post-title Z orchideą w tle

Z orchideą w tle

Z orchideą w tle

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Imponujące budowle ze znanymi reklamami światowych marek, wysokie wieżowce z wystającymi poza bryłę budynku basenami, liczne parki, tereny zielone czy pola golfowe, brak typowo azjatyckiego tłoku na ulicach (natężenie ruchu samochodowego w godzinach szczytu jest mniejsze niż w Warszawie), w powietrzu unoszący się dyskretny zapach perfum, a nie rodzimej kuchni…

Aż trudno uwierzyć, że jesteśmy w Azji Południowo-Wschodniej, w państwie, które właśnie hucznie obchodziło swoje 49. urodziny! I tylko upał oraz wysoka wilgotność powietrza przypominają, że to jednak tropik.

 

Cud jednego pokolenia

Po czterech latach spędzonych w urokliwej Słowacji, którą wspominam z nostalgią, przyszło mi zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami dyplomatycznymi: najpierw w Kanadzie, a od trzech miesięcy w Singapurze.

Starsi mieszkańcy Singapuru, jedynego w pełni suwerennego miasta-państwa, pamiętają jeszcze brudne, skorumpowane miasto portowe, w którym co czwarta rodzina żyła w slumsach, a dochód narodowy na głowę mieszkańca wynosił niewiele ponad 400 dolarów. W ciągu zaledwie jednego pokolenia dokonał się cud gospodarczy i Singapur stał się synonimem bogactwa, prosperity, rozwoju i przedsiębiorczości.

W niedawno opublikowanym artykule w „The Straits Times” przypomniano przemiany urbanistyczne Singapuru,  dokonane w ciągu trzech dekad. Autor przyznaje, że było to miasto nędzy, które należało organizować od nowa. Wiązało się to z przesiedleniem tysięcy mieszkańców z zatłoczonego centrum do nowobudowanych osiedli satelickich, budową centrum handlowo-finansowego i tworzeniem nowej infrastruktury.

 

Kara chłosty

Być może zainteresowało niektórych, jak to możliwe, że w tak gęsto zasiedlonym mieście ruch drogowy nie jest uciążliwy. Jest tak, podobnie jak wiele innych rzeczy w Singapurze, za sprawą decyzji władz, które wprowadziły wysokie opłaty rejestracyjne samochodów, przewyższające często ich wartość. Z drugiej strony w Singapurze funkcjonuje doskonale komunikacja publiczna – jedna z najtańszych na świecie.

Dojazd do pracy metrem przed 7.45 rano jest bezpłatny!  Zatem posiadanie (i używanie) samochodu jest tutaj luksusem. Singapurczycy mają jednak możliwość używania samochodów poza godzinami szczytu i w weekendy za niższą opłatą rejestracyjną. Te pojazdy mają oczywiście inne numery rejestracyjne i nikomu nie przychodzi do głowy, aby oszukiwać władze i jeździć  nimi w godzinach szczytu.

Przestrzeganie prawa jest bowiem w tym kraju z całą stanowczością egzekwowane. Wśród licznych kar, stosowanych przez tutejszy wymiar sprawiedliwości, nadal funkcjonuje, działająca szczególnie na moją wyobraźnię, kara chłosty!

 

„Poland? Warsaw? Dzień dobry!”

Z ambasadorem Holandii  zastanawiamy się, jak unikać częstej pomyłki: „Poland” czy „Holland”. Generalnie można jednak odnieść wrażenie, że my, Polacy, jesteśmy bardziej rozpoznawalni w świecie niż inne narody. Miliony naszych rodaków opuszczało na przestrzeni wieków swoje rodzinne strony w poszukiwaniu lepszego życia. Dla jednych był to wybór, dla większości jednak przymus. Trudno znaleźć miejsce na świecie, gdzie jakiś rodak znad Wisły nie postawiłby swojej stopy.

Z satysfakcją, ale bez zdziwienia, odnotowałem podczas pierwszego spaceru po mieście, że nawet tutaj, w Singapurze Polska jest znana. Kiedy rozglądałem się z ciekawością nowo przybyłego, zostałem  szybko wypatrzony przez jednego z licznych w tym mieście właścicieli zakładów krawieckich.  „Skąd jesteś?” – zapytał po angielsku. „Z Polski” – odpowiedziałem w tym samym języku. Na co usłyszałem: „Poland? Warsaw? Dzień dobry!”. Myślę, że tego typu zdarzenie jest w stanie poprawić samopoczucie każdemu przybyszowi z dalekich stron.

