post-title Zgłosiła się do pomocy w Novej Bani

Zgłosiła się do pomocy w Novej Bani

Zgłosiła się do pomocy w Novej Bani

choć nie wiedziała, co będzie jej zadaniem

Kiedy jeszcze marcu w Novej Bani (miasto w województwie bańskobystrzyckim, liczące ok. 7 tysięcy mieszkańców) ogłoszono, że urząd miejski poszukuje ochotników do pomocy, pani Joanna zgłosiła się i przeszła szkolenie. Opowiada nam, między innymi o tym, jak wygląda w tym mieście miejsce przygotowane dla zakażonych koronawirusem.

 

Co spowodowało, że zgłosiła się Pani do pomocy w mieście Nová Baňa?

Od 10 marca siedzę w domu we wsi koło Novej Bani, bo nie mogę wykonywać swojej pracy. Pomyślałam sobie, co mam tak siedzieć bezczynnie? Lepiej coś robić. Przeczytałam ogłoszenie w urzędzie miasta, że potrzebują ochotników. Choć nie sprecyzowano w nim, do czego będą oni potrzebni, wysłałam zgłoszenie drogą mailową i za dwa – trzy dni dostałam zaproszenie na szkolenie.

 

Czego ono dotyczyło?

Szkolenie prowadził wirusolog, trwało ono dwie i pół godziny i w tym czasie przedstawiono, co nas czeka w przyszłości.

 

I co nas czeka?

Tak jak wszędzie, służba zdrowia nie jest przygotowana na epidemię. Powiedziano nam wprost, że pozycja Słowacji, jeśli chodzi o służbę zdrowia, nie zaczyna się od poziomu  zero, ale od minus 8 tysięcy ludzi, których brakuje w szpitalach, przychodniach itd. Marne to pocieszenie, ale chyba żaden kraj nie jest przygotowany w stu procentach na pandemię.

 

Pani ma przygotwanie medyczne?

Nie, ja jestem z wykształcenia pedagogiem. Pochodzę z Podkarpacia, gdzie prowadziłam szkolenia dla nauczycieli. Na Słowację przeprowadziałam się z rodziną roku temu. Tu zyskałam pracę w pewnej instytucji jako koordynator do spraw sprzedaży na Polskę.

 

Wrócmy to tego szkolenia, na które Panią zaproszono. Na czym ono polegało?

Nie dowiedziałam się niczego nowego, czego bym już wcześniej nie wiedziała. Od grudnia interesuję się tym tematem, oglądałam sporo filmików z Chin, kiedy tam wybuchła epidemia. Jak widzę to tutaj miasto nie do końca ma pomysł, do czego będzie potrzebować nas – ochotników. Na to szkolenie zgłosiło się nas pięć kobiet i kilkunastu młodych mężczyzn.

Rozumiem, że teraz po całej Słowacji odbywają się takie szkolenia ochotników, by nas jakoś przygotować na to, co przyjdzie. Po pogadance, zabrano nas do ośrodka zdrowia w Novej Bani. Tu nie ma szpitala a budynek, gdzie kiedyś szpital był, jest opuszczony, obecnie trwa tam remont.

Zaprowadzono nas tam i zobaczyliśmy, że w piwnicach została przygotowana cała ścieżka drogi pacjenta zarażonego koronwirusem, którą on przemierzy do izolatki, zanim przyjedzie po niego transport i odwiezie go do szpitala.

 

Gdzie w Pani rejonie jest najbliższy szpital?

W Zlatých Moravcach i w Bańskiej Bystrzycy.

 

Czego dotyczyło szkolenie w tych pomieszczeniach?

Dowiedzieliśmy się, jak będzie wyglądała nasza pomoc w ubieraniu lekarza w skafander, jak ma przebiegać dezynfekcja. Gdzie, w których pomieszczeniach należy się przebrać, gdzie co spłukać, gdzie wziąć prysznic i gdzie w izolacji będzie przebywał pacjent.

Wyposażenie tych pomieszczeń jest z gumy, nadmuchiwane, szybko się rozkłada. Jak się domyślam, są tam odpowiednie odczynniki. Do przejścia tą ścieżką dostaliśmy ochraniacze i proszono nas, by nie opierać się o ściany.

 

To co Pani opisuje, robi wrażenie, człowiek uświadamia sobie, że to naprawdę poważna sprawa!

Zwrócono też naszą uwagę na to, że do izolatki, do takiego pacjenta się nie wchodzi, ale wszystkie leki są podawane z daleka. To jest przerażające. To ogromny stres i emocje. I olbrzymie wyzwania dla ochotników, którzy będą na pierwszej linii frontu.

 

Pozostale ochotniczki mają przygotowanie medyczne?

Nie, jedna dopiero się kształci na lekarza. To miejsce jest przygotowywane na wypadek, gdyby w tej okolicy pojawił się zakażony pacjent i wtedy – jak dobrze rozumiem – przyjedzie tu lekarz, bo na co dzień takiego personelu medycznego tu nie ma.

 

Przestraszyła się Pani tej sytuacji?

Nie, to nie kwestia tego, że się boję, bo znam swoje predyspozycje. Gdybym odczuwała strach to raczej bym zadzwoniła do urzędu miejskiego i powiedziała otwarcie, że nie dam rady.

 

Są jakieś inne zadania do wykonania dla ochotników?

Nie wiedziałam do czego się zgłaszam. Sztab kryzysowy w mieście sam ocenił do czego skierować ochotników. Na przykład na szkoleniu wraz z nami – tymi pięcioma kobietami, było sporo młodych mężczyzn, mniej więcej w wieku 25 – 30 lat. Oni są ochotnikami – strażakami i ich zadaniem będzie dezynfekcja ulic. Prawdę mówiąc myślałam, że i ja dostanę za zadanie na przykład czyszczenie bankomatów.

 

Zostaliście jakoś wyposażeni?

Odebrałam rękawiczki, gogle, okulary, rozpylacz ze środkiem chemicznym.

 

Jakie są dalsze wytyczne?

Mieli zadzownić, ale póki co cisza. W ubiegłym tygodniu odwiedziała mnie w domu pani wójt wsi, w której mieszkam. Podobno zadzwoniono do niej z Novej Bani i poinformowano ją, że przeszłam szkolenie.

Pani wójt powiedziała, że tu będzie mieć dla mnie inne zadania. Jak dojdzie do zamknięcia Słowacji, będzie zakaz wychodzenia z domów, pojawi się wojsko a żywność będzie na kartki. I wtedy moim zadaniem będzie roznosić te kartki po domach. Na razie nic się nie dzieje, więc czekam cierpliwie.

 

Jak reagują w Pani regionie, że Polka zaoferowała pomoc?

Byli zdziwieni, pytali, czy znam słowacki i czy jesteśmy w stanie się porozumieć. Dajemy radę, mimo że mój słowacki jest na etapie początkowym.

 

Dlaczego Pani chce pomagać?

Mam naturę społecznika i czuję się odpowiedzialna za kraj, w którym mieszkam. Poza tym nie mogę usiedzieć w jednym miejscu i zawsze sobie znajdę jakieś zajęcia. Robię to też ze względu na moich dwóch synów, którzy tu chodzą do przedszkola i szkoły.

mw