post-title Słowacja – nasz pierwszy przystanek w drodze do Japonii

Słowacja – nasz pierwszy przystanek w drodze do Japonii

Słowacja – nasz pierwszy przystanek w drodze do Japonii

Gdyby Słowację chcieć zapakować do sakwy, warto byłoby zacząć od drzew: morwy, czereśni i lipy. Te, rozsiane po rozgrzanym czerwcowym słońcem kraju, kuszą kolorami, smakiem owoców, a przede wszystkim cieniem.

Sunąc rowerami w stronę południa Europy, mijaliśmy senne miasteczka, położone w górach, przypominające rodzinne Beskidy. Mało w nich ludzi – być może schowali się przed skwarem i światem. Tylko niektórzy z nich siedzieli w wioskowych barach, popijając kofolę lub piwo. Ich rozmowy przerywane były raz po raz głosem radiowych szczekaczek, zwisających smętnie ze słupów.

Byliśmy przekonani, że takie głośniki to relikt przeszłości, aż do momentu, gdy usłyszeliśmy skoczną piosenkę, która wywołała uśmiech na naszych twarzach.


 

Po trzech dniach dotarliśmy do Kočoviec na spotkanie z blisko setką Polaków, którzy rozsiani po niewielkiej Słowacji spotykają się co roku na imprezie organizowanej przez Klub Polski w Bratysławie. To nasz pierwszy oficjalny przystanek na trasie Bielsko-Biała – Japonia. Jednak określenie „oficjalny“ już po paru chwilach mogliśmy zamienić na „rodzinny“ – tak właśnie się czuliśmy, uczestnicząc w programie wydarzenia, podczas wspólnych posiłków czy w czasie nocnych rozmów.

Udało nam się wyświetlić kilka animacji dla najmłodszych, jednak główną atrakcją spotkania był koncert polsko-słowackiego zespołu „Jablco i Przyjaciele“, poprzedzający loterię, podczas której można było wygrać Polskę w postaci książek, biletów na polski spektakl czy koszulkę w polskich barwach, przydatną w strefie kibica.

Do naszych wspomnień ze spotkania ze słowacką Polonią dodajemy opowieści Polaków – młodych i starszych, tych, którzy ze względu na kontrakty przenieśli się do Bratysławy kilka miesięcy temu i tych, których na Słowacji osadziła wile lat temu miłość. Są też tacy, którzy wolą mieszkać tu, a zarabiać tam. Tam to znaczy w Bielsku czy w Węgierskiej Górce.


 

Na nas już pora, więc wsiadamy na rowery. Zanim przekroczymy granicę słowacko-węgierską, zatrzymamy się jeszcze dwa razy. Pierwszy raz w Bratysławie, drugi 20 km dalej, u Małgosi i Stana w Kvetoslavovie, zwanym przez nich Kwiatuszkowem. Drogę do nich przemierzamy autostradą rowerową Eurovelo, sunącą po wałach sztucznego rozlewiska Dunaju.

Kanał ten, nigdy niedokończony, miał umożliwić rozwój transportu rzecznego między Budapesztem a Bratysławą. Sporadyczny widok barek nie stanowi dobrej wizytówki tego projektu, jednak bezkres wody to bardzo przyjemny widok. A prawdziwy Dunaj płynie równolegle, meandrując już bez obserwatorów. Pierwszy tydzień mija błyskawicznie, przed nami kolejny kraj – Węgry.

Weronika Brączek, Kamil Szołtysek

Rowerowych podróżników można obserwować tu: http://przednami.pl

Zdjęcia:Stano Stehlik

MP 7-8/2018