post-title Opowiadnie wigilijne

Opowiadnie wigilijne

Opowiadnie wigilijne

 OPOWIADANIE 

To miała być ostatnia Wigilia. Niektórzy bowiem twierdzili, że wraz z rokiem dwutysięcznym nastąpi koniec świata. Zapach świeżego świerku, zapalone świeczki, prezenty pod choinką…

Ta woń zawsze kojarzyć mi się będzie ze szczęściem. Wystarczy owo bożonarodzeniowe drzewko niedostatecznie podlewać, a szybko straci wszystkie pachnące igły. Ze szczęściem też trzeba uważać…

Tamtej Wigilii pod choinką znalazłem szachy. Własnoręcznie zrobione przez mojego dziadka, który od wczesnych lat młodości zajmował się stolarką. Po II wojnie światowej robił dla sąsiadów stoły do ich odbudowywanych domów, kilkadziesiąt lat później zabawki dla mnie, by nigdy nie dopadła mnie zazdrość o plastikowe wynalazki kolegów, które ktoś przysłał im w paczkach z Zachodu.

Po kolacji wigilijnej zaczęliśmy z dziadkiem grać. Wygrywałem jedną partię za drugą. Z biegiem wieczoru szło mi jednak coraz gorzej, nie pomagała złość i płacz… Dziadek tłumaczył mi, że przegraną trzeba przyjąć bez względu na okoliczności, że z szachami jest jak w życiu – nigdy nie możesz być pewny ostatecznego wyniku. Wściekłem się i przez cały następny rok w szachy nie grałem.

Kolejna Wigilia była już dla mnie zupełnie innym świętem. To była pierwsza Wigilia bez dziadka. Zapach choinki już nie był tak intensywny, gdyż mieszał się ze wspomnieniami i tęsknotą. Kilka lat później, w kolejną Wigilię babcia zaprowadziła mnie do warsztatu dziadka, w którym czas wydawał się stać w miejscu.

Z dębowej szafy wyjęła pamiętne pudełko szachów. „Dzisiaj już jesteś dorosły, lepiej rozumiesz, o co chodzi w tej grze” – powiedziała. Przyjrzałem się figurom – czarny król miał wyrzeźbioną pierwszą literę imienia mojego dziadka, a biały mojego. Każdy pionek miał zapisaną w sobie jakąś historię z niełatwego życia dziadka.

Babcia patrzyła z sentymentem na mój uśmiech i lekko drżącym głosem zasugerowała, że już czas na kolację. Tamtego wieczoru siedzieliśmy przy stole w jeszcze mniejszym gronie. Wujkowie spędzali te święta ze swoimi rodzinami, siostra babci pojechała do rodziny nad morze, każdy chciał żyć coraz bardziej po swojemu; osiągnąć panoptikum między szachem i matem. 

Dzisiaj kolejna Wigilia przede mną. Znów inna niż wszystkie do tej pory. To dziadek nauczył mnie, że nie ważne, gdzie i z kim ją spędzisz; ważne, żebyś nie był w ten dzień sam. Wigilia ma bowiem to do siebie, że nie powinno się jej przeżywać w samotności; jest jak magnes, który zbliża ludzi, tworzy nowe rodziny. „Czasami jest nią ta, w której się urodziłeś, a czasami ta, która przez Twoje decyzje staje Ci się najbliższa”.

Mateusz Kumorowski

MP 12/2011