post-title Maniaczka językowa o tym, jak uczyć się języków obcych

Maniaczka językowa o tym, jak uczyć się języków obcych

Maniaczka językowa o tym, jak uczyć się języków obcych

 WYWIAD MIESIĄCA 

Anna Helbik biegle posługuje się kilkoma językami; na co dzień uczy angielskiego, ale to słowacki – jak sama określiła – zagrał jej w duszy i jemu poświęciła 5 lat studiów. Dzięki temu językowi stała się znana również na Słowacji, gdzie wzbudziła zainteresowanie lekcjami słowackiego online. Jej kanał na YouTube Ania LanguaJet obserwuje ponad 6,5 tysiąca osób, a pierwsza lekcja ma ponad 135 tysięcy wyświetleń! W rozmowie dla „Monitora“ zdradza tajniki, jak uczyć się języków obcych.

 

W celu nauczania języka słowackiego już prawie rok przygotowuje Pani filmiki na kanale YouTube, które zyskują coraz więcej widzów. Jak to się stało, że Polka, mieszkająca w Polsce, uczy tego języka i to tak dobrze, że zainteresowały się nią słowackie media?

Lubię uczyć się różnych języków, dlaczego więc nie pomóc w tym innym? Na co dzień uczę języka angielskiego w szkole językowej, której odziały są w kilku miastach, m.in. w Dąbrowie Górniczej. W Internecie sporo jest lekcji poświęconych temu językowi, więc po co tworzyć coś podobnego, rywalizować z innymi. Pomyślałam sobie, że przygotuję coś, czego nie ma na naszym rynku, czyli lekcje słowackiego.

 

Gdzie się Pani nauczyła tak dobrze tego języka, że nawet rodowici Słowacy mają problem z określeniem, czy jest Pani Polką, czy Słowaczką?

Bardzo miło mi to słyszeć. Studiowałam słowacki na Uniwersytecie Śląskim. Jestem maniaczką językową, od dzieciństwa chciałam być nauczycielką. Potem już wiedziałam, że chcę studiować filologię, tylko nie byłam pewna którą. Ponieważ angielskiego uczyłam się od najmłodszych lat i szło mi bardzo dobrze, pomyślałam,  że spróbuję też czegoś innego, niszowego. Studia slawistyczne zaczęłam w 2012 roku. Zobaczyłam, że trwa rekrutacja i postanowiłam spróbować.

 

Dlaczego Pani wybór padł właśnie na język słowacki?

Słuchałam, jak brzmią inne języki z tej grupy i słowacki był bliższy mojemu uchu niż czeski czy bułgarski. Jeszcze zastanawiałam się nad słoweńskim, ale na korzyść słowackiego przemawiała bliskość geograficzna. Jako drugi język na tych studiach wybrałam serbski.

 

Skoro ta bliskość geograficzna zdecydowała, to znaczy, że była Pani już trochę osłuchana ze słowackim?

Szczerze powiedziawszy, zanim zaczęłam studiować, nie miałam zielonego pojęcia o słowackim. Nawet najprostszego zdania bym nie powiedziała w tym języku. Wiedziałam, że na Słowacji mieszkają sympatyczni ludzie, miałam miłe wspomnienia związane z tym krajem i słyszałam o nim dobre opinie.

 

W Polsce panuje moda na Czechy i język czeski, który ma swojego promotora –  Mariusza Szczygła – twierdzącego, że czeski wywołuje w nim dreszcze zachwytu. Pani przeżywa coś podobnego ze słowackim? 

Czuję raczej sentyment, emocje połączone z konkretnymi ludźmi, sytuacjami, mniejszymi lub większymi sukcesami. Zachwyca mnie melodyjność tego języka, szczególnie dialektu z centralnej Słowacji. Miałam szczęście, że uczyła nas doskonała lektorka – dr Andrea Goótšová – która zaraziła studentów miłością do języka i kultury tego kraju. Poza tym na naszym kierunku panowała rodzinna atmosfera, więc od razu byłam przekonana, że to jest to!

