post-title Na niby o facetach

Na niby o facetach

Na niby o facetach

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Choć tytuł sugeruje, że książka będzie o mężczyznach, to ekscentryczna Krystyna Mazurówna nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła na przekór. „Ach, ci faceci!” (Wydawnictwo Latarnik, 2017) to zbiór wspomnień, refleksji, anegdot z życia artystki, usystematyzowanych nie według chronologii czy ważności, ale według mężczyzn, którzy wywarli wpływ, odcisnęli piętno i zmienili życie Mazurówny, często nawet o tym nie wiedząc.

Spis treści wygląda jak poczet wybitnych mężczyzn II połowy XX wieku. Kolejne rozdziały to nazwiska, takie jak Gerard Depardieu, Janusz Głowacki, Jerzy Gruza, Stefan Kisielewski, Leszek Kołakowski, Claude Lelouch, Daniel Olbrychski, Krzysztof Penderecki, Roman Polański, Wojciech Pszoniak, Andrzej Seweryn czy Krzysztof Teodor Toeplitz. Jednak Mazurówna nie stawia pomników znanym mężczyznom, nie opowiada o nich, lecz o sobie samej. Każdy rozdział, to historie z życia znanej tancerki z jakimś znanym panem w tle.

W opowieści o Gerardzie Depardieu, ten znany francuski aktor stanowi dla Mazurówny jedynie przyczynek do opowiedzenia czytelnikowi o córce, która jako dziecko zagrała z Depardieu w filmie. Z tego rozdziału czytelnik dowie się więcej o miłości matki i córki, o wolności w ich relacjach i podziwie, który dziecko wzbudza w rodzicielce, niż o kultowym aktorze, zepchniętym przez autorkę do roli tła.

Podobnie jest z Krzysztofem Pendereckim, którego Mazurówna spotkała osobiście tylko raz, w windzie, a któremu poświęciła cały rozdział. Dlaczego? Aby opowiedzieć, jak muzyka mistrza wpłynęła na wybory życiowe jej syna Kaspera. Kolejny raz poznajemy matkę dumną ze swojego dziecka, z jego osiągnięć i talentu, o samym Pendereckim nie dowiemy się nic. Trzeba przyznać, że Mazurówna w błyskotliwy sposób wykorzystała kilka znanych nazwisk, aby znów opowiedzieć głównie o swoim życiu, robi to jednak tak nonszalancko, bez zadęcia, że wybaczamy jej egocentryzm i zaśmiewamy się z kolejnych anegdot z jej życia.

Życiowa otwartość autorki i jej niewymuszony humor w połączeniu z lekkim piórem robią z tej książki czytadło na poziomie. Coś lekkiego, ale jednak o czymś. Kolejnym plusem jest szczerość, może nawet na granicy ekshibicjonizmu, która sprawia, że książkę odbiera się jako bardzo osobistą. Choć autorka jest skupiona na sobie, to nie jest bufonem z wydumaną lub podkoloryzowaną wersją siebie. Ma do siebie spory dystans, często kokieteryjnie umniejsza swoje zasługi, otwarcie mówi o swoich wadach.

Jest szczera i bezpośrednia. Dodać należy, że książka doczekała się wspaniałej oprawy graficznej, wewnątrz można znaleźć wiele archiwalnych, mało znanych, klimatycznych fotografii. A że kolorowe życie pani Krystyny upływało gdzieś pomiędzy Warszawą, Nowym Jorkiem a Paryżem, zarówno zdjęcia, jak i intrygujące anegdotki wciągną i Was, uprzyjemniając czas. Gorąco polecam na zimowe wieczory.

Magdalena Marszałkowska

MP 12/2017