post-title Polski problem ze słowackim wyborem

Polski problem ze słowackim wyborem

Polski problem ze słowackim wyborem

 OKIENKO JĘZYKOWE 

W zeszłym miesiącu Słowacy decydowali o tym, kto będzie ich kolejnym prezydentem. Pierwszą turę wyborów wygrała Zuzana Čaputová, zyskując 40,57% głosów. W drugiej zaś otrzymała 58,4% głosów, pokonując rywala Maroša Šefčoviča i zostając prezydentem Republiki Słowackiej na lata 2019-2024.

Zuzana Čaputová nawet się nie domyśla, iż jej wybór na to zaszczytne stanowisko przyniósł Polakom ogromne problemy. Oczywiście nie chodzi o to, że polski prezydent trochę zwlekał z gratulacjami dla słowackiej koleżanki, ale o to, że język polski nie jest jeszcze zupełnie gotowy na opisanie słowackiej rzeczywistości po ostatnich wyborach.

Zauważyć można to było wyraźnie w polskich mediach zaraz po zakończeniu II tury, kiedy nie bardzo wiedziano, jak powinno się nazywać prezydenta kobietę. Niektóre polskie portale pisały o nowej prezydentce Słowacji(np. Radio TOK FM czy tygodnik „Polityka”), inne o nowej prezydent Słowacji(np. TVN 24 czy TVP Wiadomości).

I choć w ostatnich latach wiele się zmieniło w polszczyźnie, jeśli idzie o nazwy żeńskie (akceptacja form typu filolożka, reżyserka), to jednak mało prawdopodobne, by zwycięstwo Čaputovej w wyborach prezydenckich przyczyniło się do zwycięstwa formy prezydentkanad formą prezydent(w znaczeniu żeńskim) – przynajmniej na razie.

Pełnienie funkcji prezydenta przez kobietę nie jest bowiem na tyle częste (i dawne), by wytworzył się zwyczaj dodawania do tej nazwy żeńskiego wykładnika słowotwórczego, choć ja nic w tym złego nie widzę i formę prezydentkajestem w stanie zaakceptować, także w języku oficjalnym.

Niektórym jednak ona wyraźnie przeszkadza. Przykładem niech będzie spór dwu kobiet – obecnej prezydent Słupska i radnej tegoż miasta. Otóż miejscowa prezydent w przestrzeni publicznej nazywa siebie prezydentką,co ma jej za złe jedna z radnych, domagając się podania podstaw prawnych posługiwania się tym określeniem, gdyż według niej jest ono „kuriozalne”. Mało tego owa radna w całej sprawie dopatruje się… próby forsowania ideologii lewicowej, wynikiem czego jest tworzenie na siłę formy żeńskiej, co – jak twierdzi – ośmiesza nazywaną nią funkcję.

Z kolei prezydent Słupska broni się, przywołując art. 33 Konstytucji, mówiący o równości płci, czego przejawem dla niej, jako polonistki, jest uzupełnianie symetrii rodzajowej w nazwach zawodów i funkcji.

Podobnie rzecz się ma z innymi rzeczownikami męskimi, nazywającymi kobiety, gdy – jak mówią poradniki – dotyczą one zawodów lub funkcji obdarzonych szczególnym szacunkiem społecznym, np. dyrektor, prezes czydoktor. Widać więc dobrze, że swoista wojna o nazwy żeńskie trwa… Jaki będzie jej wynik, czas pokaże. I – kto wie – być może to właśnie „prezydentka” Čaputová przyczyni się do akceptacji tejże formy tak przez Polaków, jak i przez polską normę.

Warto jednak zauważyć, że Polacy nauczyli się radzić sobie doskonale z owymi formalnymi nazwami męskimi, bowiem stosując je, ujawniają płeć osoby w formach pozostałych wyrazów, np.  nasz prezydent powiedział – nasza prezydent powiedziała; idę do dyrektora Nowaka – idę do dyrektor Nowak. Przypomnę tylko, że męskie nazwy kobiet w liczbie pojedynczej mają tę samą formę we wszystkich przypadkach (kto? co? prezydent, kogo? czego? prezydent, komu? czemu? prezydentitd.).

Ale to nie jedyny problem, który Polakom zafundowali Słowacy, wybierając prezydentem kobietę, do której przy bezpośrednim kontakcie jesteśmy zobowiązani zwracać się pani prezydent. Jak jednak zwracać się do jej partnera? I w ogóle jak go nazywać?

Ponieważ na całym świecie głową państwa jest najczęściej mężczyzna, to określenie jego żony jako pierwszej damy (ang. the first lady) weszło – jako kalka – do słowników wielu języków, także polskiego. Pełnienie funkcji prezydenta przez kobietę nie jest na tyle częste, by wytworzył się zwyczaj nazywania jej męża czy partnera. O mężach kobiet, pełniących prestiżowe funkcje publiczne (np. królowej, ambasador), po polsku mówi się małżonek wraz z pełnym tytułem przysługującym jego żonie, np. małżonek Jej Królewskiej Mości.

Ale Peter Konečný, partner Zuzany Čaputovej, jej mężem nie jest! Po zwycięskiej II turze wyborów jego przyjaciele podarowali mu koszulkę z napisem „Prvý frajer Slovenskej republiky“, co zupełnie bezsensowne nie jest. Profesor Małgorzata Marcjanik, specjalistka od językowego savoirvivre’u,kiedyś opowiedziała się za określeniem pierwszy dżentelmem jako męskim odpowiednikiem pierwszej damy. I mnie się ten pomysł bardzo podoba, bowiem tak dama, jak i dżentelmenmają w polszczyźnie podobne konotacje kulturowe.

Kojarzą się z pewną wytwornością, życiem niecodziennym, związanym z pełnieniem prestiżowej funkcji w państwie oraz szacunkiem obywateli. Zaś oczywiste jest, że przy bezpośrednim zwracaniu się do pierwszego dżentelmena, najbezpieczniej będzie używać neutralnej formy proszę pana.

Na koniec chciałabym pogratulować Słowakom świetnego wyboru i podziękować za kłopoty, które tym wyborem sprawili nam, bowiem dzięki temu mamy możliwość przyzwyczajać się do nietypowych sytuacji, które powinny mieć już typowy charakter.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 5/2019