post-title Między domami w Warszawie i Meksyku

Między domami w Warszawie i Meksyku

Między domami w Warszawie i Meksyku

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Miasto położone na wysokości 2 240 metrów, otoczone górami i dwoma wulkanami – Iztaccíhuatl i Popocatépetl, szacuje się, że mieszka tu około 25 milionów ludzi, którzy codziennie na 25 tysiącach ulic w 16 dzielnicach (delegaciones) przemieszczają się za pomocą ponad 2 milionów samochodów, 12 linii metra i niezliczonej ilością autobusów: peseros, camiones, microbuses i metrobuses.

Nie można mówić o życiu w mieście bez świadomości jego ogromu, a Meksyk jest trzecim najbardziej zaludnionym miastem świata. Dla mieszkanki Warszawy, która wg statystyk ma 2 miliony mieszkańców, México jest po prostu potworem. Ale każdego potwora da się oswoić – to jedyny sposób, żeby nie zostać przez niego zjedzonym.

Lubię Warszawę, tutaj mam rodzinę i przyjaciół. Tutaj spędziłam dzieciństwo i przeszłam edukację szkolną, która pozwala mi realizować się w Meksyku – ukończyłam licencjackie studia dziennikarskie, a następnie studia magisterskie na Wydziale Organizacji Sztuki Filmowej w Łodzi. Jestem niezależną dokumentalistką. Wybory, których dokonuję, powodowane są ciekawością świata, drugiego człowieka oraz historii, przedstawianych za pomocą słów, obrazów i dźwięków.

W mojej podróży przewodnikami są ludzie, których spotykam, a także ci, których kocham i cenię. Oni czynią mój

świat bogatszym i pomagają mi odnaleźć właściwą drogę w ciemności. Dlatego rzadko używam mapy. Czuję się bezpiecznie, gdy ufam i wierzę. Lubię słońce i ciepło, ale tęsknię za mroźnymi i śnieżnymi porankami, gdy jestem daleko od rodzinnego domu. Dla kogoś, kto go opuścił, rodzinny dom oznacza też miejsce pochodzenia i często łączy się z tęsknotą, która często objawia się poczuciem zagubienia. Dlaczego ludzie wyjeżdżają i zakładają domy w innych, czasem bardzo odległych krajach i odmiennych kulturach? Postanowiłam to sprawdzić i od czterech lat wędruję między Warszawą a Meksykiem.

Realizuję film dokumentalny o życiu w dwóch miastach, widzianych oczami emigrantów – Polaków w Meksyku i Meksykanów w Warszawie. To, co wiem o życiu w Meksyku, jest efektem obserwacji, własnych doświadczeń, ale także historii, opowiedzianych mi przez mieszkających tutaj Polaków, którzy stali się moimi przewodnikami w podróży za ocean.

Obecnie mieszkam w centrum miasta Meksyk, legendarnego Tenochtitlán, założonego przez Azteków w XIII wieku na jednej z wysp jeziora Texcoco, które w miarę rozwoju życia na pozostałych wysepkach było sukcesywnie osuszane, w wyniku czego powstała w miarę jednolita powierzchnia 1500 km² – dzisiejsze México – jak nazywają je mieszkańcy, lub D.F. – Distrito Federal, bo stanowi jednostkę administracyjną stanu Meksyk. Miasto położone jest w środkowej części kraju.

Po pięciu latach od pierwszego spotkania z nim, nadal jestem w nim zakochana i dostrzegam detale, które każdy dzień czynią niepowtarzalnym. Spodobało mi się to, co powiedziała o mieście Meksyk jedna z bohaterek mojego filmu: 
„Jest strasznie kamienne. Stosunkowo niewiele tu zielonych przestrzeni. Natomiast te zielone przestrzenie mają tę właściwość, że codziennie, jak się wstanie wcześnie rano, albo w wielkie święta, kiedy miasto pustoszeje, i przechodzi się na przykład przez park Viveros, można czuć ich zapach.

Viveros to park, założony przez inżyniera, który chciał przede wszystkim przywrócić Meksykowi jego pasywną zieleń. W tym parku unosi się nieprawdopodobny zapach liści eukaliptusa, igieł sosnowych i bardzo specyficzny zapach ziół. Nie umiem go określić. On jest zarazem ostry i świeży i nigdzie poza Meksykiem takiego zapachu nie spotkałam”.

Przed swoją pierwszą podróżą do Meksyku w 2007 roku w głowie miałam kilka obrazów i symboli: słońce, salsa (taniec i pikantny sos), tequila (odpowiednik naszej wódki), stragany kolorowych owoców, magia i wiara w cuda (Święto Zmarłych i Matka Boska z Guadalupe), owinięte w kolorowe chusty kobiety z upiętymi kwiatami we włosach i z dziećmi przy piersi, przystojni mężczyźni w kapeluszach (sombreros), miłość pełna pasji (jak z telenoweli).

