post-title Więckiewicz rządzi!

Więckiewicz rządzi!

Więckiewicz rządzi!

 KINO OKO 

Ostatni film Andrzeja Wajdy „Wałęsa. Człowiek z nadziei” podzielił polską opinię publiczną. Jedni chwalą go za nowoczesność w przedstawianiu najnowszej historii Polski i za wzruszenia, których film im dostarczył, inni zarzucają reżyserowi, że za pomocą filmowej laurki buduje Wałęsie pomnik. Nie ma się co dziwić. Ten film jest jak sam Wałęsa, który od zawsze wzbudza w Polakach skrajne emocje, nikogo nie pozostawiając obojętnym.

Wajda podjął się nad wyraz trudnego zadania, bo jak tu przedstawić kogoś, kto bez wątpienia przeszedł do historii Europy, ale ciągle żyje i wciąż budzi kontrowersje. Już samo napisanie scenariusza (Janusz Głowacki) musiało być karkołomnym zadaniem, ponieważ trudno w dwóch godzinach zawrzeć wszystkie istotne elementy skomplikowanej układanki, którą jest historia obalania komunizmu. Głowacki przeprowadził ciekawy zabieg, pozwalając samemu bohaterowi opowiadać o sobie.

Ramą filmu jest historyczny wywiad, którego Wałęsa udzielił włoskiej dziennikarce Orianie Fallaci. Ona pyta, on odpowiada, a my – widzowie – dzięki temu podróżujemy w czasie do roku 1970, kiedy to legendarny przywódca „Solidarności” po raz pierwszy został aresztowany. Kolejne sekwencje z życia bohatera przeplatane są materiałem archiwalnym, oryginalnymi filmami oraz ujęciami z „Człowieka z żelaza”.

Ten zabieg miał zapewne na celu podkreślenie historyczności wydarzeń przedstawionych w filmie, miał być rodzajem pomieszania dokumentu z fabułą. Pomysł dobry, niestety w praktyce wyszło inaczej, bo przerywniki pojawiają się w najciekawszych momentach i szatkują fabułę, a widz ma wrażenie, że poprzedni wątek nie został dokończony, zaś akcja zwalnia, by za chwilę znów nabrać rozpędu. Silnym akcentem filmu jest muzyka rockowa lat osiemdziesiątych – słychać w nim wszystkim znane piosenki, których teksty fantastycznie oddają ducha czasu.

Aktorsko nie można filmowi nic zarzucić, nawet role trzecioplanowe są przemyślane i dobrze zagrane. Największą bombą okazał się Robert Więckiewicz, o którym powiedzieć, że zagrał Wałęsę, to mało – Więckiewicz stał się Wałęsą! Każdy jego gest, krok, mina i charakterystyczny tembr głosu są zagrane perfekcyjnie. Momentami Więckiewicz brawurowo zapędza się w rejony parodii, ale granicy nigdy nie przekracza, unikając śmieszności. To genialna kreacja aktorska.

Żona przywódcy opozycji, Danuta (Agnieszka Grochowska), przedstawiona jest natomiast jednobarwnie, jako kobieta silna i cicha. W jej postaci zabrakło złożoności, kolorytu, elementu zaskoczenia – można powiedzieć, że to zupa bez pieprzu i soli. To ewidentna wina scenariusza, bowiem Agnieszka Grochowska gra świetnie i szkoda, że nie w pełni wykorzystano ją aktorsko – mogła zagrać 300% więcej, ale nie dano jej szansy.

W mojej ocenie pomimo paru błędów film jest bardzo dobry! Podobało mi się to, że twórcy oparli się pokusie użycia patetycznych sztuczek, znanych z innych polskich produkcji historycznych. Wzruszyłam się wielokrotnie i bez nich. A to, czy Wajda postawił Wałęsie pomnik, czy nie… Zupełnie mi to nie przeszkadza.

Film chętnie zobaczę jeszcze raz, choćby z powodu Więckiewicza, który za rolę Wałęsy powinien dostać Oskara.

Magdalena Marszałkowska

MP2014/3