wajdy „Katyń“ i nie mogłam zrozumieć, dlaczego ten mądry i przenikliwy film nie wolno wyświetlać w moim kraju.

Ale parę dni przed katastrofą obraz, pokazujący tragedię polskich oficerów, można było zobaczyć na kanale telewizyjnym „Kultura“, który nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Na drugi dzień po katastrofie w porze największej oglądalności ten film emitowała na całą Rosję telewizja państwowa. Dziękuję. Ale cena była zbyt wysoka…

W niedzielę, 11 kwietnia, na głównej ulicy Sankt Petersburga na Newskim prospekcie w kościele pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej modliliśmy się o życie wieczne dla ofiar katastrofy lotniczej. Wielu ludzi złożyło kwiaty przed portretem prezydenta Polski i jego małżonki.

Przypomniałam sobie, jak w maju 2007 roku pani Maria Kaczyńska odwiedziła ten najstarszy kościół rzymskokatolicki w Rosji, kiedy przyjechała na uroczyste otwarcie Domu Polskiego. Wtedy małżonki prezydentów Polski i Rosji: Maria Kaczyńska i Ludmiła Putin oraz gubernator Petersburga Walentyna Matwiejenko otworzyły placówkę polonijną w naszym mieście.

To, jak wtedy mówiła pani Maria, jak wyglądała, pozostało w pamięci. Ciepło przywitała rodaków i wyraziła nadzieję, że wszyscy, którzy interesują się Polską, będą mogli w tym Domu dowiedzieć się więcej o tym kraju. Dodała, że w Petersburgu urodziła się jej mama, która wspominała go z dużym sentymentem. Mówiła prosto, od serca, widać, że była wzruszona. Inteligentna i elegancka, niezwykle sympatyczna i normalna osoba…

Podczas tej uroczystości towarzyszył pani Marii Kaczyńskiej prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska“ Maciej Płażyński, który też zginął tragicznie 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie prezydenckiego samolotu TU-154 pod Smoleńskiem…

Dzień 12 kwietnia w Rosji był dniem żałoby narodowej. Mieszkańcy Petersburga przynosili kwiaty i składali kondolencje w Konsulacie Generalnym RP.

 

Tadeusz Urbański, Sztokholm

Tamtej soboty rano miałem jeszcze dokończyć felieton, ale z przyzwyczajenia zajrzałem do Internetu. Była 8.45 i nic nadzwyczajnego się nie działo. Pamiętałem, że w piątek 9 kwietnia, wszystko było zaplanowane i mimo wysokiego poziomu konfliktów politycznych państwo funkcjonowało jak zwykle. Gazety analizowały spotkanie premierów Tuska i Putina w Katyniu, omawiając jednocześnie spodziewaną wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w tym ważnym dla nas miejscu.

Nagle na ekranie komputera dostrzegłem czerwonymi literami zapisaną wiadomość o kłopotach prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Za chwilę inna gazeta podała lakoniczną notkę o wypadku. O godzinie 9.05 było już wiadomo, że to katastrofa, której rozmiarów nikt nie mógł określić. Szybko chwyciłem za telefon, by zawiadomić moich kolegów dziennikarzy w USA i Kanadzie – przecież u nich była trzecia w nocy!

Siedziałem w domu, krążąc między telewizorem, gdzie oglądałem wiadomości na BBC i CNN, i komputerem. Wysyłałem listy i telefonicznie budziłem znajomych i przyjaciół. Dostałem również kilka telefonów i SMS-ów z Polski i ze świata. Świat się budził w sobotę 10 kwietnia, by usłyszeć tragiczną wiadomość. Felieton skończyłem w poniedziałek rano.

 

Anna Godrijewska, Lwów

W tę sobotę oprowadzałam po Cmentarzu Łyczakowskim grupę młodzieży z Polski, którym opowiadałam o wybitnych Polakach, mieszkających niegdyś we Lwowie. Szliśmy Aleją Zasłużonych. Obok pomnika Seweryna Goszczyńskiego cytowałam „Posłanie do Polski“, fragment który jest wyryty na pomniku poety:

Polsko Ty masz wyższy zakon boski 

Odkryć przed świata obliczem 

Nie przez martwe pisma głoski 

Ale życiem ofiarniczem

Nagle pani profesor – uczestniczka wycieczki, poinformowała nas, że rozbił się samolot prezydencki. Zastygliśmy w milczeniu. W tej chwili strofy wiersza, który cytowałam, nabrały innego znaczenia. Ból ścisnął za gardło. Udaliśmy się na Cmentarz Orląt Lwowskich, gdzie w malutkim pokoiku Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi włączona była TV „Polonia”. Patrzyliśmy i nie wierzyliśmy…

Przed Grobem Nieznanego Żołnierza uczciliśmy pamięć Orląt Lwowskich i tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem. W sobotę wieczorem w katedrze lwowskiej odprawiona została msza żałobna, w niedzielę natomiast odbyła się msza koncelebrowana przez metropolitę lwowskiego ks. M. Mokrzyckiego. Wzruszyło mnie to, że znajomi innych narodowości wyrażali nam współczucie.

 

Romuald Mieczkowski, Wilno

Wspominamy prezydencką parę, pamięć boleśnie przywołuje osoby, które zginęły w katastrofie, a które powszechnie znano i z którymi nas zetknął los. Ludzie, jak to ludzie – niektórzy podjęli niezwykłe działania, wypowiadali się politycy, poeci pisali pełne tragizmu wiersze.

Mimo oficjalnych komunikatów na temat przyczyn tragedii, które zapewne otrzymamy, zapewne nigdy nie ogarniemy jej rozmiaru. W czasie mszy żałobnej w wileńskiej Ostrej Bramie przypominałem sobie pielgrzymkę do Katynia przed laty i w żaden sposób do listy tamtych ofiar nie potrafiłem dodać nowych nazwisk.

Potrzebny jest czas i wielka solidarność, by z tego bólu powstać.

 

Janusz M. Szlechta, Nowy Jork

Nocowałem u znajomych, z którymi dzień wcześniej mieliśmy próbę naszego kabaretu. Obudzili mnie, informując o tragedii. Zaraz mi przyszła na myśl tragedia, którą 9 lat temu przeżył Nowy Jork – zamachy na World Trade Center. Wtedy też nie mogłem uwierzyć w to, co się stało…

Tego dnia miałem dyżur w redakcji „Nowego Dziennika“, w którym pracuję. Dzwonili zszokowani rodacy. Niektórzy mieli gotowe teorie spiskowe, wyjaśniające, dlaczego do tragedii doszło.

Na polskich domach, w oknach samochodów natychmiast pojawiły się biało-czerwone flagi z kirem. W kościołach odbyły się nabożeństwa za ofiary katastrofy i manifestacje pod pomnikami katyńskimi, m.in. w Jersey City w stanie New Jersey i w amerykańskiej Częstochowie w stanie Pensylwania.

Ze zdziwieniem przyglądam się niektórym ekspertom, fachowcom, naukowcom i politykom, którzy sądzą, iż „Rosjanie zgotowali nam drugi Katyń”. Zaskakujące dla mnie jest to, że jakoś niewielu dopuszcza myśl, iż to… był jednak wypadek… Wierzę w dobre intencje i dobroć ludzi, czego nauczał nas nasz Papież.

 

Bożena Bogdańska-Szadai, Budapeszt

Nie ma takich słów, które oddałyby to, co czuję. W katastrofie zginęło 96 bardzo ważnych osób, wśród nich te, które były nam, Polakom znad Dunaju szczególnie bliskie, na przykład pan Andrzej Przewoźnik – sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Dla Niego nasze polskie miejsca pamięci narodowej na obczyźnie były miejscami świętymi…

Dzień 17 kwietnia węgierski rząd ogłosił dniem żałoby narodowej. Na placu Kossutha przy siedzibie Węgierskiego Zgromadzenia Narodowego płonął znicz, składano kwiaty. W jednej z dzielnic Budapesztu na znak solidarności z Polską odsłonięto tablicę ku czci ofiar ostatniego katyńskiego dramatu.

W dniu 10 kwietnia wieczorem przy pomniku gen. Józefa Bema w Budapeszcie spontanicznie zebrali się Polacy i Węgrzy, by w ciszy wyrazić swój hołd ofiarom katastrofy. Następnego dnia, 11 kwietnia, w Kościele Polskim w Budapeszcie sprawowana była msza za dusze prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki oraz wszystkich zmarłych.