Chciałam studiować język słowacki, by jak najwiecej się  o nim dowiedzieć. Zostałam na tym kierunku całe 5 lat, bo naprawdę dobrze się tam czułam. Podobało mi się. Zawsze podkreślam, że czuję ogromną satysfakcję i dumę z bycia dyplomowaną slawistką. Zdobyłam też uprawnienia do nauki języka angielskiego, uwielbiam uczyć i pracuję tak od lat. Trochę później skończyłam również studia podyplomowe na kierunku Business English.

 

Można powiedzieć, że w Pani przypadku słowacki był miłością od pierwszego usłyszenia?

To był proces poznawania, czy mi ten język zagra w duszy, tak jak wcześniej, już w dzieciństwie angielski, a potem kolejne języki obce. No i okazało się, że słowacki zagrał w mojej duszy! Im bardziej go zgłębiałam, tym chciałam więcej i więcej.

 

Ile języków obcych Pani zna?

Zależy w jakim stopniu. Pierwszy, którego zaczęłam się uczyć, był angielski, w gimnazjum doszedł niemiecki, którego naukę kontynuowałam w liceum. Chodziłam też dobrowolnie na lekcje francuskiego. W międzyczasie sama uczyłam się hiszpańskiego, ale ćwiczyłam go też podczas  spotykań z hiszpańskojęzycznymi przyjaciółmi. Na studiach opanowałam słowacki i serbski. Najczęściej używam jednak języka angielskiego, którego uczę moich kursantów, oraz słowackiego, przygotowując filmiki na YouTube oraz słuchając słowackiego radia.

 

Co było dla Pani najtrudniejsze w opanowaniu słowackiego?

Na początku zaskakująca była łączliwość czasowników, na przykład w języku polskim czasownik „rozumieć” łączy się z biernikiem (kogo? co?), a w słowackim z celownikiem (komu? czemu?). Te różnice są fascynujące!

 

Dla wielu Polaków ogromnym problemem jest długość samogłosek, czyli dlžne. Pani je opanowała?

Tak, ponieważ nasza lektorka, robiąc nam dyktanda, czytała teksty wyraźnie, byśmy te długości słyszeli. Ciekawe są też słowackie zasady pisowni wielką literą, nieco odmienne niż w naszym języku.

 

A szyk w zdaniu?

To jest właśnie to, co może zdradzić obcokrajowca – składnia jest najtrudniejsza do nauczenia, opanowujemy ją na końcu. Dlatego łatwiej tłumaczyć na swój język ojczysty niż na obcy. Bez kontaktu codziennego z językiem, trudno nim przesiąknąć i opanować na sto procent.

 

Co trzeba mieć w sobie, żeby nauczyć się języka obcego?

Trzeba być zdeterminowanym, żeby po trzech tygodniach nauki nie wycofać się tylko dlatego, że się na czymś potknęło. Często właśnie jakiś mały problem, np. gdy czegoś nie potrafimy wymówić, wywołuje niechęć. Nauka języka obcego jest związana ze słuchem, dlatego osobom, które mają słuch muzyczny, łatwiej usłyszeć obce dźwięki, wyłapać akcent – im to po prostu chodzi po głowie.

 

Pani śpiewa?

Tak, kocham śpiewać, robiłam kiedyś covery, zresztą cała moja rodzina jest muzycznie uzdolniona.

 

Czy to oznacza, że osoby bez słuchu muzycznego nie nauczą się języka obcego? 

Nie, absolutnie nie! Twierdzę jedynie, że te ze słuchem muzycznym moją ułatwione zadanie.

 

Ma znaczenie to, w jakim wieku uczymy się języków obcych?

Tak, bo aparat mowy kształtuje się do 15 roku życia. Im wcześniej zaczniemy się uczyć języka, tym łatwiej go opanujemy. Ale prawda jest taka, że jeśli ktoś chce się uczyć języków, uwielbia to i daje mu to radość, na pewno będzie mu się to udawać.

Ja sama dopiero od niedawna zaczęłam się uczyć języka koreańskiego, a nie mam 15 lat. Uznałam, że warto spróbować czegoś spoza grupy języków europejskich. Muszę powiedzieć, że bardzo się wkręciłam. Dla mnie to czysta radość i zabawa. Języki już tak na mnie działają. Codziennie zapisuję nowe dla mnie słówka, zwroty, słucham przez słuchawki ogromne ilości materiałów w innych językach i powtarzam je na głos.

