post-title 3 x P, czyli polscy przewodnicy pasjonaci

3 x P, czyli polscy przewodnicy pasjonaci

3 x P, czyli polscy przewodnicy pasjonaci

Spotykamy ich czasami z flagą w ręku, a czasami z parasolem lub innym gadżetem, który powinien być widoczny i charakterystyczny na tyle, by za nim podążała cała grupa. To przewodnicy, oprowadzający polskich turystów po Bratysławie. Jak wygląda ich praca od kuchni, zapytaliśmy troje naszych rodaków, pracujących w tej branży. Z ich wypowiedzi powstała swoista charakterystyka przewodnika idealnego.

 

Arkadiusz Kugler

Elastyczni

Wygodne obuwie i niekrępujące ruchów ubranie to, oprócz wiedzy na temat Bratysławy, podstawa. Niektórzy z megafonami lub mikrofonami, by opowiadane przez nich ciekawostki historyczne słyszeli nawet ci, stojący gdzieś dalej. No i żeby nikogo po drodze nie zgubić. Upał czy deszcz, słońce czy wiatr – na każdą okoliczność pogodową muszą być przygotowani i reagować w zależności od potrzeb i wymogów turystów.

„Czasami zdarzają się zaskakujące sytuacje, kiedy zgodnie z zaplanowaną trasą chcemy zwiedzić jakieś muzeum, a na miejscu okazuje się, że jest ono nieczynne“ – mówi Arkadiusz Kugler, który po Bratysławie oprowadza od dwóch lat.

Nie raz zaskoczyły go też zamknięte ulice na trasie zwiedzania, co wymuszało zmianę planów lub dłuższy spacer. „Zawsze staram się sprawdzać ewentualne utrudnienia na trasie, jednak wiele instytucji nie ułatwia sprawy turystom, gdyż tego typu utrudnienia pojawiają się bardzo często bez jakiegokolwiek uprzedzenia“ – żali się Arek.

 

Podpowiadający coś ekstra

Podstawową trasą, zwiedzaną przez polskich turystów w Bratysławie, jest zachowana część Starówki wraz z zamkiem. Bardzo często wycieczki chcą zobaczyć ruiny zamku Devín, dokąd chętnie wybierają się statkiem. Ilona podpowiada, że również Slavín jest atrakcyjnym dla Polaków miejscem. „Zdarza się coraz częściej, że turyści są na tyle zachwyceni miastem, iż dopytują o dodatkowe atrakcje“ – mówi Arek, który, podobnie, jak Ilona pokazuje turystom bratysławską perełkę – Modry Kościółek.

„Zdarza się, że grupa ma jeszcze mnóstwo sił po całodziennym zwiedzaniu i chce poznać nocne życie miasta“ – opisuje Arek, który w takich sytuacjach poleca najlepsze dyskoteki czy nocne kluby, ale w eskapadach do nich nie bierze udziału, chcąc zachować formę na następny dzień.

Beata z kolei w takiej sytuacji ma przygotowaną dla swoich klientów degustację win, np. w piwnicach w Świętym Jurze, lub dyskotekę, którą specjalnie dla polskich turystów przygotowuje jej mąż. „Polacy starają się skorzystać ze wszystkich atrakcji, które im oferujemy, i czasami są trochę jak dzieci na wycieczkach szkolnych – zachłanni na przeżycia i wrażenia“ – ocenia Beata.

 

Beata Wojnarowska

Zgłębiający wiedzę

Beata Wojnarowska polskimi turystami w Bratysławie zajmuje się od 28 lat. Oprowadzała różne grupy zawodowe i już wie, że każda z nich ma inne zainteresowania związane ze stolicą Słowacji, więc przed przyjazdem grupy wertuje książki i przegląda Internet, by przygotować się na pytania związane z jej profesją. Zdarzają się też kłopotliwi turyści, nawet ci z kategorii VIP. „Nie zapomnę pewnego polityka z pierwszych stron gazet, który w obecności słowackich gospodarzy pogardliwie wyrażał się na temat słowackiej historii“ – wspomina Beata.

 

Opiekuńczy

Niestety, czasami zdarzają się też sytuacje trudne, wymagające interwencji lekarskiej lub policji. Ilona wspomina nieprzyjemną sytuację, kiedy podczas zwiedzania katedry św. Martina okradziono turystę z grupy jej podopiecznych. Z kolei Arek musiał koordynować akcję udzielenia pomocy turyście, który zasłabł w hotelu.

„Karetka prosto z hotelu przewiozła tę osobę na ostry dyżur, potem oprócz pośrednictwa między pacjentem a kierownikiem grupy pełniłem też rolę tłumacza i pomagałem przy formalnościach z ubezpieczeniem“ – wspomina mój rozmówca i dodaje z ulgą, że wszystko skończyło się dobrze.

Beata była świadkiem wielu zdarzeń, również tych tragicznych. Zdarzało się, że ktoś z jej podopiecznych długie tygodnie przebywał w słowackim szpitalu. „Pamiętam chłopca, który zapadł w śpiączkę. Dzień w dzień odwiedzałam go w szpitalu wraz z jego mamą“ – wspomina.

Ta historia skończyła się happy endem, gdyż chłopak ze śpiączki się wybudził, mało tego, pamiętał wiele słów, które Beata do niego mówiła. Ale byli też tacy, którzy nie mieli szczęścia, wtedy Beata pomagała bliskim przy załatwianiu formalności pogrzebowych, przewozie zwłok. „W takich sytuacjach bardzo ważna jest dobra współpraca z polskim konsulem.

