post-title Z upalnej Bratysławy do kapryśnej aury Dublina

Z upalnej Bratysławy do kapryśnej aury Dublina

Z upalnej Bratysławy do kapryśnej aury Dublina

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Miałam 23 lata, mieszkałam w Polsce, byłam zaręczona, ale czułam, że to nie jest moje miejsce. Porzuciłam wszystko, kiedy się okazało, że dostałam pracę na Słowacji. Po dwóch latach znów przyszło mi zmienić i pracę, i miejsce zamieszkania. Tym razem porzuciłam słoneczną Bratysławę dla deszczowego Dublina.

W Warszawie pracowałam jako handlowiec i rekruter w branży informatycznej. Marzyłam o możliwości pracy za granicą, ale nie do końca wierzyłam, że to marzenie może mi się spełnić. Tkwiłam w związku z chłopakiem, z którym się zaręczyłam, ale czułam się, jakbym była w zbyt ciasnym kaftanie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy skontaktował się ze mną jeden z portali oferujących pracę.

Oferty, pochodzącej konkretnie z IBM, nie potraktowałam zobowiązująco, ale postanowiłam spróbować swoich sił. No i okazało się, że dostałam pracę w Bratysławie! Owszem, miałam pewne obawy związane z wyjazdem, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam za granicą. Jednak postanowiłam wszystko postawić na jedną kartę.

 

Pierwszy zagraniczny wyjazd

Do Bratysławy zawiozła mnie samochodem moja znajoma. O moich planach wyjazdowych wiedzieli tylko mój były chłopak i koleżanka. Nie chwaliłam się tym, ponieważ bałam się, że może coś nie wyjść. O tym, że już nie mieszkam w Polsce, mój tata dowiedział się dopiero miesiącu po mojej przeprowadzce. Chyba był zaskoczony. Podobnie było z rodziną mojego chłopaka, z którym jakiś czas później się rozstaliśmy.

Słowacja okazała się lekarstwem na wszystkie moje problemy i kompleksy. Dopiero tu zaczęłam odczuwać spokój. Byłam z dala od pędu Warszawy. Zaprzyjaźniłam się z pewną Słowaczką, która nie tylko była moim przewodnikiem w pracy, ale pokazała mi też Bratysławę i jej okolice. Samo centrum słowackiej stolicy jest urokliwe, ale są miejsca, które mnie zaskoczyły, gdzie Słowacja – ujmijmy to delikatnie – wygląda mało nowocześnie. Jednak to właśnie tu zaczęłam rozwijać skrzydła.

 

Miłe bratysławskie wspomnienia

Dzięki olbrzymiej determinacji i ciężkiej pracy szybko awansowałam. Zaczęłam oddychać pełną piersią! Mogłam sobie pozwolić na więcej. Stąd przecież wszędzie blisko, więc zwiedziłam Pragę, Budapeszt, Lublanę, Wiedeń. Poznałam też sporo Polaków, zaprzyjaźniłam się z kilkoma słowackimi rówieśnikami. Jak mnie ktoś pyta o minusy mieszkania na Słowacji, odpowiadam, że na pewno takie są, ale ja ich już nie pamiętam.

W moim sercu pozostały tylko miłe wspomnienia. Niektóre do dziś wywołują uśmiech na twarzy, np. te, dotyczące języków, polskiego i słowackiego, które są tak podobne, a jednak mogą człowieka zaskoczyć i rozśmieszyć. Jak choćby wtedy, kiedy w bratysławskim sklepie z bielizną sprzedawczyni zapytała mnie, czy mi podać stanik z „čipką“. Dopiero później zrozumiałam, że chodzi o koronkę.

 

Taksówkarz prorok?

Pewnego razu zostałam wysłana na szkolenie do Dublina. Taksówkarz, wioząc mnie do tamtejszego oddziału IBM zapytał, jak mi się podoba miasto, a ja mu je opisałam z zachwytem. Powiedział mi wtedy, że kto wie, może za jakiś czas będę tu pracować. W duchu pomyślałam sobie, że to raczej niemożliwe.

Ale kiedy w firmie zmieniłam stanowisko i po jakimś czasie okazało się, że nie było to spełnieniem moich marzeń, otrzymałam wiadomość z portalu o możliwości zatrudnienia w firmie Microsoft w… Dublinie! Pojechałam na rozmowę i zostałam przyjęta. Przede mną była kolejna przeprowadzka.

 

Kiedy Dublin wita słońcem

Kiedy zbliżał się termin opuszczenia Bratysławy, mój niepokój wzrastał. Nie wiedziałam przecież, co mnie czeka w nowym miejscu. Na odległość wynajęłam pokój, nie wiedząc nic o właścicielce mieszkania. Zaryzykowałam. Po raz kolejny. Na lotnisku czekało mnie jednak miłe zaskoczenie, gdyż przyjechała po mnie gospodyni mieszkania, która okazała się ciepłą kobietą i która pomogła mi stawiać pierwsze kroki w Dublinie. Nawet pogoda na mój przyjazd była łaskawsza – tego dnia świeciło słońce.

To było jak promyk nadziei. A kiedy weszłam do domu, poczułam się wyjątkowo. Bardzo ciepłe miejsce.  Czasem myślę sobie, że to nie mógł być przypadek, iż trafiłam właśnie tu. Na ścianie widniał obrazek z napisem „May you be happy / may you be well?” (‘Powinieneś być szczęśliwy i zadowolony’). I ta dobra energia mi towarzyszy do dziś.

 

Przywilej młodości?

Jestem tu już ponad rok. Zachwyciły mnie klify, mili i otwarci ludzie. Minusem jest kapryśna pogoda, do której nie mogę się przyzwyczaić, mimo że zawsze wydawało mi się, że latem wolę wilgotne powietrze niż upalne i wysokie temperatury w Bratysławie. Nie wiem, co życie przyniesie, czy zostanę tu na dłużej. Moje plany życiowe jak na razie wyznaczają plany zawodowe, a te, jak się już zdążyłam przekonać, mogą się kiedykolwiek zmienić.

Nie tęsknię za żadnym krajem, w którym do tej pory mieszkałam. Czuję się jak na rozdrożu, bo tak do końca nie wiem, gdzie przynależę. Ale to może właśnie przywilej młodości, kiedy człowieka nosi to tu, to tam i nie może nigdzie dłużej zagrzać miejsca? Bo wciąż czuję, że sporo przede mną i tak dużo mogę zrobić. Przede wszystkim brać świat garściami!

Natalia Możdżyńska, Dublin

 MP 9/2018