Msze święte odbyły się w wielu miejscowościach Węgier, inicjowane zarówno przez Polaków, jak i Węgrów. Dnia 13 kwietnia, czyli w Dniu Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej na Óbudzie (III dz. Budapesztu) tamtejszy Samorząd Mniejszości Polskiej przy tablicy ku czci Męczenników Katynia złożył hołd wszystkim ofiarom Katynia: tym sprzed 70 lat i tym sprzed trzech dni.

Tych dwóch tragedii nie można porównywać, ale Katyń to dla nas Polaków miejsce straszne i święte. Dlaczego los tak nas doświadcza? Przyszłość ma przeszłość i inaczej po polsku nie można myśleć.

 

Agata Lewandowski, Berlin

Zanim wsiadłam do pociągu relacji Warszawa-Berlina, spotkałam się z moją przyjaciółką. Podczas naszej rozmowy zadzwonił jej mąż, by poinformować nas o tragedii. Obserwowałam podróżnych, czekających na dworcu, którzy śledzili ekrany telewizorów w hali głównej.

Idąc do pociągu, widziałam ostatnie uśmiechnięte osoby: cztery Japonki, które jeszcze nie miały pojęcia o tym, co się stało.

W pociągu do Berlina ludzie przekazywali sobie kolejne wiadomości.

Polacy w Berlinie natychmiast zareagowali na wiadomość o tragedii. W takich momentach chcemy być razem, mówić po polsku, czuć po polsku. Pierwszym miejscem, do którego idziemy, jest polski kościół, gdzie już w sobotę rano została odprawiona msza za ofiary smoleńskiej katastrofy. Potem zebraliśmy się pod Bramą Brandenburską, gdzie konsul Mariusz Skórko wraz z polskimi berlińczykami zapalili symboliczne świece.

Do polskich sklepów w Berlinie przychodzili Polacy, by kupić polskie flagi, by umieścić je na samochodach. Do sklepu „Klon” przyszedł też jeden ze stałych rosyjskich klientów, płakał i przepraszał za Katyń i za Smoleńsk. Nie mógł pogodzić się z tym, że tak straszna polska tragedia znowu wydarzyła się na jego rosyjskiej ziemi.

Jak zareagowali Niemcy? Kanclerz Angela Merkel przed wejściem do polskiej ambasady zwróciła się do dziennikarzy, by za ich pośrednictwem przekazać Polakom głębokie wyrazy współczucia. Wszyscy wiemy, że reprezentowana przez PiS polityka nie była zbyt proniemiecka, ale żaden z niemieckich polityków nie przypominał o tym.

Nasz ulubiony sportowiec (Niemco-Polak) Łukasz Podolski postanowił zagrać w meczu z Hoffenheim z czarną opaską. „Poldi” tłumaczył dziennikarzom: „To także moja tragedia, w końcu w Polsce się urodziłem. Zawsze mówię, że mam Polskę w sercu i to nie są puste słowa”. Podobne gesty wykonali inni sportowcy.

Podczas dni żałoby Niemcy byli zdziwieni tym, jak bardzo Polacy są związani ze swoim krajem, a niektórzy powątpiewali, by Niemcy byli zdolni w tak uroczysty sposób żegnać któregoś ze swoich polityków.

My, Polacy mieszkający zagranicą, jesteśmy w pewien sposób izolowani od Polski poprzez odległość i normalność dnia codziennego w krajach naszego zamieszkania, ale wewnątrz przeżywamy głęboko to, co dzieje się w naszym kraju.

 

Beata Żółkiewicz-Siakantaris, Ateny

 

Tamtej soboty nie miałam zamiaru w ogóle włączać radia czy telewizora. Chciałam w spokoju popracować, ale jakiś dziwny niepokój już chyba wisiał w powietrzu, gdyż moje myśli powędrowały nostalgicznie daleko do Polski. W ich centrum znalazła się nagle… Krystyna Bochenek.

Z panią wicemarszałek Senatu RP – od lat kilku dobrym duchem opiekuńczym naszych dorocznych dziennikarskich polonijnych zlotów w Tarnowie – ostatni raz rozmawiałam we wrześniu minionego roku w moich rodzinnych Katowicach. Tak się złożyło, że nie zdołałam wykorzystać całości nagranego wówczas materiału i właśnie zastanawiałam się, jak to naprawić…

Z rozmyślań wyrwał mnie telefon od przyjaciółki, mieszkającej, jak ja, od wielu lat w Atenach, która kazała mi natychmiast włączyć telewizor. Kiedy to zrobiłam, stanęłam jak sparaliżowana. Nie wierzyłam… Podawano listę pasażerów. Usłyszałam nazwisko senator Bochenek i zimny dreszcz przeszedł mi po plecach.

