post-title Czy potrzebne są studia polonistyczne na Słowacji?

Czy potrzebne są studia polonistyczne na Słowacji?

Czy potrzebne są studia polonistyczne na Słowacji?

 ANKIETA 

Nasze respondentki doskonale wiedzą, że te studia to inwestycja. Miały wyczucie, bo obecnie na słowackim rynku pracy w wielu ofertach pracy wymogiem jest znajomość języka polskiego. Likwidacja studiów polonistycznych na Uniwersytecie Mateja Bela w Bańskiej Bystrzycy może mieć poważny wpływ na stosunki polsko-słowackie i, jak mówi jedna z absolwentek tej uczelni, do tłumacza trzeba będzie czekać jak do lekarza. Zapytaliśmy więc o powody, dla których nasze rozmówczynie zdecydowały się na studia polonistyczne i co one im dały.

 

Sara Wróblewska

Studiowałam polonistykę w latach 2006-2013. W wyborze studiów pomogło mi moje pochodzenie – mój tata jest Polakiem. Język polski jest mi bliski, od dzieciństwa byłam wychowywana w dwóch językach: słowackim i polskim.

Poza tym od 4. klasy szkoły podstawowej uczęszczałam do bratysławskiego gimnazjum językowego, w którym uczyłam się także języka polskiego i zdałam z niego maturę. W szkole średniej wiedziałam już, że chcę studiować polonistykę, by zostać tłumaczem.

Obecnie pracuję w firmie, w której moja znajomość języka polskiego jest wykorzystywana. Często tłumaczę umowy czy listy od polskich partnerów. Jestem przekonana, że nadejdzie czas, kiedy zacznę się zajmować tylko tłumaczeniem.

Studia na polonistyce w Bańskiej Bystrzycy wspominam jako najlepszy okres w moim życiu. To one otworzyły mi drzwi do życia dorosłego. Tu spotkałam wielu wspaniałych ludzi, z którymi jestem w kontakcie do dziś.

Jak wyglądały nasze studia? Od razu przypominają mi się pierwsze zajęcia, kiedy spadł mi kamień z serca, bo dowiedziałam się, że języka polskiego będziemy się uczyć od podstaw. Nasi nauczycielecharakteryzowali się ludzkim podejściem do nas, studentów, i cierpliwie tłumaczyli zawiłości językowe. Te przyjacielskie stosunki między nami pomagały pokonać bariery.

Oczywiście, nie zawsze było łatwo – moimi koszmarami były fonetyka, literaturai to nieustanne wertowanie słowników! Poloniści – chyba jako jedyni na uniwersytecie – organizowali dużo zajęć pozaszkolnych. Do tych atrakcyjnych zaliczyć należy bal polonistów, do którego przygotowywaliśmy się tańcząc poloneza.

Co roku organizowane były spotkania wigilijne, na których można było degustować polskie potrawy. Jeździliśmy na wycieczki do Warszawy czy Krakowa, wspólnie chodziliśmy do kina, teatru, razem też oglądaliśmy mecze piłki nożnej, kibicując Polakom.

Jestem losowi wdzięczna za te studia. Nie wyobrażam sobie, że mogłyby być zlikwidowane. Przecież Polska jest naszym partnerem handlowym! Kiedy dziś zaczęłam przeglądać największy portal, oferujący pracę na Słowacji, znalazłam w nim 50 ofert wymagających znajomości języka polskiego!

Absolwenci po studiach polonistycznych nie mają problemu ze znalezieniem pracy, a rynek tłumaczy z języka polskiego wciąż nie został nasycony.

 

Gabriela Slezáková

Moje studia przypadły na lata 2001-2006. Interesowały mnie języki obce, więc wybrałam angielski, a do niego dołączyłam język polski i to była chyba najlepsza decyzja w moim życiu. Dziś już z językiem angielskim nie pracuję, a kluczem do mojej kariery zawodowej stała się właśnie znajomość polskiego, bowiem zostałam tłumaczem przysięgłym z języka polskiego na język słowacki.

Na Słowacji brakuje tłumaczy polskiego, więc można powiedzieć, że studia te naprawdę są potrzebne. I choć nie są one łatwe, to wspominam je bardzo miło, szczególnie ze względu na panującę przyjazne czy wręcz rodzinne stosunki między studentami i wykładowcami.

Nauczanie miało tu zawsze charakter interaktywny, na co pozwała też liczba studentów. Sporo się nauczyliśmy na wycieczkach do Polski, stypendiach, wieczorach poświęconych Polsce, balach polonistów, spotkaniach z tłumaczami i polskimi pisarzami. Trudniejsze były zajęcia lingwistyczne, zwłaszcza z fonetyki.

