post-title Czy kwiaty akacji znają się na komunikacji?

Czy kwiaty akacji znają się na komunikacji?

Czy kwiaty akacji znają się na komunikacji?

Warto rozmawiać? Na pewno. Pod warunkiem, że na rozmowę nie składają się dwa monologi. Teoria komunikacji mówi o tym jasno. Aby powstała wiadomość, musi istnieć jej nadawca. Aby informacja dotarła do celu, musi istnieć jej odbiorca. Odebranie wiadomości to jedno, zrozumienie (fachowo mówiąc – odkodowanie), to już zupełnie inna rzecz.

Nikt z nas nie jest tu bez winy. Niezależnie od wieku, płci i języka, którym się posługujemy, słyszymy tylko to, co chcemy słyszeć. Wypowiadamy zdanie i od razu zakładamy, że nasze intencje będą zrozumiane przez słuchacza.

Aż dziwne, że pomimo odmiennych doświadczeń, poglądów i osobowości każdego z nas, ludzkość nadal jest w stanie skutecznie się komunikować. Chociaż… czy możemy jeszcze nazwać komunikacją przesyłanie sobie obrazkowych symboli, buziek i emotikonów?

Dawno, dawno temu, gdy ludzie rozmawiali ze sobą, patrząc sobie w oczy, słowa były tylko dopełnieniem gestów. Ton głosu, uśmiech czy grymas twarzy, odpowiedni dystans – wtedy wszystko było jasne. Dzisiaj rozmawiamy (?) inaczej.

Nikt już nie patrzy sobie w oczy, choćby nawet siedział przy jednym stole z rozmówcą. Zamiast tego wzrok wbity jest w ekran smartfona lub laptopa, a komunikacja tak naprawdę została sprowadzona do przesyłania sobie piktogramów i obrazków. Powrót do tradycji to dobra rzecz, czy jednak naprawdę musi to być powrót do epoki kamienia łupanego?

Tymczasem udajemy, że jesteśmy specjalistami od komunikacji. W kosmos wysyłamy sondy w poszukiwaniu myślących istot na innych planetach. A gdy już takie pozaziemskie życie znajdziemy, to dopiero będzie komunikacja! Uczeni już obmyślają sposoby i sztuczne języki, które sprawdzą się w tej sytuacji.

Czy będzie to język matematyki, czy telepatia, wierzymy święcie w możliwość porozumienia z kosmitami. Nie chcę być pesymistą, jednak wystarczy włączyć telewizor podczas politycznej debaty, aby skonstatować, że póki co my, Ziemianie, mamy z komunikacją problem na własnym podwórku.

A zwierzęta? Może powinniśmy wzorować się na faunie, i to niekoniecznie tej udomowionej? Nikt nie jest większym specjalistą od mowy ciała. Pies, kot czy nawet koń – w ich przypadku ułożenie tułowia, ruch ogona czy strzyżenie uszami po przełożeniu na „ludzką mowę” zamieniają się w konkretne zdania. Kameleon zmienia barwy, dzikie ptaki stroszą piórka, a małpy… Ech, może to jednak nie najlepszy przykład.

Cała nasza nadzieja w roślinach. Jak donoszą ostatnie badania, odkrywane są coraz to nowe sposoby komunikacji flory. Okazuje się, że kwiaty i drzewa są w stanie porozumiewać się między sobą na znaczną odległości. Pożar na skraju lasu, ptasi intruz w ogródku czy susza, która zmusza do dzielenia się zasobami wody – o tym wszystkim podobno rozmawiają między sobą rośliny.

Śmiem co prawda wątpić, że pewnego dnia podczas obiadu odezwie się do nas sałata, ale czegoś od roślin z pewnością warto się nauczyć. Ich komunikacja jest cicha, ale konkretna; altruistyczna i nastawiona na przeżycie we wspólnocie.

Biorąc przykład z mowy roślin, pamiętajmy o jednym: „mowa-trawa” w połączeniu z „laniem wody” nie sprawi, że nasza komunikacja rozkwitnie niczym ogród.

Arkadiusz Kugler

MP 5/2017