post-title Demokracja parlamentarna za kratami

Demokracja parlamentarna za kratami

Demokracja parlamentarna za kratami

 TO WARTO WIEDZIEĆ 

Profesor Andrzej Garlicki w jednym ze swoich studiów pisał, że „z parlamentaryzmem jest tak jak z angielskim trawnikiem – trzeba go systematycznie podlewać, plewić, strzyc i gdzieś po dwustu latach jest taki, jaki powinien być”. Przypomnijmy, że istotą parlamentaryzmu są przede wszystkim wolne wybory, począwszy od zgłaszania kandydatów, po sam akt wyborczy, a dalej suwerenność wybranego parlamentu stanowiącego prawo i sprawującego funkcję kontrolną nad władzą wykonawczą, czyli rządem.

Jeżeli uwzględnimy te dwa kryteria w odniesieniu do Polski, to musimy dojść do wniosku, że system demokracji parlamentarnej w II Rzeczpospolitej istniał jedynie w latach 1919-1926, a więc ten „trawnik” pielęgnowano wówczas zaledwie siedem lat.

Gdy w listopadzie 1918 roku na czele odradzającego się państwa stanął z początkowo nieograniczonymi uprawnieniami Józef Piłsudski, jednym z pierwszych wydanych przez niego dekretów był dekret zarządzający na dzień 26 stycznia 1919 roku wybory do sejmu ustawodawczego.

I chociaż mogło się wydawać, że przygotowanie i przeprowadzenie wyborów w tak krótkim czasie i to w państwie, które właściwie jeszcze nie istniało, jest niemożliwe, to jednak wybory odbyły się w wyznaczonym terminie i zostały przeprowadzone sprawnie i uczciwie.

Adam Pragier

Adam Pragier, wybitny działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, w swoich wspomnieniach, zatytułowanych Czas przeszły dokonany, napisał: „W Polsce niepodległej powszechne wybory były zjawiskiem nowym. A jednak do pierwszych dwu kolejnych wyborów sejmowych ludność szła – jak w polonezie.

Z podniesioną głową i w zgodnym rytmie”. W tych pierwszych wyborach wybrano sejm, który uchwalił szereg ustaw, a po upływie nieco ponad dwu lat także konstytucję, zwaną później konstytucją marcową, bo uchwalona została w marcu 1921 roku.

Historycznym paradoksem pozostaje fakt, że twórca demokracji parlamentarnej w II Rzeczpospolitej – Józef Piłsudski – później, w 1926 roku, zadał jej śmiertelny cios, uznając, że Polska do demokracji parlamentarnej nie jest przygotowana. Po krwawym przewrocie majowym w 1926 roku oczekiwano, że Marszałek rozwiąże parlament – tak się jednak nie stało.

Piłsudskiemu sejm był potrzebny, ale sejm fasadowy. Na zwołanym na 31 maja posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego, uzyskując 292 głosy (konieczna dla wyboru większość wynosiła 243 głosy), pozwolił wybrać się prezydentem, ale wyboru tego nie przyjął, stwierdzając, że nie może „wydobyć z siebie aktu zaufania i do siebie w tej pracy, którą już raz czyniłem, ani też do tych, co mnie na ten urząd powołują.

Ignacy Mościcki

Zbyt silnie w pamięci stoi mi tragiczna postać zamordowanego Prezydenta Narutowicza”. Stwierdził też, że konstytucja nie umożliwia prezydentowi pracy. Jednak sam akt wyboru przez Zgromadzenie Narodowe był równoznaczny z wyrażeniem mu wotum zaufania i z legalizacją zamachu majowego – a o to Piłsudskiemu chodziło. To pogardliwe odrzucenie prezydentury było pierwszym krokiem Marszałka do poniżania parlamentu. Na wniosek Piłsudskiego prezydentem został chemik Ignacy Mościcki, który jednak o polityce nie miał pojęcia, za to był bezwzględnie lojalny wobec Piłsudskiego.

