post-title Skrzywdzona legenda

Skrzywdzona legenda

Skrzywdzona legenda

 KINO OKO 

Nie mam dla Państwa dobrych wieści – reanimacja pacjenta się nie powiodła. Kontynuacja kultowych komedii z lat 80., zatytułowanych „Kogel mogel“ miał uratować leżącą i kwiczącą z bólu, umierającą tradycję polskich komedii. Niestety, efekty okazały się smutno-straszno-wymuszone, a szkoda, bo potencjał poprzednich dwóch części był ogromny.

Ale po kolei. Co porabiają znani nam bohaterowie? Kasia Zawada (Grażyna Błęcka-Kolska) nadal mieszka we wsi Brzózki, jest po rozwodzie z mężem, który mieszka obecnie w Holandii. Rodzina Wolańskich mieszka w Warszawie, a jej członkowie znów przechodzą przez kryzys wywołany temperamentem Barbary (Ewa Kasprzyk), która po przekwalifikowaniu została sex trenerką.

Jej mąż (Zdzisław Wardejn) nadal nie umie okiełznać żony i wciąż gra rolę popychadła. Tym razem ma sojuszniczkę w postaci córki (Aleksandra Hamkało).

Jest jeszcze Piotruś Wolański (Maciej Zakościelny), który wydoroślał i żyje z dużo starszą i bardzo bogatą żoną (Katarzyna Skrzynecka). Dzięki wielu nieprawdopodobnym zbiegom okoliczności wszyscy bohaterowie spotkają się w Brzózkach, do których z Holandii przyjechał właśnie syn Kasi, Marcin (Nikodem Rozbicki).

Ilona Łepkowska, zwana królową polskich seriali, niestety położyła scenariusz na łopatki. Nic się tu nie klei, nie łączy, sceny nie wynikają z siebie, wątki są wtrącone i niedomknięte. Czasem pojawia się jakiś bohater, nie mający żadnej funkcji dramaturgicznej, czekamy, co z nim dalej będzie, a dalej jest jedno wielkie nic, po czym bohater pojawia się w finałowej scenie i nie wiadomo po co.

Film sprawia wrażenie poszatkowanego, jakby ktoś próbował z serialu zrobić pełny metraż, powybierał jakieś sceny i wrzucił do wora, nie patrząc, czy coś te puzzle łączy. Do tego żarty, a raczej ciężkie dowcipy, przy których suchary z Familiady to szczyt smaku.

Scenarzystka ewidentnie chciała się przypodobać młodszej części widowni, udaje więc, że wie, jak być cool. Niestety pani Łepkowska cool nie jest, choć stara się, jak może – pojawia się więc wibrator, dużo marihuany i babcia mówiąca coś o gejach.

Scenarzystka, udając, że wie, jak wygląda życie młodego pokolenia, staje się żenująca, bo na pierwszy rzut oka cuchnie fałszem. Tak nie rozmawia dzisiejsza ulica, tak nie żyje dzisiejsza młodzież. Dodatkowo zbiegi okoliczności, które w dobrym scenariuszu popychają akcję do przodu, są tak niedorzeczne, że zęby skrzypią.

Jest to więc kolejna głupia pseudokomedia, którą można było nakręcić, ale nie trzeba było krzywdzić legendy, którą jest „Kogel Mogel“. Nie jest to film ani dla młodych, ani dla starych. Młodzi nie odnajdą tam siebie, a starzy nie odnajdą tam tego, czego by oczekiwali po kontynuacji filmu sprzed lat.

Oprócz pani Łepkowskiej odpowiedzialny za to niepowodzenie jest jeszcze reżyser Kordian Piwowarski, który nakręcił film niespójny i stworzony chyba tylko po to, aby kasa się zgadzała, bo wiadomo, że ludzie pójdą zobaczyć znane twarze, grające pod znanym szyldem. Mam wrażenie, że ktoś potraktował widzów jak debili.

Magdalena Marszałkowska

MP 7-8/2019