W obliczu tak niezrozumiałego dramatu rozpaczliwie skupiłam się na tym jednym nazwisku. W uszach natrętnie dźwięczał mi znajomy głos, który pamiętam jeszcze z katowickiego radia…

Kiedy wyjaśniano, że towarzysząca zazwyczaj takim delegacjom grupa dziennikarzy tym razem do Katynia poleciała wcześniej, nikt nie dodał, że jedna dziennikarka jednak w nieszczęsnym prezydenckim samolocie się znalazła… Bo mimo szerokiej aktywności w ostatnich latach na arenie politycznej Krystyna Bochenek w duchu zawsze pozostawała dziennikarzem. Tak pięknie łączyła społeczne zaangażowanie, profesjonalizm i kompetencje z pełną wdzięku elegancją i pełną ciepła kobiecością!

W końcu jak oszalałe rozdzwoniły się telefony…

W obliczu żałoby narodowej wyrazy współczucia i jedności w bólu przekazało mi w tych dniach wielu przyjaciół i znajomych z różnych stron świata. Pierwszy zadzwonił znajomy dziennikarz z prośbą o wzięcie udziału w audycji radiowej, w całości poświęconej naszej tragedii.

Choć z bólu i smutku głos jeszcze wiązł mi w gardle, uznałam, że audycja w rozgłośni publicznej jest w tym przypadku szczególnie ważna, bo w Grecji, która dziś tak mocno pochłonięta jest własnymi, niemałymi przecież problemami, temat polskiej narodowej tragedii nie zajął całych pierwszych stron gazet, jak było to w wielu innych krajach.

Poza tym na greckiej arenie politycznej i w parlamencie licząca się wciąż siłą są komuniści, dla których Stalin był nieskazitelnym bohaterem i dobrym „batiuszką”. To oni natychmiast oficjalnie protestują, kiedy publiczne media greckie mówią o Katyniu prawdę. W ich oczach bowiem ta prawda wciąż jeszcze jest kłamstwem.

Katastrofa polskiego samolotu jednak wiele zmieniła. Kto się teraz tej prawdzie oprze? Tylko dlaczego musieliśmy zapłacić za nią aż tak straszliwą cenę? Dlaczego w los Polski wciąż wpisany jest tragizm?

 

Czesława Rudnik, Zaolzie

Akurat byłam na zakupach, kiedy zadzwoniła koleżanka, by poinformować mnie o tragicznym wydarzeniu. Wtedy jeszcze wszyscy mieli nadzieję, że pasażerowie żyją. Następne godziny spędziłam przed telewizorem. Kolejne, coraz tragiczniejsze doniesienia sprawiły, że nagle wszystko inne stało się nieważne.

Na Zaolziu jeszcze tego samego dnia, a potem w niedzielę w kościołach podczas wszystkich polskich nabożeństw modlono się za ofiary katastrofy. Na siedzibach polskich instytucji, szkół i organizacji pojawiły się biało-czerwone flagi z kirem. Składano tez wiązanki kwiatów i palono znicze.

Kongres Polaków w Republice Czeskiej skierował na ręce marszałka Bronisława Komorowskiego list z kondolencjami. W Zarządzie Głównym Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Czeskim Cieszynie wystawiona została księga kondolencyjna, którą przekazano następnie Konsulatowi Generalnemu RP w Ostrawie.

Najważniejsze zaolziańskie uroczystości z udziałem konsula generalnego RP w Ostrawie Jerzego Kronholda i delegacji polskich organizacji odbyły się we wtorek 13 kwietnia pod pomnikiem ofiar Katynia w Czeskim Cieszynie, a w piątek (16 kwietnia) w kościele ewangelickim w Czeskim Cieszynie miało miejsce nabożeństwo ekumeniczne.

Sobota i niedziela, czyli 17 i 18.kwietnia, były dniami żałoby w Republice Czeskiej.