Ku mojemu zaskoczeniu Meksyk okazał się bliski tym wyobrażeniom, jednak znacznie bogatszy i nieustannie zaskakujący. Miasto Meksyk jest fascynujące, ale żyć w nim nie jest łatwo. Przemieszczanie się, bez względu na to, jakimi środkami komunikacji, jest bardzo męczące. Ale chaos 
i rytm, jakim żyje ta stolica, są na swój sposób inspirujące. Jedna podróż z domu do pracy pozwala mi niekiedy odkryć co najmniej kilka ludzkich historii, bo tutaj życie toczy się intensywnie na ulicy.

Codzienność to tłum, przeciskający się między zakorkowanymi samochodami, trąbiącymi autobusami, czyszczącymi buty boleros, całującymi się nastolatkami, proszącymi o jałmużnę staruszkami, które spacerują w garniturach z kubkami kawy ze Starbucksa.

Jedzenie, które można kupić na ulicy, to przede wszystkim tacos, czyli tortilla (placki kukurydziane) z różnorakim nadzieniem, papas Fitas – chipsy ziemniaczane, polane pikantnymi sosami, różnorakie paletas, czyli lody na patykach, batoniki alegrias – z amarantu i cacahuate – sklejone karmelem orzeszki ziemne. Tutaj żyją ludzie, którzy codziennie walczą o przetrwanie, sprzedając jedzenie, pirackie filmy, muzykę, chińskie drobiazgi, a przy tym prowadzą własne, specyficzne kampanie reklamowe, wyśpiewując slogany.

Jedna z bohaterek mojego filmu, mieszkająca w Meksyku od ponad 20 lat Polka, opisała mi to miasto, jako zespół sklejonych miasteczek, z których każde ma swój styl. „Trzeba się odnaleźć w mieście, czyli znaleźć ludzi, którzy blisko mieszkają, i nie poruszać się specjalnie po całym jego obszarze, bo nigdy go nie poznasz, a możesz przeżyć bardzo przykre niespodzianki. To miasto możesz uwielbiać, ale trzeba się go bać tak jak morza. Trzeba być ostrożnym, bo nagle zupełnie można stracić kontrolę”. Meksyk dostarcza po prostu wszystkiego, czego szukamy i czego chcielibyśmy uniknąć.

Ambasada polska szacuje, że w meksykańskiej stolicy mieszka na stałe około 1000 Polaków (w całym Meksyku ok. 2500). Ci, których tu odnalazłam, prowadzą życie ciekawe i w miarę dostatnie. Większość realizuje się zawodowo i rozwija lepiej, niż mogłaby to czynić w Polsce, dzięki unikatowości swoich umiejętności w odmiennej kulturze. Niektórzy odkryli nowe ścieżki kariery pod wpływem nowych warunków życia.

Są tu tłumacze, przewodnicy turystyczni, wykładowcy uniwersyteccy, aktorzy i artyści. Jest tancerz baletu, jest i artysta rzeźbiarz, a także skrzypek. A ponadto jest też badaczka chmur i autorka opowiadań dla dzieci, agent ubezpieczeniowy i były misjonarz. Głównym motywem ich przyjazdu do Meksyku była czysta ciekawość tego kraju, ale dopiero to, co wydarzyło się po drodze, zadecydowało o pozostaniu tu na dłużej i ostatecznym osiedleniu się: miłość, praca, klimat, koloryt, magia.

Niektórzy przyjechali tu na dwa tygodnie, a zostali trzydzieści lat… Nieliczni, których poznałam w Meksyku, wrócili do Polski. Z ich historii ciekawe wydało mi się to, co w nich pozostawił po sobie Meksyk. Pewien Polak, który mieszkała tu przez ponad 6 lat, opowiedział mi, że zawsze, kiedy spotyka kogoś hiszpańskojęzycznego, mówi, że jest medio mexicano, czyli pół-Meksykaninem, i że część jego serca tam właśnie została, a część Meksyku zostało w nim.

„Meksyk dał mi spokój wewnętrzny, podejście na luzie do świata, do otaczającej nas rzeczywistości, do innych ludzi. Dał mi też cierpliwość, bo Meksykanie podchodzą do całego świata niespiesznie, wiedząc, że jeśli coś ma się wydarzyć, to się wydarzy. A jeśli wydarzy się trochę później, niż było to zaplanowane, to nie jest to powód do jakiegoś zdenerwowania, ale do spokojnego oczekiwania”.

Ela ChrzanowskaMeksyk
Zdjęcia: Alejandro Mazariegos
MP 1/2013MP 2/2013