 

Polskie ślady 

W tutejszych mediach Polska pojawia się stosunkowo rzadko. Mało tego, nie tylko Polska, ale Europa. Chociaż należy z satysfakcją odnotować, że wybór polskiego premiera na prezydenta Rady Europejskiej został nie tylko przez media odnotowany i opatrzony jego dużym zdjęciem, ale opublikowane zostały również gratulacje prezydenta i premiera Singapuru z tej okazji.

Poszukiwania polskich śladów w Singapurze warto rozpocząć od wzgórza Faber. W tym malowniczym miejscu, skąd rozciąga się przepiękna panorama miasta z wyspą Sentosa, na którą można udać się kolejką, spotkać można wiele młodych par, robiących sobie zdjęcia na tle dużego dzwonu z napisem  „Dar Pomorza 1910”. To najbardziej tajemnicze miejsce związane z Polską, ze względu na umieszczoną na dzwonie datę. Nasz słynny żaglowiec pływał bowiem pod nazwą „Dar Pomorza” dopiero od 1930 roku, wcześniej nosił nazwę „Prinzess Eitel Friedrich”.

Również okoliczności znalezienia dzwonu, który został przewieziony do Singapuru z Japonii, nie są do końca znane. Mimo tych historycznych zawiłości ów dzwon, wpisujący się w kulturę chińską jako dzwon szczęścia, opatrzony tablicą informacyjną z biało-czerwoną flagą, przyciąga uwagę licznych przybyszów i miejscowych.

Drugim ciekawym miejscem jest słynny hotel Fullerton, przed którym umieszczona jest tablica, poświęcona Józefowi Konradowi Korzeniowskiemu, który w swej anglojęzycznej twórczości opisywał Singapur. Pisarz ten był zapewne pierwszym naszym znanym rodakiem w tym miejscu. W innym znanym (i bardzo drogim) hotelu Raffles znajduje się apartament jego imienia.

Mamy też w Singapurze pomnik papieża Jana Pawła II, wybudowany w 2006 roku, w 20. rocznicę wizyty ojca świętego w tym kraju. Pomnik ten znajduje się przed obecnie remontowaną katedrą Dobrego Pasterza.

Ogród botaniczny to miejsce, do którego trafia spora liczba zarówno turystów, jak i stałych mieszkańców miasta. Tutaj także mamy polski akcent w postaci pomnika Fryderyka Chopina. Artysta przedstawiony jest podczas gry na fortepianie, a towarzyszy mu George Sand. Koncerty organizowane przez naszą ambasadę w tym miejscu mają szczególną oprawę.

Ale na tym nie koniec: w ogrodzie botanicznym, zwiedzając ekspozycje orchidei, wśród licznych przyciągających uwagę kwiatów, można zauważyć tabliczki z napisami: Małgorzata i Donald Tusk, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski. Cóż wspólnego z kwiatami mają nasi politycy? Otóż tutejszy zwyczaj przewiduje uhonorowanie oficjalnych gości zagranicznych nadaniem ich imienia kolejnym hybrydom orchidei. Specjalna część orchidarium to ekspozycje kwiatów, dedykowanych politykom z całego świata. Wystawiane są jednak tylko te orchidee, które właśnie kwitną.

Im dłużej jestem w tym odległym miejscu, tym więcej rzeczy mnie zaskakuje. Wielu znawców Azji twierdzi, że Singapur to Azja dla początkujących. Jest w tym wiele racji – argumenty przemawiające za tą tezą przedstawiałem poprzednio. Jest to niewątpliwie jedna z najnowocześniejszych części kontynentu, ze sterylną niemal czystością, ale jednak z odmienną kulturą i tradycją.

 

Bez taryfy ulgowej

Kilka dni temu media obiegła wiadomość, że dwóch młodych turystów niemieckich umieściło graffiti na wagonie metra. Mimo że wyjechali oni do Tajlandii, a następnie polecieli do Malezji, to już tam, na lotnisku w Kuala Lumpur, czekała na nich policja, która odesłała ich do Singapuru. Tutejszy kodeks karny przewiduje za wandalizm karę więzienia lub grzywnę. I nie byłoby z tym większego problemu, gdyby możliwą karą nie była… chłosta.

