post-title Całkiem zabawne sytuacje z niezabawnych czasów

Całkiem zabawne sytuacje z niezabawnych czasów

Całkiem zabawne sytuacje z niezabawnych czasów

 WSPOMNIENIA (NIE)DAWNE 

Za nami 35. rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. A jak wspominamy to mroczne wydarzenie my, Polacy mieszkający w Czechosłowacji?

Byłam wtedy pracownicą Ośrodka Kultury Polskiej w Bratysławie. Ośrodek cieszył się bardzo dużym powodzeniem nie tylko ze względu na atrakcyjność sztuki, którą prezentował, ale w miarę rozwoju wydarzeń w Polsce tutejsze społeczeństwo chciało wiedzieć, co się właściwie w Polsce dzieje.

Czytelnia była pełna zarówno czytelników, jak i – przypuszczam – „obserwatorów”. W tutejszej prasie ukazywały się artykuły potępiające wydarzenia w Polsce i sugerujące, że Polacy strajkują, bowiem nie chce im się pracować. Że Solidarność celowo niszczy zdobycze socjalizmu, że pomoc, którą wysłało państwo czechosłowackie w postaci zboża i mięsa skończyła na torach. Niektóre artykuły były wręcz obraźliwe.

Ambasada polska nie reagowała. Pod koniec października atmosfera coraz bardziej gęstniała, Vasil Bil’ak otwarcie mówił, że czechosłowaccy żołnierze zamiast spędzać święta ze swoimi rodzinami, stoją w śniegu i na mrozie na polskich granicach. Drżeliśmy o losy naszych bliskich w Polsce.

Pamiętam, tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego, gdy miałam dyżur, przyszedł do Ośrodka starszy pan, który wyraźnie był pod wpływem alkoholu. Zaczął krzyczeć, że w Polsce będą robić porządki partyzanckie oddziały z Czechosłowacji. Wszyscy obecni milczeli.

Przez chwilę nikt się nie ruszył i nie odezwał. Tylko jedna z nas nie straciła przytomności umysłu, podniosła słuchawkę i powiedziała, że mamy umowę ze służbą bezpieczeństwa, by zgłaszać wtargnięcia do Ośrodka wszystkich prowokatorów. Mężczyzna uciekł w popłochu, a pozostali wybuchli śmiechem.

Po wprowadzeniu stanu wojennego cała Polska pogrążyła się w koszmarze. Jeden z naszych dyrektorów, który nie był przez nas lubiany, wyjechał do kraju tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego. Do Bratysławy wrócił ze zwycięskim uśmiechem i z entuzjazmem opowiadał, jaki to wreszcie porządek panuje w Polsce.

Jak reagowali Słowacy na wieści o drastycznych wydarzeniach z naszego kraju? Znajomi przychodzili i w milczeniu podawali nam ręce. Ale byli i tacy, którzy wchodzili do Ośrodka z miną, z której mogliśmy odczytać: „Dobrze wam tak”.

Po jakimś czasie z austriackiej telewizji dowiedzieliśmy się, że Lech Wałęsa został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Następnego dnia do Ośrodka przyszedł jakiś młody dowcipniś i poprosił nas o plakat polskiego laureata tej nagrody. Przedstawił się jako kolekcjoner. Podobno był już w posiadaniu wielu takich plakatów. Niestety, nie mogliśmy spełnić jego prośby.

W tym czasie zdarzył się jeszcze jeden zabawny incydent. Pracowni konserwacji zabytków, rekonstruującej w Bratysławie Pałac Prymasowski i Pałac Grassalkoviča (obecnie prezydencki) dyrektorował wówczas znany wszystkim obecny działacz polonijny Marek Sobek, który wraz z kolegami został wysłany do Bańskiej Szczawnicy, gdzie odnawiano rzeźby na tamtejszym rynku.

W czasie uroczystości odsłonięcia z udziałem władz miejskich i partyjnych oraz ludności ukazała się rzeźba z aniołami. Jeden z nich był łudząco podobny do Lecha Wałęsy.

Stanisława Hanudelová

MP 11-12/2016