post-title Melodyjny rock kontra alternatywa

Melodyjny rock kontra alternatywa

Melodyjny rock kontra alternatywa

 CZUŁYM UCHEM 

Po muzycznych debiutach uczestników talent show, w które obfitowały minione miesiące, nadszedł czas na nowe albumy weteranów polskiej sceny muzycznej. Janusz Panasewicz, charyzmatyczny głos Lady Pank, zespołu przez wielu uważanego za kultowy, wydaje drugą w swoim dorobku solową płytę.

Premierę Fotografii zaplanowano na 25 marca. Promujący krążek utwór Między nami nie ma już spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem fanów. To może mało odkrywczy i daleki od aktualnych trendów miks popu i rocka, niemniej bardzo melodyjny i wstydu Panasewiczowi nie przynosi.

Autorem większości kompozycji jest John Porter, polskiej publiczności, zwłaszcza młodszej części, znany głównie jako partner Anity Lipnickiej. – W większości, w zasadzie w 70 procentach, jest to materiał napisany przez Johna Portera. To trudne piosenki, bardzo trudne do pisania polskich tekstów, ponieważ John jest Brytyjczykiem i w związku z tym jego podziały i frazy nie są słowiańskie.

To sprawia trochę problemów, ale mimo wszystko jakoś się staram – mówił Panasewicz jeszcze w trakcie nagrywania albumu. Jego zdaniem Fotografie to zupełnie inna płyta niż jego pierwszy solowy krążek, wydany w 2008 roku i zatytułowany po prostu Panasewicz. – Jest dużo bardziej dynamiczna – zdradza wokalista.

Ci, którzy w muzyce szukają czegoś więcej niż zgrabne melodie i niezły głos, pewnie chętniej niż po nową płytę Panasewicza sięgną po pierwszy solowy i długo oczekiwany album Artura Rojka. Składam się z ciągłych powtórzeń do sprzedaży trafi 4 kwietnia i wreszcie zaspokoi ciekawość tak fanów, jak i krytyków, zastanawiających się, czy i jak poradził sobie Rojek po rozstaniu z Myslovitz.

Grupa, z nowym wokalistą Michałem Kowalonkiem, wydała w ubiegłym roku dość zachowawczą płytę 1.577 (recenzja w nr. 2/2014). Na solowy materiał Rojka trzeba było poczekać dłużej. Czy było warto? Pierwszy singiel, Beksa, zachwycił krytyków i podzielił fanów. Jedni są nim absolutnie oczarowani, czego dowodem może być debiut Beksy na szczycie Listy Przebojów Trójki. Inni uważają, że jest to bezapelacyjnie najgorsza piosenka, wykonana, a raczej wymiauczana przez Rojka, i jeśli chodzi o całokształt albumu nie wróży niczego dobrego.

Przyznam, że jako entuzjastka twórczości Rojka mam mieszane odczucia. Z jednej strony nie można odmówić Beksie oryginalności i ucieczki od utartych schematów. Z drugiej zaś trudno oprzeć się wrażeniu, że tym, co kierowało Rojkiem, była przede wszystkim chęć odejścia od brzmienia Myslovitz – za wszelką cenę i jak najdalej. W zamierzeniu efekt miał być zapewne artystyczny i ambitny, wyszło jednak nieco pretensjonalnie i karykaturalnie. Z ostateczną oceną solowych dokonań Rojka poczekam jednak do posłuchania całości.

Katarzyna Pieniądz

MP 4/2014