post-title Supermenka Martyna

Supermenka Martyna

Supermenka Martyna

 POLAK POTRAFI 

Złośliwi – a czasem po prostu niezorientowani – nazywają ją celebrytką. To wysoce niestosowne i mocno niesprawiedliwe określenie w odniesieniu do Martyny Wojciechowskiej. Celebryta to bowiem najczęściej człowiek „znany z tego, że jest znany”, który zazwyczaj niewiele osiągnął i równie niewiele ma do zaoferowania, a jakieś bliżej nieokreślone siły próbują sprawić, by stał się gwiazdą.

Martynie Wojciechowskiej tymczasem trudno zarzucić brak osiągnięć, talentu i ambicji – ma ich tyle, że mogłaby obdzielić nimi co najmniej kilka osób. Podróżniczka, prezenterka telewizyjna, pisarka, redaktor naczelna polskiej edycji prestiżowego magazynu „National Geographic”, ale też kierowca rajdowy – brała udział w rajdzie Paryż – Dakar.

Kocha góry. Zdobyła Koronę Ziemi (najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów). Jako trzecia i najmłodsza Polka w historii zdobyła Mount Everest. „W górach liczy się jedynie tu i teraz. Już sam fakt, że nikt niczego ode mnie nie chce, a mój telefon nie dzwoni, sprawia, że odpoczywam.

Poza tym z każdym krokiem czuję, że przekraczam granice swoich możliwości. Kiedy na początku wspinaczki człowiek stoi przed szczytem i patrzy na tę potężną górę – czuje się przytłoczony. Gdy patrzy na tę samą górę tuż po zejściu – rozpiera go duma i przekonanie, że może osiągnąć w życiu wszystko. Czysta magia” – mówi o swojej pasji Wojciechowska.

Nie mieści się w tradycyjnych społecznych ramach i normach. Nieustannie indagowana o to, dlaczego poświęca się zajęciom uznawanym za typowo męskie. Kiedy kilka lat temu zdecydowała się zostawić niespełna roczną córkę ze swoją matką i zdobywać szczyt na Antarktydzie, posypały się na nią gromy.

Tak zwana opinia publiczna nie mogła jej wybaczyć, że ośmieliła się postąpić inaczej niż oczekiwano. „To był szok. Spodziewałam się, że będę opowiadać o pięknie wyjątkowego kontynentu, jakim jest Antarktyda, a zamiast tego głównie odpieram zarzuty i odpowiadam na pytania, czy matka może wyjechać i zostawić dziecko.

Podobno jestem wyrodną matką. A co oznaczają święta dla 8-miesięcznego dziecka? Nie mają znaczenia. Lepiej zostawić 3-letnie dziecko, które już rozumie i tęskni, a może 14-letnie dziecko, które zaczyna eksperymentować z seksem i – nie daj Boże – narkotykami? Czy wtedy jest lepiej? Nie! Rozumiem, że matka w ogóle powinna zrezygnować ze swojego życia i swoich pasji?!” – mówiła rozżalona w wywiadzie dla „Dziennika” już po powrocie z wyprawy.

Osiągnęła już imponująco dużo, ale nie zwalnia tempa i pracuje na najwyższych obrotach. Wciąż realizuje nowe pomysły, w ramach cyklu „Kobieta na krańcu świata” niestrudzenie odwiedza kolejne miejsca w najdalszych zakątkach globu. Nie ukrywa, że ma ogromny apetyt na więcej.

Podkreśla, że bez swojej podróżniczej pasji nie istnieje, bo to właśnie ona ją określa. „Jest sposobem na życie i odskocznią od niego jednocześnie. Z czego się bierze? Z serca. Z umysłu. Z potrzeby. Rodzi się z wyobraźni i od każdego z nas zależy, czy przeobrazi się w rzeczywistość” – wyjaśnia.

Katarzyna Pieniądz

MP 9/2012