Gdyby zlikwidowano studia polonistyczne, ludzie musieliby czekać na termin u tłumacza jak do lekarza specjalisty, a komunikacja z sąsiadami byłaby znacznie utrudniona.

 

Mária Grigľová

Polonistykę ukończyłam 6 lat temu, w 2013 roku. Dlaczego wybrałam ten kierunek? Może trochę z przekory, ponieważ większość osób, usłyszawszy ode mnie, że nad takimi studiami się zastanawiam, próbowała mnie zniechęcić, wątpiąc w ich przydatność. A ja się uparłam, że udowodnię im, iż nauka języka polskiego to nie tylko „dziękuje” na rynku w Jabłonce.

I myślę, że mi się to udało. Nie żałuję ani chwili! Studia okazały się lepsze niż sobie to wyobrażałam. Oprócz klasycznych zajęć, szlifujących naszą znajomość słownictwa, chodziliśmy wspólnie na przedstawienia teatralne, podróżowaliśmy po Polsce, poznawaliśmy polską kulturę.

Co roku wraz z nauczycielami przygotowywaliśmy Wigilię czy andrzejki. Mieliśmy okazję spotkać się w wieloma ciekawymi osobistościami z Polski. Tu, dzięki wykładowcom, nauczyłam się, że życie to droga z przeszkodami, zatem kiedy się trafi na taką bez żadnych przeszkód, powinno się ją opuścić, gdyż niczego się na niej nie można nauczyć.

Mądrościami, którymi natchnęli mnie nasi nauczyciele, kieruję się do dziś. Teraz na takiej wyboistej drodze znalazła się bańsko-bystrzycka polonistyka. Mocno wierzę, że pokona ona wszelkie przeszkody.

Obecnie pracuję jako przedstawiciel handlowy, codziennie wykorzystując znajomość języka polskiego. Tłumaczyłam też dla wycieczek szkolnych z Orawy, które zwiedzały Auschwitz, uczestniczę w wielu spotkaniach biznesowych, ale też w spotkaniach pomiędzy słowackimi i polskimi przedstawicielami regionów po obu stronach granicy.

O likwidacji polonistyki mówiono jeszcze za czasów moich studiów, mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. Bo może i zapotrzebowanie na tłumaczy z języka polskiego nie jest tak duże jak na prawników czy farmaceutów, ale kształcenie tłumaczy to inwestycja w dobre stosunki między Polską i Słowacją.

 

Veronika Schóberová

Studia magisterskie w Bańskiej Bystrzycy (język polski i francuski) skończyłam w 2005 roku, a 2015 r. obroniłam pracę doktorską z języka polskiego. Dlaczego mój wybór padł na język polski? Bo to mój język ojczysty. Wyrastałam w rodzinie polsko-słowackiej. Dobra znajomość polskiego pozwoliła mi, jeszcze zanim podjęłam studia w Bańskiej Bystrzycy, zdobyć pierwsze doświadczenia jako tłumacz.

W liceum zakochałam się w języku francuskim i – voilà! – decyzja zapadła. Studia polonistyczne to nie tylko wykłady, teoria, wkuwanie, egzaminy, ale przede wszystkim prawdziwe spotkanie z Polską, z jej kulturą, zwyczajami. Miło wspominam nasze polskie wieczory, pełne tańca i śpiewu.

Tradycyjnie odbywały się wróżby andrzejkowe, wszyscy (studenci i nauczyciele) pomagaliśmy w przygotowaniu dań świątecznych i wspólnie siadaliśmy do stołu wigilijnego, zajadaliśmy się śledziami w ostatki… Atmosfera na polonistyce była, jak powiedziałaby moja córka, „supermega”. To był dobry start w dorosłe życie.

Aktualnie prowadzę działalność gospodarczą, jestem tłumaczem języka polskiego, w 2016 roku uzyskałam dodatkowo uprawnienia jako tłumacz przysięgły. Bez ukończonych studiów wyższych drugiego stopnia (lub egzaminów państwowych) nie można prowadzić działalności jako tłumacz ani uzyskać uprawnień tłumacza przysięgłego.

Obecnie jest bardzo duże zapotrzebowanie na tłumaczenia z i na język polski, a tłumaczy jest stanowczo za mało. Polonistyka w Bańskiej Bystrzycy jest taką swoistą wyspą kształcenia filologów na wysokim poziomie. Jestem stanowczo przeciwko jej zamknięciu! Nawet nie mam odwagi pomyśleć, co by było za parę lat, gdyby mimo wszystko ją zlikwidowano!  Nieprzespane noce, żadnych wolnych weekendów… A urlop? Tylko i wyłącznie z laptopem. Szaleństwo!

red.

MP 5/2019