Wszystko zależy od piastujących to stanowisko ludzi, pamiętam bowiem takich, którzy absolutnie nie byli pomocni i wtedy zostawałam z taką rodziną sama“ – opisuje Beata. Moja rozmówczyni przeżyła już tak wiele historii związanych z niesfornymi turystami, którzy na przykład pijani ginęli na kilka dni, poszukiwała ich policja, a potem cudem się odnajdywali lub też takich, którzy spędzali część swojego wyjazdu na policji, gdyż zakłócali porządek.

„Zawsze, kiedy mam grupy, zastanawiam się, co wydarzy się tym razem, gdyż polska ułańska fantazja nie zna granic“ – dodaje z uśmiechem i, po tylu latach pracy w branży, poniekąd z wyrozumiałością.

 

Ilona Wikieł

Baczni obserwatorzy

Ilona Wikieł, która po Bratysławie oprowadza 9 lat, chwali polskich turystów za to, że są zainteresowani historią, zabytkami, turystyką, życiem codziennym Słowaków i ich tradycjami. „I coraz częściej są świadomi tego, że zwiedzają stolicę Słowacji, a zatem już nie myślą w kategoriach Czechosłowacji“ – dodaje z uśmiechem.

Arek potwierdza ciekawość polskich turystów, którzy chcą wszystkiego spróbować i wywieźć jak najwięcej wrażeń, wiedzy oraz pamiątek. Zależy im na posmakowaniu lokalnej kuchni, chętnie zostawiają kelnerom duży napiwek, jeśli są zadowoleni z obsługi.

Niestety, zauważa też gorsze cechy rodaków, które nie napawają jej dumą. „Polski turysta potrafi wydać wiele na pamiątki dla siebie i rodziny, ale jest zszokowany, że za skorzystanie z toalety lub parkingu trzeba zapłacić, tak jak za każdą inną usługę. Zdaniem wielu rodaków takie rzeczy powinny być darmowe, a miasto powinno być szczęśliwe, że oni przyjechali tu, a nie do Wiednia” – mówi.

 

Wykształceni

Wszyscy moi rozmówcy zgodnie przyznają, że egzaminy, które trzeba zdać, by zostać przewodnikiem, należą do bardzo trudnych i wymagają ogromnej wiedzy. Najmłodszy mój rozmówca, który taki egzamin zdawał dwa lata temu, tak go opisuje: „Najpierw przygotowuje się oraz broni pracy dyplomowej, czyli opracowanego przez siebie planu teoretycznej wycieczki z opisem wszystkich atrakcji wraz ze szczególnymi wyliczeniami dotyczącymi kosztów, trasy, liczby kilometrów, czasu pracy kierowców itp.

Po dyskusji na temat złożonej pracy następuje kolejna cześć, polegająca na odpowiadaniu na losowo wybrane pytania, z których każde dotyczy innego zagadnienia, np. historii i geografii Słowacji oraz reszty świata, prawa turystycznego, psychologii społecznej, pierwszej pomocy itp. Trzeba również przygotować się na pytania z kategorii case study, czyli umieć odpowiedzieć, jak się zachować w określonej, problematycznej sytuacji podczas wycieczki”.

 

Pasjonaci

Jednak miłośników historii chętnych do oprowadzania turystów trudne egzaminy nie zniechęcają. Dlaczego to robią? „Mam sentyment do Bratysławy, uwielbiam jej burzliwą historię, a do tego lubię przekazywać swoją wiedzę i pasję“ – zdradza Arek i dodaje, że Bratysława jest mniej w Polsce znana od innych środkowoeuropejskich stolic, bowiem wśród Polaków nadal żywe są stereotypy i fałszywe opinie o tym mieście. „Być może zatem jest tu również poczucie jakieś misji?“ – zastanawia się na głos.

Również Ilona podkreśla, że podstawą jest zainteresowanie historią, które jeszcze w latach szkoły podstawowej zaszczepił w niej jej nauczyciel. „Potem, na przełomie lat 80. i 90. pracowałam w Bratysławie przy rekonstrukcji zabytków, więc i to doświadczenie było inspiracją, by podjąć pracę z turystami“ – dodaje.

Z doświadczeniami

Beatę ku pracy w turystyce pchnęło zarówno zainteresowanie historią, jak i doświadczenie zdobyte w polskim biurze turystycznym jej mamy, w którym pracowała przez kilka lat. Dziś nie tylko ona oprowadza turystów po Bratysławie, robią to też jej syn i mąż.

Mało tego, współpracuje też z wieloma przewodnikami po mieście, mówiącymi po polsku. Ich najbardziej potrzebuje podczas długich polskich weekendów, kiedy organizuje pobyty dla Polaków na Słowacji, przygotowując dla nich całościowy program. Przez wszystkie te lata zaobserwowała zmieniające się zainteresowanie Słowacją i Bratysławą.

„Kiedyś polscy turyści przyjeżdżali tu tylko w celach noclegowych, by zaoszczędzić przed wyjazdem do pobliskich krajów, gdzie spędzali całe dni, a na zwiedzanie Bratysławy zostawiali sobie tylko trochę czasu. Dziś jest inaczej. Polacy coraz częściej odkrywają uroki Bratysławy i okolic, mało tego, wracają tu, a po nasilających się zamachach terrorystycznych w Europie i na świecie śmiem twierdzić, że Słowacja staje się coraz bardziej atrakcyjnym i bezpiecznym celem turystycznym“ – ocenia moja rozmówczyni.

Kto wie, może jest to więc wyzwanie dla innych, by bardziej zainteresowali się historią i zabytkami Słowacji, gdyż polskich turystów będzie tu przybywać, a ich wiedza może okazać się pomocna.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 6/2016