post-title Solidarni

Solidarni

Solidarni

W sobotnie przedpołudnie 10 kwietnia, przygotowując kawę, kątem oka zerknęłam na rabatkę, którą widzę z okien kuchni. Właśnie zakwitł pierwszy tulipan! Pomyślałam z radością, że długo oczekiwana wiosna właśnie nadchodzi.

Być może dla wielu pasażerów samolotu prezydenckiego, wizyta, którą mieli złożyć w Katyniu, była symbolem długo oczekiwanego odkrycia smutnych kart polskiej historii. Mieli o niej mówić głośno. Przez długie lata za sprawą komunistycznych rządów panowała zmowa milczenia o pomordowanych ponad 20 tysiącach polskich oficerów.

Dopiero od niedawna coraz częściej przywoływano ofiary Katynia. A to dzięki filmowi Andrzeja Wajdy, dzięki politykom, głośno mówiącym o tej tragedii. Pierwsze oznaki „nadchodzącej wiosny“ można też było zauważyć podczas oficjalnych uroczystości w Katyniu, na które premier Putin zaprosił premiera Tuska.

Jak w przyrodzie – powoli kiełkowała ta długo przechowywana pod ziemią prawda. Katastrofa samolotu z 96 ofiarami była szokiem dla całej Polski. Była też szokiem dla świata.

Oka kamer skierowano na nasz kraj. Pokazywały smutek, łzy, rozpacz. Ale też olbrzymią solidarność. Moi słowaccy znajomi zastanawiali się, czy i oni potrafiliby w takich trudnych chwilach zjednoczyć się tak, jak czynili to nasi rodacy w kraju.

Chodząc po ulicach Warszawy czy Krakowa w dniach żałoby, odczułam „bycie razem” na własnej skórze. Już trochę zapomniałam, jak to jest stać w tłumie zjednoczonych Polaków. Ostatnio stałam tak na wrocławskim torze wyścigów konnych, podczas mszy, celebrowanej przez papieża Jana Pawła II.

Byłam wówczas nastolatką. Wraz z tatą o trzeciej rano wyruszyliśmy na tę mszę środkami miejskiej komunikacji, by potem jeszcze długi odcinek trasy przemierzyć pieszo. Wraz z innymi czekaliśmy na papieża i mszę, siedząc na trawie przez wiele godzin. Do domu wróciliśmy późnym popołudniem – zmęczeni, ale szczęśliwi.

Mieszkając z dala od kraju, zastanawiałam się, czy takie tłumne przeżywanie to nasza polska specjalność. Czy w ten sposób dajemy upust naszym emocjom? Potrzebujmy siebie nawzajem, by przeżywanie czegoś szczególnego było kompletne?

Będąc w Warszawie tuż po smoleńskiej tragedii, otrzymywałam od mieszkających na Słowacji polskich przyjaciół prośby telefoniczne, by w ich imieniu zapalić znicz przed pałacem prezydenckim. Wszyscy oni wyrażali żal, iż nie mogą tam być osobiście, albowiem razem łatwiej byłoby im przeżywać żałobę, choć przecież z jednoczyli się nimi ich słowaccy przyjaciele.

Zastanawiałam się, do jakiego stopnia potrafimy tę polską solidarność przenieść do krajów naszego zamieszkania. Nie znajduję jednoznacznej odpowiedzi, bo jakkolwiek na Słowacji odbyło się kilka polskich mszy, kilka spotkań w gronie rodaków, to czy to jednak nie za mało? Czy to rzeczywiście prawdziwa polska solidarność, która mogłaby nas zjednoczyć? Co jeszcze musi się wydarzyć, by stanąć w jednym szeregu i wspólnie zacząć porządkować to, co zniszczyły różne „katastrofy“?

O losie ofiar katyńskich dowiedział się cały świat. Przyroda rządzi się swoimi prawami. Po zimie przychodzi wiosna, zielone pędy wyrastają z ziemi, rozkwitają pąki kwiatów.

Po powrocie z Krakowa, z uroczystości pogrzebowych znów kątem oka zerknęłam na rabatkę, którą widzę z okien kuchni: wszystkie tulipany stały z dumnie rozwiniętymi płatkami.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Vladimir Šimiček, dziennik SME

MP 5/2010