 

Małgorzata Malek-Malewska, Kair 

Kiedy usiadłam przed komputerem od razu rzuciło mi sie w oczy wytłuszczone hasło „Katastrofa samolotu prezydenckiego”. Wtedy nie wiadomo było jeszcze, czy to była eksplozja, czy ktoś przeżył. Z każdą minutą przybywało informacji. To był szok, trudno było zebrać myśli.

Jak lawina rozdzwoniły się telefony. Kondolencje składali znajomi, sąsiedzi, przyjaciele Egipcjanie. Kilka godzin później dzwonili znajomi z USA i Kanady, którzy po przebudzeniu dowiedzieli się o polskiej tragedii.

Wieczorem na Zamalku odbyła się msza za tych, co zginęli w katastrofie, którą celebrowało trzech polskich księży i na której krótko przemówił też ambasador.

W tych dniach żałoby każdy z nas przyjmował kondolencje, adresowane do naszego narodu. Dzwonili nawet odlegli znajomi, koledzy z pracy męża.

 

Ewelina Widera, Dublin

Leżałyśmy z córką w łóżku i planowałyśmy, jak bardzo będziemy się lenić. Telefon ciągle się domagał, by go odebrać, ale ja to ignorowałam. W końcu odebrałam i wszystko straciło sens.

Całą sobotę przepłakałyśmy. Przyjechała do nas przyjaciółka, bo nie chciała być sama. W niedzielę dołączyło do nas większe grono rodaków.

Wszyscy pojechaliśmy do polskiego kościoła na specjalną mszę z udziałem prezydent Irlandii Mary McAleese. Takich tłumów nikt tu nigdy nie widział, przechodnie zatrzymywali się i pytali, co się stało. Wszyscy szczerze nam współczuli, pani prezydent, wychodząc z kościoła, uścisnęła kilka osób. Była bardzo poruszona. Pod kościołem i ambasadą polską zapłonęły setki świec.

Jednak poza polskimi domami żałoby nie było widać. Część Polaków bała się wywiesić flagę z kirem, bo „sąsiedzi wiedzą, ale jakiś podchmielony nocny przechodzień okno wybije, bo Polacy”. Media bardzo lakonicznie wspominały o naszej tragedii, a irlandzcy znajomi dziwili się tej wielkiej żałobie po prezydencie, od którego uciekaliśmy.

 

Marek Mańkowski, Calgary

Rzadko się zdarza, by telefon w środku nocy przynosił dobrą wiadomość. Ten telefon był o 2.30 nad ranem. Wiadomość, którą otrzymałem, była wręcz nierealna. Włączyłem telewizor. Ani CNN, ani BBC nic jeszcze nie przekazywały.

Po kilku minutach znalazłem potwierdzenie otrzymanej wiadomości najpierw na stronie internetowej 660 News radia z Calgary, potem na TVN24. Niedowierzanie przekształciło się w łzy, płynące bez kontroli po policzkach. Sen już nie przyszedł tej nocy.

Powoli wszystkie stacje zaczęły przekazywać tragiczną wiadomość, która zdominowała wszystkie inne. Stacje telewizyjne i radiowe mówiły nie tylko o samej katastrofie, ale również o miejscu, w którym się wydarzyła, o Katyniu.

O znaczeniu tego miejsca, o zbrodni sowieckiej na narodzie polskim, o powodach, dla których delegacja rządowa z prezydentem leciała do Smoleńska. Jeszcze nigdy tak wyraźnie nie określano w światowych mediach odpowiedzialności Rosji za wymordowanie tysięcy Polaków, elity narodu.

Grupa przedstawicieli Polonii calgaryjskiej zebrała się w sali parafialnej, by ułożyć oświadczenie dla kanadyjskich mediów, w Domu Polskim przygotowano księgę kondolencyjną. Flaga polska z czarną wstęgą powiewała, spuszczona do połowy masztu. W niedzielę o 11.00 odbyła się msza w intencji ofiar katastrofy. Kościół wypełniły tłumy – był poczet sztandarowy kombatantów, Rycerze Kolumba, harcerze.

W poniedziałek w pracy Kanadyjczycy od rana składali mi kondolencje. Nikt się nie śmiał, nie opowiadał dowcipów. Wszyscy zachowali powagę, choć wśród ponaddwudziestoosobowej załogi jest nas Polaków tylko dwóch.

MP 5/2010