W dniu 2 sierpnia sejm dokonał zmian w konstytucji i uchwalił szerokie pełnomocnictwa dla prezydenta, z których najważniejsze było uprawnienie prezydenta do rozwiązania sejmu i senatu na wniosek Rady Ministrów (poprzednio mógł to uczynić jedynie za zgodą senatu). Nowela sierpniowa uprawniała też prezydenta do wydawania rozporządzeń z mocą ustawy, wprowadzała zmianę w procedurze uchwalania wotum nieufności wobec rządu, a także ścisłe terminy prac sejmu i senatu nad budżetem.

Te ostatnie mogły spowodować sytuację, w których projekt rządowy nabierał mocy prawnej bez uchwały sejmowej. Ograniczenie uprawnień sejmu i senatu szło w parze z ustawowym rozszerzeniem kompetencji prezydenta, które obejmowały szeroko pojmowane „uporządkowanie stanu prawnego w państwie”.

Nowela sierpniowa wyraźnie zmieniła określone konstytucją marcową kompetencje władzy ustawodawczej i wykonawczej. Dla uzyskania pełnego obrazu zmian po przewrocie majowym dodajmy jeszcze wydany przez prezydenta 6 sierpnia dekret o sprawowaniu dowództwa nad siłami zbrojnymi i ustanowieniu Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych nie podlegającego kontroli parlamentarnej oraz kilka dni później mianowanie J. Piłsudskiego Generalnym Inspektorem Armii.

Zmiany te nie były jedynie korektą systemu demokracji parlamentarnej; zamach majowy podważył istotę systemu parlamentarnego w Polsce, istotę polegającą na tym, że społeczeństwo w wolnych wyborach wyłania swą reprezentację, która powołuje rząd. Od maja 1926 roku decyzje w tej sprawie już nie zapadały w Sejmie, ale w Belwederze – siedzibie Józefa Piłsudskiego, który, będąc premierem i niekontrolowanym Generalnym Inspektorem Armii, zdobył po przewrocie majowym pełnię władzy.

Dla Marszałka najwyższą wartością było państwo. Przekonanie o nadrzędności państwa nad innymi formami organizacji społeczeństwa powodowało, że odrzucał on system partyjny, uważając, że interesowi państwa powinny być podporządkowane interesy wszystkich klas społecznych, środowisk politycznych czy społeczeństw lokalnych i narodowości.

Uważał też, że władza wykonawcza nie powinna być zbyt uzależniona od parlamentu, w którym ścierają się różnorodne interesy społeczne, ponieważ to uzależnienie osłabia jej funkcyjność, a tym samym osłabia państwo. Równocześnie zdawał sobie sprawę, że ani rozpędzenie parlamentu po zwycięskim zamachu, ani zdławienie opozycji środkami administracyjnymi – czyli wprowadzenie zewnętrznych form dyktatury – nie przyśpieszy politycznego opanowania państwa, a może je utrudnić, jeśli nie uniemożliwić. Świadomie wybrał więc taką formę walki, która miała parlament kompromitować w oczach społeczeństwa.

W latach 1926-1930, czyli w pierwszym okresie rządów sanacji (od łacińskiego terminu sanare, czyli ‘uzdrawiać’) w społeczeństwie dość powszechnie panowało początkowo przekonanie, że po maju zmieniła się jedynie ekipa sprawująca władzę, ale nie doszło do zmiany samego systemu władzy z parlamentarnej na autorytatywną. Parlament dotrwał do końca kadencji i w marcu 1928 roku odbyły się wybory na zasadzie tej samej ordynacji wyborczej, która obowiązywała w poprzednich. W wyborach wystartował Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem Marszałka Piłsudskiego, który uzyskał w Sejmie 125 mandatów.

Wielkim przegranym była endecja i PSL „Piast”, czyli oba stronnictwa, które tworzyły gabinet, obalony w maju 1926 roku. Marszałkiem Sejmu wbrew woli J. Piłsudskiego został Ignacy Daszyński z PSS. BBWR był wprawdzie najsilniejszym klubem parlamentarnym, ale nie tworzył większości, co zresztą nie miało znaczenia, bo zadaniem tego ugrupowania była przede wszystkim destrukcja systemu parlamentarnego i sekundowanie Marszałkowi w kompromitowaniu i poniżaniu sejmu.