Znam wielu ludzi różnych narodowości. Większość z nich studiuje, albo pracuje w Polsce, więc mam ich „pod ręką“. Uwielbiam dostawać od nich wiadomości głosowe i wysyłać im swoje. Taka wymiana zdań jest rewelacyjnym sposobem na szybką naukę języka.

 

Często człowiek dorosły obawia się śmieszności, kiedy mówi w języku obcym, podczas kiedy dzieci nad tym się aż tak nie zastanawiają.

Tak, a Polacy w szczególności boją się odezwać w obcym języku.

 

Inni są odważniejsi? 

Tak. Mam wrażenie, że w nas jest więcej oporu, coś nas powstrzymuje. To chyba kwestia mentalności.

 

Co przynosi większe efekty w opanowaniu języka obcego: nauka poprzez słuchanie czy ta z książek?

Książki są bardzo ważne – to wiedza zebrana w jednym miejscu. Ja wolę uczyć się z książek niż z komputera, ale stawiam na mówienie, bo język opanowujemy, wydając w nim dźwięki, komunikując się w nim. W nauce języka nie można pozostać biernym. Samo słuchanie uczy nas rozumieć, co mówią do nas inni, ale najlepiej uczyć się, powtarzając, kopiując, by brzmieć jak oryginał w danym języku. Nauka języka obcego to szukanie dźwięków, dlatego staram się jak najczęściej szukać tych dźwięków, rozmawiając z obcokrajowcami.

 

Trzeba pomieszkać w jakimś kraju, by dobrze opanować jego język?

Myślę, że ci, którzy wchłaniają brzmienie danego języka, potrafią się zbliżyć do oryginału bez konieczności mieszkania w kraju, w którym się nim posługują, tym bardziej że dzisiejsze technologie są w tym bardzo pomocne. Mogę przecież słuchać non stop zagranicznego radia, bez wychodzenia z domu. Ale na pewno, będąc za granicą, jest się zanurzonym w sytuacjach przymusowych i chcąc nie chcąc człowiek się uczy.

 

Można się nauczyć języka, nie poświęcając mu uwagi? Obserwujemy na Słowacji niektórych naszych rodaków, którzy uważają, że ten język jakoś sam się do nich przyklei. Jest taka szansa?

Jestem zdania, że przebywając w danym kraju, powinniśmy się starać mówić w języku tego kraju. To sygnał dla obywateli tego państwa, że się z nimi identyfikujemy. Przecież na pewno chcemy poznać mieszkańców, a jak to zrobić bez porozumiewania się?

Nie ma taryfy ulgowej w przypadku tak bliskich dwóch języków słowiańskich?

To jedna z rzeczy, które mnie denerwują. Nieraz słyszałam: „Po co się uczysz słowackiego? Przecież to takie podobne języki, dogadasz się”. Ale kiedy im mówiłam jakieś proste zdanie, typu: Lubię pomidory, to nie wiedzieli, o co chodzi. Nie lubię, jak ktoś lekceważy naukę języka, bo ta nie przychodzi ot tak! Trzeba jej poświęcić trochę czasu, wysiłku, zgromadzić słownictwo, poznać zasady, żeby nie kaleczyć języka. Taką argumentację słyszałam od osób, które nie znały żadnego języka. Nawet swój kaleczyły. Nie mogę takich uwag traktować poważnie.

 

Jakie są Pani doświadczenia z wyjazdami na Słowację?

Kilka razy udało mi się przyjechać tu na kilka dni, ale jak na razie najdłuższy z pobytów, trwający trzy tygodnie, miał miejsce po drugim roku studiów, kiedy dotarłam do Bratysławy na letnią szkołę językową.

 


Jak Pani wspomina ten pobyt? 

Było dużo oczekiwań i ciekawość Bratysławy. Przyjechałyśmy autobusem razem z koleżankami i kiedy udałyśmy się do akademików w centrum miasta, starałyśmy się mówić już tylko po słowacku. Absolutnie nie po angielsku, bo to śmieszne, gdy Słowianie posługują się między sobą językiem angielskim.