A jest ona obowiązkowa. Można zresztą na Internecie znaleźć specjalny film, objaśniający i przedstawiający sposób wymierzania tej specyficznej kary. Ci dwaj młodzi ludzie z Europy zapewne jej nie unikną mimo oficjalnych protestów. Ale przebywający dłużej w Singapurze przyjezdni z różnych zakątków świata wiedzą, że jest to przyjemne, miłe miejsce do mieszkania, do robienia interesów, ale pod jednym warunkiem: trzeba bezwzględnie przestrzegać prawa. Brak tutaj taryfy ulgowej, szczególnie w przypadku przemytu narkotyków, za które to przestępstwo sądy orzekają karę śmierci.

 

Cztery pory lata

Spacerując po Singapurze (i stosując się do wszystkich tutejszych zakazów i nakazów), czujemy się bezpiecznie. Nie ma tutaj kradzieży, nie ma natrętnych handlarzy, ścigających biednych turystów całymi kilometrami, nie ma naciągaczy, oferujących tanie podróbki renomowanych firm. A przecież takie widoki znamy z wielu miejsc Azji.

Za to jest wiele miejsc, które zadziwiają swoim urokiem. Singapur kojarzy się co prawda z nowoczesną, piękną architekturą, okazałymi drapaczami chmur, ogrodami i basenami na szczytach budynków, ale ma też i drugie oblicze. Określenia „ogród w mieście” czy „miasto w ogrodzie” są jak najbardziej adekwatne. Roślinnością w Singapurze można zachwycać się bez końca.

Oprócz królowej, którą niewątpliwie jest orchidea, o której pisałem w poprzedniej części artykułu, jest jeszcze wiele innych, oryginalnych gatunków egzotycznych roślin. Mimo stosunkowo małej powierzchni wyspy i rosnącej liczby mieszkańców władze dbają o utrzymanie terenów zielonych. Są tutaj duże parki, dobrze zachowane resztki lasów tropikalnych, akweny wodne itd. Wydawałoby się, że w warunkach tropiku utrzymanie terenów zielonych nie wymaga żadnych nakładów.

Nic bardziej błędnego! Liście z drzew opadają tutaj cały czas i są natychmiast sprzątane. Oczywiście rosną tu drzewa tropikalne, które nigdy nie zrzucają wszystkich liści, a większość z nich kwitnie niezależnie od pory roku, która jest tutaj umowna. Przyjście zimy daje się zauważyć tylko przez pryzmat wystroju miasta sztucznymi choinkami i iluminacją.

Jesienią jest trochę więcej opadów, ale one są częścią tutejszego życia – pada często, gwałtownie, potem szybko obsycha. Wracając do pielęgnacji drzew, to z jeszcze większą starannością traktowane są liście palm, które mogą zatrzymywać wodę. Te liście są natychmiast usuwane, aby zapobiec rozmnażaniu się komarów. Owady te mogą bowiem przenosić dengę, której tu wszyscy się obawiają.

Toteż przeprowadzane są kontrole, nawet w prywatnych domach i ogrodach, w celu sprawdzenia, czy gdzieś nie ma stojącej wody. Mimo wszystko, zapuszczając się w tutejszy las, warto pamiętać o zabraniu ze sobą środka przeciw komarom, bo te jednak często tu występują.

 

Rozwiązania architektoniczne

Kolejną ciekawostką są niskie zabudowania, których na szczęście jest w Singapurze jeszcze dużo. Są całe enklawy domów jednorodzinnych, również budowanych obecnie, ale są też przepiękne pozostałości z czasów kolonialnych; stare, gustowne hotele, rezydencje czy też mniejsze domy. Na szczególną uwagę zasługują białe domy z czarnymi elementami, budowane na przełomie XIX i XX wieku, w stylu zwanym tutaj black and white.

Są oczywiście inne ciekawe budowle w stylu balijskim lub też szereg rozwiązań architektonicznych, pochodzących z krajów regionu. Ale najciekawsze dla mnie są niektóre rozwiązania architektoniczne, łączące tradycję z nowoczesnością. Zdarza się, szczególnie w centrum miasta, że stary, piękny budynek, został obudowany w postaci wieżowca. To robi wrażenie!

