post-title Obsługa made in Slovakia

Obsługa made in Slovakia

Obsługa made in Slovakia

Była noc, kiedy przekroczyłam polską granicę i zatrzymałam się na niewielkiej stacji benzynowej, by kupić kawę. Wybór był ogromny, a ja, nie mając ochoty na eksperymenty o tak późnej porze, już miałam nacisnąć przycisk z klasyczną czarną, gdy dostrzegłam napis „latte bananowe”.

Piłam już kawy o rożnych smakach, ale bananowej jeszcze nie. Zapytałam więc stojącą przy kasie panią, czy próbowała tego napoju kawowego. Uprzejma ekspedientka nie tylko poleciła mi wspomnianą kawę, dzieląc się przy tym swoimi wrażeniami smakowymi, ale jeszcze chętnie zapoznała mnie z obsługą automatu kawowego.

Napój okazał się naprawdę smaczny, a ja, opuszczając budynek stacji o 2:30 w nocy, uśmiechałam się sama do siebie nie tylko wspominając kubek pachnącej kawy o nowym smaku, ale przede wszystkim dlatego, że byłam bardzo zadowolona z niesamowicie przyjemnej i pomocnej obsługi.

Ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, że o tak późnej porze sprzedawczyni chciało się uśmiechnąć, porozmawiać i po prostu być miłą. Zaskoczona tym faktem od razu pomyślałam o tym, jak kiepsko wygląda serwis na Słowacji, oraz o tych wszystkich sytuacjach, które mnie spotkały u naszych południowych sąsiadów.

Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu dziewczyna w bufecie na stacji kolejowej w Popradzie przygotowywała mi kawę, nie wyjmując papierosa z ust. Trudno nie wspomnieć także o wiecznie poirytowanych paniach w bratysławskich kioskach z mało wybrednymi komentarzami, gdy klient nie ma drobnych, i o restauracji, gdzie przyniesiono mi danie i kazano czekać 10 minut na sztućce.

Przypomniałam też sobie sytuację w toalecie na dworcu autobusowym w stolicy, kiedy pracująca tam kobieta podniosła na mnie głos za to, że miałam czelność zapłacić banknotem o wartości 5 euro, a ona nie miała mi wydać reszty. Ostatnio byłam także świadkiem nieprzyjemnego zdarzenia w pociągu, gdy podróżny zapytał młodziutką kontrolerkę, dlaczego do ceny biletu ma naliczoną dodatkową opłatę.

Usłyszał wówczas niemiłą i bardzo niestosowną odpowiedź, że jak mu się nie podoba, to może jechać autobusem. Widząc brak szacunku i sposób potraktowania pasażera, ze zdziwienia aż otworzyłam usta. Pozostali podróżni nie sprawiali jednak wrażenia zaskoczonych tą sytuacją, co zadziwiło mnie jeszcze bardziej. Zastanawiałam się, czy może żyjący tu ludzie po prostu przywykli już do takiego traktowania, a może zapomnieli, jak powinno ono wyglądać.

Brak odpowiedniego podejścia do klienta czy to w sklepie, restauracji, czy autobusie był pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę po przyjeździe na Słowację. Bardzo mnie to zaskoczyło, gdyż Słowacy to przyjaźni i sympatyczni ludzie. Jednak powiedzenie „klient nasz pan” tu nie obowiązywało, a różnice w sposobie obsługi konsumentów w Polsce i na Słowacji były znaczące. Lata minęły, a kontrasty pozostały.

Chociaż sytuacja uległa poprawie, to niestety nadal zdarza mi się szukać w sklepie sprzedawców, gdy potrzebuję porady, lub być świadkiem ich bezczelnych odzywek. Podobnie rzecz się ma z kierowcami w komunikacji miejskiej, którzy grzecznością nie grzeszą. A przecież wystarczy tak niewiele: przyjazne nastawienie, grzeczne i uprzejme zachowanie oraz zasada: traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być traktowany.

Okres świąteczny to szaleństwo zakupów zarówno w centrach handlowych, jak i osiedlowych sklepikach. Mam nadzieję, że w tym zabieganym okresie sprzedawcom nie zabraknie cierpliwości, życzliwości i uśmiechu, a wszystkim Państwu życzę bezstresowych i udanych zakupów.

Magdalena Zawistowska-Olszewska

MP 12/2017