post-title „Hej, sokoły” – polskie, słowackie czy ukraińskie?

„Hej, sokoły” – polskie, słowackie czy ukraińskie?

„Hej, sokoły” – polskie, słowackie czy ukraińskie?

Czy pamiętamy jeszcze gorączkę folku w naszym kraju przed kilkunastu laty? Zespoły Brathanki, Golec uOrkiestra czy Zakopower zawładnęły sercami Polaków, a ich piosenki, np. „Czerwone korale”, „Ściernisko” czy „Boso”, królowały na wszystkich listach przebojów od Bałtyku aż po Tatry.

Nie przypadkiem również tak wiele było prób współpracy polskich muzyków z Goranem Bregovićem. Z pewnością tym, co pociągało wtedy i dziś słuchaczy, jest odrobina muzycznej egzotyki. Oprócz udanego połączenia folkloru z muzyką popularną w utworach tych pobrzmiewają dodatkowo rytmy węgierskie, bałkańskie czy góralskie (bardzo przecież egzotyczne dla mieszkańców północnej Polski). Ostatnia fala popularności folku koncentruje się na klimatach ukraińskich, które z sukcesem propaguje w Polsce między innymi zespół Enej.

Folk dotarł również na Słowację. Co może jednak zaskakiwać, rolę „egzotycznego pierwiastka” pełni w tym wypadku… Polska. Dużą w tym rolę odegrały programy telewizyjne, nastawione na wyłonienie nowych idoli muzycznych. W słowacko-czeskim odpowiedniku polskiego programu „Mam talent”, czyli „Česko Slovensko má talent”, udanie wypromowała się preszowska kapela Hrdza.

Sam zespół był słowackim fanom znany już wcześniej, jednak pełen rozgłos uzyskał głównie dzięki występowi w słowackiej telewizji. Sukces w dużej mierze zawdzięcza nowej, charyzmatycznej wokalistce, czyli mieszkającej w Krakowie Susannie Jarze.

Susanna na najnowszej płycie zespołu zaśpiewała także w językach polskim i ukraińskim, co sprawiło, że zespół zdobył nową grupę fanów. Zespół Hrdza był niedawno główną gwiazdą ostatniego wydarzenia słowackiej Polonii „Z Polską na Ty“, a wywiad z jego wokalistką można było przeczytać w ostatnim numerze „Monitora“.

Tak naprawdę to jednak za sprawą kina, a nie telewizji, polsko-ukraińskie rytmy zaczarowały słowacką publikę. Bijący w tutejszych kinach rekordy oglądalności film „Čiara“, promowany jest za pomocą piosenki „Hej sokoly“ w wykonaniu zespołu IMT Smile i wokalisty Ondreja Kandráča. Słowacki tekst znanej przede wszystkim w Polsce i na Ukrainie piosenki to zasługa Ondreja, który przed rokiem ze swoim zespołem Kandráčovci wydał ją na płycie „Sokoly“.

Wcześniej ta piosenka w polskiej wersji znalazła się również w repertuarze zespołu „Kollárovci“. Sukces filmowej wersji utworu zaskoczył jednak wszystkich; grany do tej pory głównie na koncertach trafił do wszystkich słowackich stacji radiowych, szczególnie do tych kojarzonych z raczej niewyszukaną, muzyką dyskotekową.

Od jakiegoś czasu nie da się przejść przez ulice słowackich miast, nie słysząc charakterystycznego refrenu. „Hej sokoly“ rozbrzmiewają zarówno w biurach, jak i w sklepach, na straganach, w taksówkach i salonach fryzjerskich. Jak podaje Wikipedia, liczba odsłon teledysku na jednym z radiowych kanałów YouTube sięgnęła prawie czterech i pół miliona, oficjalny teledysk przekroczył zaś liczbę dwóch milionów odsłon. Można więc śmiało przyjąć, że teledysk zobaczył co najmniej raz każdy obywatel Słowacji.

Wydaje się jednak, że Słowacy nie do końca znają pochodzenie tej popularnej pieśni. W dyskusjach słowackich fanów piosenki na internetowych forach spotyka się tylko pojedyncze informacje o tym, że piosenka „Hej, sokoły“ należy do wspólnego polsko-ukraińskiego dziedzictwa.

Przypomnę, że powstały w XIX wieku utwór został napisany w języku polskim przez Tomasza Padurę, polsko-ukraińskiego poetę i kompozytora, walczącego przeciwko Rosjanom w powstaniu listopadowym. Pieśń zyskała wielką popularność już za życia Padury, który powiedział: „Mickiewicz wielki poeta, ale kto go zna, a mnie śpiewa cała Polska i Ukraina“.

Jak wiemy, Tatry i dzisiaj nie zawsze sprzyjają wzajemnemu poznawaniu się. Być może zatem jest to doskonała okazja, aby dzięki tej piosence wypromować Polskę wśród Słowaków i zbliżyć do siebie nasze narody? Do głowy przychodzi mi w tym momencie wspólny, polsko-słowacki projekt. Może cykl wystaw na temat wspólnych korzeni w muzyce? Może cykl koncertów lub chociaż jeden teledysk, będący przyczynkiem do dalszych audycji i telewizyjnych relacji? Nic tak przecież nie łączy jak kultura i muzyka właśnie.

Posunę się nawet dalej – można wykorzystać panującą w naszych krajach swoistą modę na Ukrainę i spróbować przedstawić wspólne kulturalne korzenie polsko-słowacko-ukraińskiego pogranicza, z korzyścią nie tylko dla turystyki w wymienionych krajach. Obawiam się jednak, że młyny urzędowych decyzji, a także planów zależnych od władz instytucji kulturalnych mogłyby zajmować się tego typu pomysłami zbyt długo. Do czasu konkretnych decyzji całe szaleństwo na punkcie polskiej i słowackiej muzyki byłoby już zastąpione inną modą.

I na koniec jeszcze jedna refleksja. Tak późna popularność folku na Słowacji – przynajmniej jeśli chodzi o główne media – może być dla Polaków zaskakująca. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że prawdziwa kultura ludowa jest obecna w życiu Słowaków na co dzień, w nieporównywalnie większym stopniu niż można to sobie wyobrażać w Polsce.

Żadna impreza kulturalna czy rodzinna na Słowacji nie może obejść się bez obecności prawdziwego folkloru, czyli gości w tradycyjnych strojach ludowych i muzyki w postaci tzw. ľudoviek. Folk zatem jest tu tylko miłym urozmaiceniem tradycyjnej kultury w bardziej nowoczesnym wydaniu.

I kto wie, być może doczekamy się kiedyś w Polsce czasów, kiedy to prawdziwa kultura ludowa stanie się czymś powszednim i dogoni pod względem popularności to, co pojmujemy dzisiaj jako popkulturę. Patrząc z podziwem na przywiązanie Słowaków do swoich korzeni, marzę, by w Polsce słowo „cepeliada“ nabrało nowego, radosnego i bardzo pozytywnego znaczenia.

Arkadiusz Kugler

MP 10/2017