Wieża Babel

I na koniec świątynie – na całym świecie często najciekawsze i najokazalsze pozostałości architektoniczne po czasach minionych. W Singapurze, który jest jak wieżą Babel Azji, można znaleźć miejsca kultu niemal wszystkich religii. A więc uwagę turystów przykuwają liczne świątynie hinduskie, buddyjskie, meczety, będące dla przybyszów z Europy szczególnie ciekawe.

Ale jest tutaj również cała masa kościołów chrześcijańskich – pierwsi dotarli na tę wyspę kupcy ormiańscy, którzy wybudowali swój kościół. Jest tutaj wiele kościołów protestanckich, ale również są liczne parafie katolickie. Mimo że chrześcijanie stanowią niecałe 10% ogólnej populacji, to jednak liczba świątyń, szczególnie katolickich, jest stosunkowo duża – przejeżdżając przez miasto, dość często można zauważyć budowle z krzyżem. Nie wszystkie te budynki są jednak miejscami kultu. W niektórych mieszczą się muzea, a w jednej dawnej świątyni protestanckiej jest nawet restauracja.

Restauracje, jadłodajnie – to chyba najczęściej spotykane miejsca w Singapurze. Z ofertą dla każdego, od bogatych snobów, po zwykłych turystów, oszczędnie gospodarujących swoimi zasobami. Ale o atrakcjach kulinarnych Singapuru może następnym razem!

Singapur to mieszanka kultur, wyznań, tradycji i grup etnicznych. Na niewielkim terytorium mieszka kilka milionów osób o różnych rysach twarzy czy odcieniu skóry. Czasem można odgadnąć, skąd dana osoba pochodzi, a czasem jest to już singapurska mieszanka rasowa.

Tygiel językowy

Istnieje zresztą określenie Peranakan, dotyczące osób pochodzących z Singapuru, ale wywodzących się z różnych grup etnicznych. Peranakan w zasadzie określa grupę pochodzącą z małżeństw chińsko-malezyjskich, która wytworzyła nawet własną, trochę oddzielną subkulturę i nieco zmodyfikowała język malajski, tworząc własny dialekt, tzw. Baba-malay.

Trzeba bowiem wiedzieć, że angielski nie był od początku pierwszym językiem używanym w Singapurze. Jeszcze 50 lat temu, akurat kiedy Singapur powstawał jako niezależne państwo, dominującym językiem był malajski. Liczni przybysze z Chin (i nie tylko) starali się opanować ten język. Toteż wśród starszego pokolenia Singapurczyków chińskiego pochodzenia można spotkać wielu mówiących po malajsku.

Tym językiem posługuje się również obecny premier Lee Hsien Loong, dla którego pierwszym językiem jest oczywiście mandaryński. Wśród starszej Polonii mamy mieszkającego w Singapurze od 50 lat Stanleya Zagrodnika, który – chociaż urodzony w Kanadzie – mówi pięknie po polsku, ale również i po malajsku.

Angielski stał się językiem oficjalnym nieco później, a decyzję w tej sprawie podjął pierwszy premier Singapuru Lee Kwan Yew, wychodząc z założenia, że język angielski jest bardziej uniwersalny, a nowoczesne państwo, potrzebujące specjalistów z zewnątrz, będzie w ten sposób atrakcyjniejsze dla przybyszów. Nie zrezygnowano jednak z języków narodowych i w związku z tym niemal każdy młody Singapurczyk jest co najmniej dwujęzyczny.

 

Tygiel kulinarny

O tożsamości świadczy nie tylko język. Tu, w Singapurze, bardzo widoczne są również zwyczaje i kultura poszczególnych grup etnicznych. Nie chodzi tylko o własne święta, ale też o życie codzienne, np. kuchnię w wydaniu singapurskim. Jedzenie jest bowiem w tym kraju nie tylko zwykłą potrzebą ludzką, ale pewnego rodzaju celebracją.

Liczba restauracji, jadłodajni, punktów sprzedaży żywności jest tutaj niespotykanie duża. Dla przybyszów spoza Azji bardzo atrakcyjne i egzotyczne są stosunkowo tanie tzw. food courts, skupiające w jednym miejscu zespoły małych restauracji, reprezentujących kuchnie poszczególnych krajów regionu.

