post-title Lata sześćdziesiąte Sławomira Mrożka

Lata sześćdziesiąte Sławomira Mrożka

Lata sześćdziesiąte Sławomira Mrożka

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Ukazanie się na rynku księgarskim dzienników osób znanych – pisarzy czy polityków – zawsze budzi ogromne zainteresowanie czytelnicze. I nic w tym dziwnego, przecież są one najbardziej osobistą, by nie powiedzieć intymną formą wypowiedzi piszącego. W ostatnich latach do głośnych wydarzeń niewątpliwie należało opublikowanie w dziesięciu tomach dzienników Mieczysława Rakowskiego, dostarczających wielu informacji, skrywanych przed opinią publiczną, czy pełne 13-tomowe wydanie dzienników Marii Dąbrowskiej w 2009 roku.

Wydarzeniem literackim roku 2010 stało się wydanie przez krakowskie Wydawnictwo Literackie pierwszego tomu dzienników Sławomira Mrożka Dziennik t. I 1962 – 1969. Pozycja ta ucieszyła wielkie grono czytelników autora dramatów, felietonów czy dowcipnych prozatorskich miniatur, pozwalając raz jeszcze bliżej poznać ulubionego pisarza.

Piszę „raz jeszcze”, ponieważ Mrożek w ostatnich latach częściej uchylał drzwi do swojej prywatności, czy to w wydanym w 2000 roku przez wydawnictwo „Noir sur Blanc” Dzienniku powrotu, poruszającej opowieści o jego Polsce, mającej początek w drewnianym domku we wsi Borzęcin, gdzie przyszedł na świat w 1930 roku, a w drugiej części o jego Krakowie lat 1997-1999, do którego powrócił z dalekiego Meksyku.

Później był Baltazar. Autobiografia, książka powstała już po tym, kiedy to w maju 2002 roku Mrożek doznał udaru mózgu i utracił „to, co nas scala: pamięć i mowę”. A w 2009 roku ukazały się Listy Mrożka i Adama Tarna z lat 1968 – 1975, będące nie tylko dokumentem, ale i zwierzeniem.

Dziennik 1962 – 1969 Mrożek zaczął pisać po pierwszym opuszczeniu kraju i podjęciu decyzji, że do Polski już nie wróci, ponieważ wydaje mu się, że nic się nie w niej zmieni, że wszystko będzie trwało przez następne wieki, a on potrzebował zmiany. I zmieniał kraje i adresy; było małe włoskie miasteczko, był Paryż, potem Berlin Zachodni, ale myliłby się ten, kto sądziłby, że w Dzienniku znajdzie wrażenia z tych miejsc. One są niemal nieobecne. Mrożka nie interesuje to, co dzieje się wokół. Dziennik prowadzi po to, by zrozumieć samego siebie, ba, nie tylko zrozumieć, ale i przy pomocy tych zapisków ukształtować siebie.

W pierwszych emigracyjnych latach Mrożek próbuje dotrzeć do przyczyn swych życiowych ucieczek, ujawnia swe neurozy i lęki. Analizuje polskość, która go drażni, ale którą rozumie. Pisze: „Polacy niewątpliwie są narodem żałosnym. Martyrologia, którą tak podstawiamy wszystkim pod nos, powinna być zakazana, choćby z taktyczno-politycznego, propagandowego punktu widzenia. Poza obłudnymi, zdawkowymi wyrazami ubolewania nie budzi na świecie nic, przeciwnie, szkodzi nam”. To co ironicznie nazywa „polactwem” odnajduje i w sobie i chciałby wytępić.

Nie ukrywa narastającego w sobie poczucia nudy, nudy wynikającej z własnych rozważań, z tego, że nie potrafi radzić sobie z życiem i czeka na przełom, od którego mógłby zacząć nowe życie; przychodzą chwile, gdy obsesyjnie myśli o samobójstwie.

Dochodzi do wniosku, że to nie Polska była źródłem jego wieloletnich udręk, że ich przyczyn musi szukać w sobie. I w czasie największego samoudręczenia przychodzi niespodziewanie śmierć żony. „Śmierć przepołowiła moje życie” – pisze Mrożek, któremu odejście żony uprzytomnia głębokość łączących go z nią uczuć. Potem pojawia się już zupełnie inny, ciekawszy Mrożek, który stwierdza: „Mnie interesuje życie. Ach, jak mnie ono interesuje”.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 2/2011