post-title Bo trzeba mieć marzenia!

Bo trzeba mieć marzenia!

Bo trzeba mieć marzenia!

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Za oknem wiosna, świat budzi się do życia, a promienie słoneczne zachęcają do planowania wyjazdów urlopowych. Bardzo lubię literaturę podróżniczą i cenię sobie wydawnictwo „Poznaj Świat”, dlategosięgnęłam po wydaną przez nie książkę Kingi Choszcz „Moja Afryka”. Choć nie jest to najnowsza pozycja, to i tak w Polsce cieszy się ogromną popularnością, co odzwierciadlają listy bestsellerów.

Książka nie znika tak szybko z księgarskich półek, jak np. filmy z ekranów kinowych, dlatego warto czasem sięgnąć po pozycję, która umknęła nam wcześniej, a którą można ciągle jeszcze kupić.

„Moja Afryka” jest książką tak wyjątkową, jak jej autorka i historia jej życia. W roku 1998 Kinga i jej przyjaciel Radek „Chopin” Siuda wyruszyli autostopem w podróż dookoła świata. Zajęła im ona aż pięć lat, ale przyniosła ogromny sukces i prestiżową nagrodę podróżniczą „Kolos”.

W kolejną, wyprawę, tym razem do Afryki, Kinga wyruszyła w pojedynkę, zdana tylko na siebie i tubylców. Siedząc w wygodnym i bezpiecznym fotelu z książką w ręku, zastanawiałam się, kim była biała kobieta, która samotnie wybrała się z plecakiem do Afryki? Niezdającą sobie sprawy z czyhających na nią niebezpieczeństw wariatką? Liczącą na łaskę i niełaskę obcych jej osób naiwną marzycielką?

Kinga zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństw, ale zawsze wierzyła w ludzi, potrafiła zdobyć ich zaufanie, a ponadto miała niezwykłą łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Jej podróż nie skończyła się happy endem – Kinga zmarła na malarię mózgową. W jej podróży autostopem przez Czarny Ląd to nie ludzie okazali się niebezpieczni, ale natura.

Książka powstała już po śmierci podróżniczki, w oparciu o jej pamiętniki, zapiski, notatki. Stanowi relację z podróży, napisaną w sposób prosty i rzeczowy. Brak w niej polotu literackiego i dowcipu, tak charakterystycznych dla Cejrowskiego, czy filozofowania w stylu Pawlikowskiej.

Ale Choszcz nie była pisarką, tylko podróżniczką z pasją odkrywania świata i ludzi. Należy też pamiętać, że autorka nie miała możliwości, by swoje notatki opracować literacko, przygotować do druku i mieć wgląd w ostateczny kształt książki. Ci którzy zrobili to za nią nie mieli łatwego zadania. Trudno jest bowiem przygotować cudzą relację z podróży, w której nie brało się udziału i nie widziało tego wszystkiego, co opisywał autor… Ale oszczędny i prosty język książki zupełnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, zionie z niego prawdą – nie miałam wrażenia, że ktoś te wspomnienia podkolorował.

Kinga, podróżując autostopem, często działała spontanicznie i kierowała się tam, dokąd akurat jechali ludzie, którzy zabierali ją ze sobą. Czasem tę podróż odbywała autem terenowym czy starym autobusem, a czasem na grzbiecie konia czy wielbłąda. Dużo w książce zmieniających się jak w kalejdoskopie miejsc, kolorowych bazarów i piasku pustyni. Jak to w pamiętnikach bywa, pełno też zapisków z tego, co autorka widziała, co jadła, kogo poznała i kto jej pomógł.

Czytelnik może śledzić kolejne etapy podróży Kingi, tego, jak zaprzyjaźniła się z pieskiem, jak kupiła białego wielbłąda, jak wykupiła z niewoli małą dziewczynkę i odwiozła ją do rodzinnej wioski, oraz tego, jak zamieszkała w glinianej chatce z afrykańską rodziną.

„Moja Afryka” jest książką poświęconą przede wszystkim ludziom, których poznawanie było chyba największą pasją Kingi Choszcz. Otwartość, odwaga i charyzma w sposób naturalny zjednywały autorce życzliwość zupełnie obcych, przypadkowo poznanych osób, które otaczały ją opieką i okazywały gościnność. Choć od początku lektury wiadomo, że podróż autorki zakończyła się tragicznie, to i tak książka promieniuje optymizmem, wiarą w ludzi i odwagą, by walczyć o swoje marzenia. A zatem nie bójmy się żyć, nie bójmy się marzyć i zawsze wierzmy w ludzi.

Życzę miłej lektury!

Magdalena Marszałkowska

MP 4/2014