post-title Gdzie diabeł mówi dobranoc

Gdzie diabeł mówi dobranoc

Gdzie diabeł mówi dobranoc

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Nic nie jest tak bogatą studnią inspiracji dla współczesnych polskich pisarzy, jak nasza rodzima prowincja, zwana często Polską klasy B. Jakub Żulczyk, jeden z najbardziej poczytnych i płodnych literatów młodego pokolenia, umieścił akcję swojej ostatniej powieści gdzieś na warmińsko-mazurskim zadupiu, gdzie diabeł mówi dobranoc.

Nie liczcie na to, że będziecie oprowadzani po malowniczych jeziorach czy lasach i poznacie piękno polskiej przyrody. Przygotujcie się na błoto, brud, mentalną zgniliznę i analizę zła, przybierającego bardzo różnorodne formy.

„Wzgórze psów” (Świat Książki 2017, seria Nowa proza polska) to dramat obyczajowy z kilkoma wątkami kryminalnymi, mariaż gatunków, spiętych klamrą bardzo współczesnego języka z całym bogactwem socjolektów, współczesnej gwary, wyrażeń slangowych i wulgaryzmów, które jako środek stylistyczny zostały mistrzowsko zastosowane i nadają opowieści niezbędnej autentyczności.

Język, którym mówią bohaterowie Żulczyka, to swoisty reportaż lingwistyczny. Może nam się nie podobać, jak do siebie mówią bohaterowie książki, ale – nie oszukujmy się – na wiejskiej dyskotece nie usłyszymy nic innego. Prawda jest często bolesna, a prawda o Polsce w prozie Żulczyka wbija nam nóż w jelita. Sama powieść rozgrywa się w hermetycznej społeczności małego miasteczka, do którego po latach kariery w stolicy powraca główny bohater Mikołaj Głowacki.

Warszawskie, hipsterskie życie celebryty okazuje się bańką mydlaną, a problemy finansowe zmuszają go do powrotu do domu rodzinnego, w którym ani różowo nie było, ani nie będzie. Tragiczne wydarzenia i dramatyczne wspomnienia z przeszłości doganiają młodego pisarza i budzą stare demony.

Morderstwa, zaginięcia, narkotyki, prostytucja, kradzieże samochodów, a wszystko zanurzone z brudnej mazi problemów społecznych, skorumpowanej władzy, obojętnego duchowieństwa i urzędniczych przekrętów. Dzięki postaci Mikołaja, Żulczyk stawia diagnozę nie tylko prowincji, ale i tzw. Warszawce, gdzie młodzi, wykształceni ludzi pożerani są przez życie od jednej raty kredytu do następnej, gdzie depresja goni depresję, a uzależnienia dotyczą nie tylko patologii, ale także ludzi z okładek kolorowych magazynów.

Jakub Żulczyk zadaje dużo pytań, nie udziela jednak żadnej odpowiedzi. Walczyć czy się poddać systemowi i układom? Bać się czy iść na barykady? Warto pozostać sobą czy lepiej iść z prądem? Na te i inne pytania każdy z nas będzie musiał odpowiedzieć sobie sam.

Polecam, choć lektura tej książki nie będzie dla Państwa słonecznym powrotem do kraju ojców, ale naturalistyczną podróżą w przerażające rejony prowincjonalnej rzeczywistości, bez lukru i cenzury.

Magdalena Marszałkowska

MP 11/2018