W czerwcu Piłsudski złożył dymisję gabinetu. Nowym premierem został Kazimierz Bartel, uważany za przywódcę tzw. liberalnego skrzydła sanacji. Dnia 30 czerwca 1928 roku Piłsudski udzielił wywiadu, w którym poprzedni sejm nazwał „sejmem korupcji”, a posłów „publicznymi szmatami”.

Sejm ustawodawczy określił „sejmem ladacznic”, a o posłach powiedział m.in.: „Każdy z posłów ma prawo wrzeszczeć, krzyczeć, ma prawo rzucać obelgi, ma prawo oszczercze pisać interpelacje dotykające honoru innych, ma prawo i przywileje zachowywać się jak świnia i łajdak”.

Nie zmienił swej retoryki również wówczas, gdy ponownie stanął na czele rządu; obejmując gabinet, powiedział w wywiadzie prasowym, że nieraz wątpił „o jakiejkolwiek wartości tak zwanych demokratycznych pojęć, a jeszcze mniej o wartości tak zwanego parlamentaryzmu, gdyż on prowadzi do musu oszukiwać i do musu życia w świecie oszukańczym”.

Konstytucja była dla niego „konstytuta prostituta”, o posłach zaś mówił: „W każdym urzędzie pana posła należy usuwać za drzwi, jeśli zaś przy tym coś mu dołożą – to także nie szkodzi”. W innych wywiadach używał podobnie brutalnego słownictwa.

Można jednak przypuszczać, że sejm i senat przetrwałyby do końca kadencji, gdyby nie wielki kryzys, który jesienią 1929 roku wstrząsnął gospodarką światową i znalazł swe odbicie w Polsce, i gdyby nie krzepnięcie zjednoczonej w Centrolewie polskiej opozycji oraz przeforsowanie przez nią postawienia przed Trybunałem Stanu ministra Gabriela Czechowicza, który na polecenie Marszałka bezprawnie przekazał z funduszów państwowych 8 mln zł na akcję wyborczą BBWR, co szczególnie kompromitowało sanację, głoszącą przecież hasła uzdrowienia życia publicznego. Wszystko to spowodowało, że obóz rządzący dokonał rewizji swej dotychczasowej polityki wobec opozycji parlamentarnej.

W dniu 30 sierpnia 1930 roku prezydent Ignacy Mościcki rozwiązał obie izby parlamentu i wyznaczył termin wyborów sejmowych na 16 listopada, a senackich tydzień później. Kilka dni wcześniej Piłsudski zakomunikował w Belwederze płk. Wacławowi Kostkowi-Biernackiemu, że mianuje go naczelnikiem więzienia wojskowego w twierdzy w Brześciu nad Bugiem.

Równocześnie poinformował go, iż przygotowuje się wielka akcja państwowa, w wyniku której zostanie aresztowanych około 200 osób, przedstawicieli środowisk politycznych i finansowych, mających trafić właśnie do twierdzy brzeskiej, ponieważ cywilna służba więzienna nie cieszy się jego zaufaniem. Kostka-Biernacki, który w legionach dowodził oddziałem żandarmerii wojskowej, nie miał dobrej opinii – był człowiekiem bezwzględnym i przejawiał skłonności sadystyczne; nieprzypadkowo nazywano go Kostką-Wieszatielem.

Na tę „wielką akcję państwową” nie trzeba było czekać długo. W dniu 10 września 1930 roku w prasie ukazał się komunikat Polskiej Agencji Prasowej informujący, że „dokonano zatrzymania szeregu byłych posłów, którzy dopuścili się przestępstw natury zarówno kryminalnej (kradzieże, oszustwa, przywłaszczenia itp.), jak i natury politycznej (strzały do policji, nawoływanie do gwałtu i nieposłuszeństwa władzom, wystąpienia antypaństwowe itp.)”.

Osiemdziesiąt lat temu, w nocy z 9 na 10 września 1930 roku aresztowano byłych posłów opozycyjnych z PPS: Norberta Barlickiego, Adama Ciołkosza, Stanisława Duboisa, Hermana Liebermana, Mieczysława Masteka i Adama Pragiera; z PSL „Piast”: Władysława Kiernika i Wincentego Witosa; z PSL „Wyzwolenie”: Kazimierza Bagińskiego Józefa Putka; z Narodowej Partii Robotniczej: Karola Popiela; ze Stronnictwa Narodowego: Aleksandra Dębskiego i Jana Kwiatkowskiego; ze Stronnictwa Chłopskiego: Adolfa Sawickiego.

