post-title Kochanie, podbiłam bratysławską publiczność

Kochanie, podbiłam bratysławską publiczność

Kochanie, podbiłam bratysławską publiczność

 Z NASZEGO PODWÓRKA 

Czy można śmiać się do rozpuku na sztuce o samotności? Otóż okazuje się, że można i niełatwo wskazać, czyja to zasługa: Doroty Masłowskiej, autorki powieści „Kochanie, zabiłam nasze koty”, czy też twórców przedstawienia wystawionego na jej podstawie w ramach 22. edycji festiwalu Istropolitana Projekt w Bratysławie 11 czerwca.

A może do tego, że międzynarodowa publiczność nieomal tarzała się ze śmiechu przez całe przedstawienie, przyczyniła się mieszanka niepodważalnego talentu młodej pisarki, świetnego pomysłu reżysera Rafała Dziwisza, by prozę przerobić na musical, oraz talentu aktorskiego absolwentów PWST w Krakowie? Niewątpliwe jest jedno: sala teatru DPOH była pełna po brzegi, a kto się nie załapał, ten trąba.

Wodewilowa wersja krótkiej powieści D. Masłowskiej nie odbiegała w warstwie fabularnej od jej pierwowzoru, osadzonego w wyobrażeniowych raczej niż prawdziwych Stanach Zjednoczonych, w amerykańskim molochu, znanym nam, Polakom, z seriali, w których główne bohaterki, trochę jak z „Seksu w wielkim mieście” czy może „Dwóch spłukanych dziewczyn”, chodzą razem po sklepach, imprezach, plotkują, zakochują się i ćwiczą jogę.

Tylko że serial ten chyba został ściągnięty nielegalnie z Internetu, bo dziewczyny mówią językiem jak ze złego tłumaczenia („Podaj mi, na Boga, łopatkę do sera”), co być może powoduje, że monologują raczej koło siebie, niż prowadzą rozmowę, używając wyświechtanych zwrotów typu: „To było totalnie lynchowskie”.

Trzeba przyznać, że język Masłowskiej doskonale sprawdził się w formie śpiewanej, a to za sprawą chwytliwych gier słownych oraz humoru językowego, z których autorka ta zasłynęła już przy okazji swojej pierwszej powieści, „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną”.

W „Kochanie…” poruszyła jednak dojrzalsze tematy, towarzyszące trzydziestolatkom w dużym mieście, takie jak: samotność, powierzchowność współczesnego życia czy relacji międzyludzkich, oczywiście ubierając je w interesujące słowa. Być może właśnie dzięki tej żywości języka utwory Masłowskiej podbiły międzynarodowe sceny – wystarczy wspomnieć choćby jej dwa dramaty „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” czy „Między nami dobrze jest”.

Nie inaczej stało się w przypadku interpretacji zaprezentowanej w Bratysławie, czego dowodem jest nagroda za wkład teatralny, otrzymana przez to przedstawienie w ramach konkursu Istropolitana Projekt. Serdecznie gratulujemy!

Magdalena Zakrzewska-Verdugo

MP 7-8/2018