post-title Polskie drogi na emigracji

Polskie drogi na emigracji

Polskie drogi na emigracji

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Trzeba wyjechać z ojczyzny na dłużej, aby zrozumieć znaczenie słów Mickiewicza: „Kraj lat dziecinnych, on zawsze zostanie piękny i czysty jak pierwsze kochanie“. Na emigracji losy Polaków często toczą się nadal po polskich drogach: przyjmują pomocną dłoń, wyciągniętą przez rodaków, bliskich, rodziny, dłoń, która pomaga w stawianiu pierwszych kroków na obczyźnie. Tak też było w moim przypadku.

Do Chicago zaprosiła mnie ciocia Zosia, mieszkająca w USA już od kilkunastu lat. Miałem wtedy trudny okres w życiu. Po powrocie z dwuletniego kontraktu w Libii moje życie rodzinne nie układało się dobrze. Okazało się, że podczas tej nieobecności moja żona znalazła sobie nowego towarzysza życia w osobie sąsiada. Ciężko to znosiłem przez kilka lat. Niestety, związku nie udało się uratować.

O moich kłopotach dowiedziała się wspominana wyżej ciocia z Ameryki, która zaprosiła mnie do Chicago. Była jesień 1986 roku, a w sądzie odbywała się sprawa rozwodowa z mojego powództwa. Nie wiedziałem, co robić, bowiem wyjazd za ocean oznaczał, że w kraju pozostawię troje kilkuletnich dzieci i bardzo dobrą, perspektywiczną pracę w kieleckim Exbudzie, gdzie pracowałem od czasu ukończenia studiów na Wydziale Handlu Zagranicznego SGPiS.

Przy wsparciu i za namową rodzeństwa i rodziców zdecydowałem się na wyjazd. Trzeciego stycznia 1987 roku wylądowałem w Chicago. To był złoty okres dla emigrantów z Polski, których dziesiątki tysięcy przybywało co roku do drugiego wtedy co do liczby polskiej ludności miasta, zaraz po Warszawie. Życie biznesowe i towarzyskie kwitło, a firm polonijnych przybywało. Żyło się kolorowo i wesoło, chociaż wielu, podobnie jak mnie, dokuczało rozstanie z rodziną, szczególnie dziećmi.

W 1989 roku założyłem w Chicago szkołę języka angielskiego. Potem własny codzienny program radiowy, który prowadzę już ponad 23 lata ze stacji WPNA 1490 AM w Chicago. W tym czasie miałem okazję poznać wielu wspaniałych ludzi i gościć ich na antenie, jak choćby Krzysztofa Zanussiego, Krystynę Jandę, Juliusza Machulskiego, Marka Grechutę, Czesława Niemena. Poznałem też wielu znanych polityków i sportowców.

W Chicago założyłem nową rodzinę i przyjmowałem wizyty dzieci z Polski. Często, bo nawet dwa razy do roku, odwiedzałem Polskę i cały czas nie opuszczała mnie myśl o powrocie na stałe do ojczyzny. Wyobrażałem sobie swój powrót „na białym koniu”. Rok 2011 mógł stać się tym przełomowym, bowiem wtedy właśnie zdecydowałem się wystartować w wyborach parlamentarnych w Polsce z listy jedynej partii, która przyjęła na swoje listy kandydatów polonijnych. Byłem warszawską „dwójką“, za słynnym Władysławem Kozakiewiczem.

Nie udało się. Polonia – szczególnie ta chicagowska – ma ustalone preferencje polityczne i mniej dba o własne interesy, interesy emerytów, biznesmanów czy młodych, mogących studiować w Polsce. Wierzę, że za kilka lat to się zmieni, że Polonia będzie samodzielna i wymagająca, szanująca swoją autonomię, osiągnięcia i prawo do partnerstwa w kontaktach z Polską na każdej płaszczyźnie.

Mój syn Piotr, urodzony w Chicago, w tym roku rozpoczął studia medyczne we Wrocławiu. Dzieci wielu Polonusów z Chicago studiują w Polsce. Niech rośnie nasz wielki kapitał polski, którego ważną i nie do końca wykorzystaną częścią jest Polonia w USA. Stany Zjednoczone to kraj wielkich możliwości, przysłowiowy american dream nie jest pustym sloganem.

Mieszkając w Ameryce, wrasta się w nią, ale wielu przybyłych tu Polaków pragnie utrzymać więzi z Polską z różnych powodów i to jest wielkie pole do działania. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej emigracja do USA maleje. Emigracja zarobkowa przesunęła się na zachód Europy. Ta w USA, postsolidarnościowa, to już inna emigracja, nie zarobkowa, ale nadal mogąca dać wiele starej ojczyźnie.

Dokąd zaprowadzą nas polskie drogi? Czas ucieka, chociaż nikt go nie goni. Poddajemy się rosnącej sile globalizacji, ale i siła ponadtysiącletniej tożsamości narodowej Polaków powinna przetrwać. Pokolenia, dorastające już po transformacji w Polsce, to wielka nadzieja. Jestem optymistą. Żyjemy naprawdę w ciekawych czasach i także od nas zależy, czy będziemy Polską na miarę tej z czasów Jagiellonów.

Wierzę, że wykorzystamy wielką szansę. Teraz nie trzeba nam „latarników“, ale liderów, szczególnie młodych, wspieranych przez różne stronnictwa na emigracji i w Polsce. Pierwsze kroki już zostały zrobione, pora na następne!

Życzę Państwu w Nowym Roku, byśmy wciąż świadomie dbali o nasz wspólny Wielki Dom, którym jest Polska, i by nasze myśli i działania wiodły nas po polskich drogach.

Sylwester SkóraChicago

MP 1/2014