Aresztowano również pięciu byłych posłów ukraińskich: Włodzimierza Celewicza, Osipa Kohuta, Jana Leszczyńskiego, Dymitra Palijewa i Aleksandra Wisłockiego oraz byłego posła z BBWR Józefa Baćmagę, oskarżonego o malwersacje finansowe. Po rozwiązaniu Sejmu Śląskiego do aresztowanych dołączono przywódcę powstań śląskich Wojciecha Korfantego.

Decyzję o tym, kto ma zostać aresztowany, podjął Józef Piłsudski. Aresztowań dokonano w środku nocy; do mieszkań wkraczał komisarz policji w towarzystwie policjanta i żandarma wojskowego i pokazywał nakaz aresztowania podpisany przez ministra spraw wewnętrznych gen. Sławoja Składkowskiego. Był to nakaz bezprawny.

Aresztowanych przewożono samochodami do twierdzy w Brześciu nad Bugiem. Osadzenie ich w więzieniu wojskowym było także złamaniem prawa, ponieważ wszyscy oni byli cywilami. W drodze do Brześcia konwojenci bestialsko pobili sześćdziesięcioletniego doktora praw ppłk. Hermana Liebermana – skacząc mu po nerkach, krzyczeli: „Niech żyje Józef Piłsudski!”. Była do odpłata za to, że był oskarżycielem Czechowicza przed Trybunałem Stanu.

Bito również w Brześciu. Więźniów znieważano rynsztokowymi wyzwiskami, przekleństwami. Trzykrotnego premiera Wincentego Witosa zmuszano do czyszczenia celowo zabrudzonych kałem ubikacji. Pozorowane egzekucje miały aresztowanych złamać psychicznie. Całkowicie izolowano ich od świata zewnętrznego, przetrzymywano w zimnych, wilgotnych celach, głodzono.

W tym czasie, gdy opozycjoniści przebywali w więzieniu brzeskim, władze polskie przeprowadziły akcję pacyfikacyjną w Galicji Wschodniej. Była to reakcja na tzw. częściowe wystąpienie Ukraińskiej Wojskowej Organizacji z lipca 1930 roku, która przez akcje sabotażowe, terrorystyczne, podpalenia chciała zwrócić uwagę Europy na problem ukraiński w Polsce.

Akcja pacyfikacyjna, trwająca od 16 września do 30 listopada, oparta była na odpowiedzialności zbiorowej i objęła 450 wsi ukraińskich. Przybyła do wsi ekspedycja wojskowa lub policyjna likwidowała ukraińskie instytucje społeczne i kulturalne, niszczyła ich majątek, demolowała ukraińskie czytelnie, spółdzielnie czy sklepy, przeprowadzała rewizje w domach, często niszcząc cały dobytek ich mieszkańców, a w niektórych przypadkach przemocą zmuszając rady gminne do podjęcia uchwały o lojalności wobec władzy i gotowości głosowania na listę rządową.

Zbliżał się termin wyborów parlamentarnych, które nazwano brzeskimi. Kampania wyborcza przebiegała w atmosferze terroru, stosowanego przez obóz rządowy na wielką skalę; w czasie jej trwania aresztowano z powodów politycznych ok. 5 tys. osób, w tym 84 byłych posłów i senatorów.

Unieważniano listy wyborcze, zmuszano do jawnego głosowania, a tam, gdzie i te metody zawiodły, fałszowano wyniki. W klimacie terroru Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem uzyskał 247 mandatów w Sejmie, co stanowiło 55,6 proc. W rezultacie tych wyborów obóz rządzący w pełni podporządkował sobie parlament.

Na powrót demokracji parlamentarnej, której pierwszy cios zadał przewrót majowy, trzeba było w Polsce czekać 65 lat. Stało się to w roku 1991, roku pierwszych demokratycznych wyborów w III Rzeczpospolitej.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 11/2010

 

Opracowano na podstawie książek Andrzeja Garlickiego: Przewrót majowy, Od maja do Brześcia i Od Brześcia do maja. Z nich też pochodzą przytoczone cytaty.