post-title Przyjazny Wiedeń dla kłopotliwych gości…

Przyjazny Wiedeń dla kłopotliwych gości…

Przyjazny Wiedeń dla kłopotliwych gości…

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Wiedeń to muzyczna stolica Europy, a także stolica państwa bogatego mieszczaństwa oraz stolica jednego z państw, które brały udział w rozbiorach Polski. Często zastanawiam się, dlaczego takim sentymentem Polacy darzą Galicję, Franciszka Józefa, cały zabór austriacki, bo przecież nawet przy najlepszych chęciach Austria była kiedyś w południowo-wschodniej Polsce po prostu okupantem, wyzyskującym ten najbiedniejszy region Polski do granic możliwości.

Nie budowano tu fabryk, nie rozwijano przemysłu – po prostu wywożono wszystko, co się dało, pozostawiając przemysłową pustynię i spalone rabunkiem ziemie. To także Austriacy urządzili na Wawelu stajnię, a do zamku wjeżdżali na koniach. Nie było – jak w innych zaborach – rusyfikacji czy germanizacji. Fakt. Po co w ogóle uczyć Polaków, skoro nahajem można wskazać czynność do wykonania. A i gwałty były na porządku dziennym wśród żołdaków Jego Cesarskiej Mości… Wracając do Wawelu – gdyby te stajnie wymyślili „ruscy”, wypominalibyśmy im je do końca świata.

Odsiecz Wiednia – dopiero kiedy moje dzieci przyjechały razem ze mną do Wiednia i poszły do szkoły (jedno miało 12 lat, drugie 13), dowiedziałam się, że TA sprawa w nauczanej w Austrii historii wygląda zupełnie inaczej. Sobieski ponoć nie słuchał ustaleń i rozkazów Leopolda I i wyszedł przed szereg. Nie chciał się dzielić zwycięstwem z koalicją wojsk sprzymierzonych, za to łupami jak najbardziej. W tutejszych szkołach na lekcjach historii uczą, jak to polskie wojska splądrowały miasto i jakich to gwałtów się przy okazji dopuszczono… Łupy i gwałty to do dzisiaj integralna część ówczesnych działań wojennych.

Po bezkrwawej rewolucji 1989 roku Wiedeń stał się miejscem tranzytowym w wędrówce tysięcy Polaków do „innego świata”. To tu, w Austrii, w obozie w Treiskirchen od świtu ustawiały się kolejki starających się o zakwalifikowanie na czasowy pobyt przed dalszą emigracją do USA, Kanady, Australii czy Afryki Południowej. Mój mąż – po studiach germanistycznych – był zatrudniony jako tłumacz przy jednej z amerykańskich fundacji działających w Treiskirchen.

Ja zaś, po przyjeździe w ramach łączenia rodzin, prowadziłam w tej fundacji archiwum. Nasłuchałam się wtedy i naczytałam wielu „solidarnościowych” życiorysów. Niektórzy wręcz wywoływali mnie „na słówko” z biura, pytając, co trzeba napisać, żeby wyjechać do… I tu padała nazwa kraju docelowego. „Pani rozumie, nie działałem, nie siedziałem, ale CHCĘ wyjechać, dorobić się” – słyszałam od nich. Mówili: „Nie uciekamy z kraju ze względu na politykę – chcemy lepiej żyć”. I pisaliśmy te fikcyjne życiorysy, opisując prześladowania i bidę z nędzą rodem z kraju ojczystego.

Z tego też czasu pochodzi ta nowa niechęć Austriaków do Polaków. To właśnie wtedy zajeżdżały dziesiątki autokarów w pobliże placu Mexiko, gdzie odbywał się handel. Wszystkim. Z Polski przywożono i artykuły spożywcze, i tekstylne, także wódkę, papierosy… Przemyt był ogromny. Bród i zdewastowany plac z zadeptanymi trawnikami, zasikanymi bramami okolicznych domów. I to pamiętają nam do dzisiaj.

Zabolało mnie, kiedy zapoznałam się ze statystykami, robionymi przez organizacje integracyjne, iż sympatia do emigrantów Polaków stawiana jest na końcu listy różnych innych nacji (12. miejsce). Dlatego wzięłam się za działalność, która ma poprawiać nasz negatywny wizerunek. Czy z dobrym skutkiem? Powoli, ale coś się zmienia.

Oczywiście nie tylko z mojego powodu. W Austrii została spora grupa ludzi, którzy z zapałem wzięli się do budowania nowego życia, opartego na bazie wykształcenia. Polskich lekarzy jest ok. 200. Są też pielęgniarki, artyści, studiująca młodzież, ale – jak mówią – opinię można sobie zepsuć w godzinę, a naprawia się ją latami.

Wracając do Galicji – Polacy na każdym kroku tłumaczą Austriakom, jacy to oni (na tle Niemców i Rosjan) byli fajni za Franza Józefa, a oni, ci Austriacy, nie mogą się nadziwić, że chwali się ich za okupację Polski. Niektórzy wręcz się z nas (znowu?) śmieją. Czy nie czas z tym skończyć?

Jadwiga Hafner

Autorka jest założycielką Klubu Inteligencji Polskiej, wydaje pismo „Jupiter”, organizuje imprezy kulturalnych i coroczną galę, podczas której wręczane są Złote Sowy Polonii – nagrody dla wybitnych Polaków mieszkających w różnych krajach świata

MP 1/2011