post-title Smoki Stuhra

Smoki Stuhra

Smoki Stuhra

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Mistrz Jerzy Stuhr przekroczył siedemdziesiątkę i z tej okazji oddał w nasze, czytelnicze ręce swoje kolejne literackie dziecko, a właściwie smoki. Autor, wybitny aktor, reżyser i scenarzysta po raz kolejny, bo nie jest to pierwsza jego książka autobiograficzna, wprowadza nas w zakamarki swego życia, od sięgającej do czasów habsburskiej monarchii historii rodziny Stuhrów, poprzez lata studenckie, początki i rozkwit kariery aktorskiej, aż po czasy obecne i walkę z chorobą nowotworową.

Moje smoki na dobre i złe” (Wydawnictwo Czerwone i Czarne, 2018) to opowieść o walce na różnych poziomach życia intelektualnego, wewnętrznego i doczesnego. Smokami pan Jerzy nazywa słabości, przeszkody i momenty przełomowe, bo jak sam mówi, smoki mogą być złe, ale i dobre, zaś najważniejsze jest, aby z nimi walczyć. Nawet jeśli smoka trudno pokonać, trzeba przynajmniej próbować podjąć z nim walkę.

Bardzo cenię Jerzego Stuhra za jego zarówno nieprzeciętny intelekt, jak i wybitny talent aktorski. Czytałam jego poprzednie książki i muszę powiedzieć, że choć ta jest napisana równie lekko i przyjemnie jak poprzednie („lekko” nie oznacza „płytko”), to niestety wiele zawartych w niej historii zostało powielonych.

Znający literacką twórczość Stuhra czytelnik może mieć wrażenie wtórności. Historie rodzinne i zawodowe, choć przedstawione z troszkę innej perspektywy kroków milowych czy też punktów zwrotnych, są nam już znane, przez co całość staje się mniej zaskakująca, mniej odkrywcza.

Nie zmienia to faktu, że Stuhr dobrym opowiadaczem jest i nawet jak się powtarza, to człowiek i tak nie przeskakuje kartek, tylko doczytuje je do końca. To, co łatwo zauważyć, to silne poczucie własnej wybitności autora, którego ego mocno się wybija na plan pierwszy.

Nawet w opowieściach o kimś innym Stuhr opowiada tak naprawdę o sobie. Rzekome wspomnienia o Kieślowskim czy Swinarskim są tylko przyczynkami do opowiedzenia historii z silnym JA.

Komu jak komu, ale geniuszom, a do takich zaliczam pana Jerzego, warto wybaczać próżność. Szczególnie przy obecnym wysypie miernot, przekonanych o własnej wyjątkowości, wspierajmy zdrowy egoizm prawdziwych mistrzów.

Osoby, które znają poprzednie książki Stuhra, nie znajdą w niej nic nowego, ale ci, którzy sięgną po raz pierwszy po jego wspomnienia autobiograficzne, niezwykle miło spędzą czas.

Magdalena Marszałkowska

MP 10/2018