 

Pałeczkami albo widelcem i łyżką

Zanim zdecydujemy się na konkretną ofertę, musimy podjąć decyzję, czym jemy. Do wyboru są pałeczki lub nieco zmodyfikowane sztućce: widelec i łyżka. Czasami warto zaopatrzyć się w jedno i drugie. Ktoś zapyta, gdzie nóż? Jak pokroić schabowego?? No cóż, noże bywają tylko w drogich restauracjach. W tych tanich nie są konieczne. Tutejsze kuchnie azjatyckie przewidują raczej małe, drobno pokrojone kawałki mięsa.

Przybysza z Polski może zdziwić widok kucharza krojącego kotlet nożyczkami. Pytanie, co można tu zjeść, należałoby w zasadzie odwrócić: czego tutaj nie ma? Jeżeli trafimy do dużego food court, np. bardzo popularnego Lau Pa Sat, możemy rozpocząć ucztę od zupy laksa. Nazwa pochodzi od specjalnej malajskiej rośliny, a sama zupa jest robiona na mleczku kokosowym, z krewetkami, tofu, specjalnym ciastem rybnym i makaronem ryżowym.

Warto poprosić o wersję mniej ostrą, jako że na nasze, polskie podniebienie może być zbyt pikantna. Główne danie wymaga głębszego zastanowienia, chyba że po pysznej laksie nie mamy już miejsca w żołądku, co jest całkiem możliwe. Ale warto spróbować sataji, małych szaszłyków, smażonych z różnego rodzaju mięs. Podawane są z pysznym, słodkawym sosem na bazie orzeszków ziemnych.

Amatorów dań orientalnych może skusić oferta kraba w sosie pieprzowym. Są też liczne owoce morza, bardzo popularne i smaczne pierożki dim sum (gotowane na parze) z mięsem, krewetkami; jest też ich wersja wegetariańska. Zwykły kurczak jest tutaj podawany na wiele sposobów, a popularne wśród Chińczyków danie chicken rice jest dla wielu gospodyń powodem do dumy. Zresztą, oprócz tych znanych nam kurczaków, można znaleźć również szokujące nieco przybyszów kurczaki o czarnej barwie mięsa. Podobno są pyszne…

Z zakłopotaniem

Można śmiało stwierdzić, że Singapur to raj dla podniebienia. Ale jest też pewien kłopot dla nas, dyplomatów. Kiedy organizujemy tzw. zasiadane kolacje i zapraszamy przedstawicieli gospodarzy, musimy zawsze pytać o ich ograniczenia żywieniowe. Ostatnio miałem na kolacji m.in. singapurskiego Hindusa (nie je wołowiny), Malezyjczyka (nie je wieprzowiny), żona jednego z nich, nie wiem jakiego pochodzenia (nie je ryb). W takich przypadkach uniwersalne menu nie wchodzi w rachubę.

Trzeba być bardzo ostrożnym, aby nie popełnić błędu i nie urazić zaproszonych osób. Podobnie rzecz się ma z alkoholem – jedni chętnie wypiją lampkę wina, dla innych jest to wykluczone. Co zatem robić? Pierwszą naukę pobrałem, kiedy składałem listy uwierzytelniające u prezydenta Singapuru. Po oficjalnej ceremonii miałem rozmowę z prezydentem Tonym Tan z udziałem naszych żon. Kiedy gawędziliśmy przy herbacie, zauważyłem, że Pierwsza Dama Singapuru trąca się filiżanką herbaty z moją żoną. Nawet mi się to spodobało.

I tak wycieczka po kraju, którego symbolem jest orchidea, o czym pisałem w poprzednich częściach artykułu, dobiega końca. Oczywiście nie sposób opisać wszystkich aspektów życia w Singapurze, starałem się przedstawić tylko te najciekawsze, które zwróciły moją uwagę w ciągu kilku miesięcy, które tu do tej pory spędziłem. Mam nadzieję, że wprowadziłem Państwa choć trochę w zaułki państwa, które postrzeganejest jako Azja dla początkujących.

Zenon Kosiniak-Kamyszambasador RP w Singapurze, w latach 2003 – 2007 ambasador RP w RS

MP 11-12/2014