Mój słowacki wtedy nie był powalający, ale dogadywałyśmy się, nawet z Japończykami czy Kanadyjczykami, którzy też przyjechali do tej szkoły, by uczyć się słowackiego. I to jest bardzo ciekawe doświadczenie – ludzie z różnych zakątków świata, komunikujący się ze sobą po słowacku!

 


Jakie były reakcje Słowaków na Pani znajomość języka?

Miałam ciekawą przygodę, bowiem na bratysławskim rynku występowała słowacka gwiazda – Kristína. Bardzo ją lubię i znam kilka jej piosenek na pamięć, więc ten koncert był przyjemnym przeżycie. Po jego zakończeniu odważyłam się podejść do piosenkarki, którą poprosiłam o autograf i wspólne zdjęcie. I wtedy Kristína pochwaliła mój słowacki! Czego chcieć od życia więcej w takiej sytuacji! Nie dość, że spotkałam swoją ulubioną gwiazdę, to ona jeszcze mnie skomplementowała!

 

Wróćmy do Pani filmików na YouTube z lekcjami słowackiego. Jakie jest zainteresowanie nimi?

Mój kanał subskrybuje około 6 i pół tysiąca osób; część z nich już kojarzę na podstawie komentarzy. Tworzy się tu taka mała społeczność, która sugeruje, czym mogłabym się zająć w kolejnych odcinkach. Jak widzę taki pozytywny odzew, to mam ochotę kręcić więcej i więcej.


Na czym polega fenomen zgromadzenia przez Panią tylu odbiorców?

Pierwszy przygotowany przeze mnie film miał być zapowiedzią tego, co zamierzam zrobić, i testerem, czy w ogóle będzie zainteresowanie słowackim. Teraz, gdy ktoś w wyszukiwarce wpisuje „język słowacki”, to wyskakuje mu Ania LanguaJet. Ten pierwszy odcinek obejrzało ponad 130 tysięcy widzów! Co ciekawe, bardzo kibicują mi Słowacy, którzy oglądając moje filmy, uczą się jednocześnie polskiego.

W ten sposób dostałam sygnał, że powinnam tak przygotowywać lekcje, by były one interesujące tak dla widza polskiego, jak i słowackiego. Zaczęło mi się to podobać! Mój pomysł ewaluował, a ja przecież na początku chciałam tylko spróbować swoich sił. Wychodziłam z założenia, że skoro skończyłam słowacystykę, to czemu tego nie wykorzystać i nie pozarażać innych swoją pasją, promując słowacki?

 

Skoro Pani filmiki chętnie oglądają Słowacy, a widziałam też ich komentarze w mediach społecznościowych, ciekawi mnie, jak Pani odbiera ewentualną krytykę z ich strony. Jak Pani reaguje, gdy Panią poprawiają?

Liczyłam się z tym, że tak będzie, bo zawsze znajdą się tacy, którzy mają potrzebę zwracania uwagi innym. Jeśli te uwagi są konstruktywne i z zachowaniem zasad kultury, to przyjmuję je. Czasami sama z siebie się śmieję, ale ja przecież wiem, że nie robię błędów celowo, nikogo nie chcę ośmieszyć, a dzięki temu, że ktoś  wychwyci moje potknięcia, to i ja się uczę. Zauważyłam też, że wśród sumiennych uczniów i obserwatorów jest sporo osób, które zabierają głos niejako w mojej obronie, wyjaśniając, że można i tak powiedzieć coś po słowacku, jak to zrobiłam ja.

 

Pani też się dzięki temu szkoli, prawda? Zauważyłam, że nawet pyta Pani w grupie, jakie są słowackie odpowiedniki polskich zwrotów, powiedzonek, na przykład: nie dolewaj oliwy do ognia.

Lubię odzew od użytkowników, a jeżeli tyle osób ze Słowacji mnie ogląda, to taka wymiana informacji jest lepsza niż zaglądanie do książek. To są najlepsze lekcje. Również dla mnie.

 

Można się utrzymać w Polsce z takich lekcji słowackiego?

Moje koleżankami i koledzy ze studiów od razu znalezli pracę z językiem słowackim, ale nic związanego z uczeniem tego języka. Ja kocham uczyć i to właśnie chcę robić. Moje miejsce jest w klasie, wśród moich uczniów. To prawda, że lekcje języka słowackiego nie są popularne, ale z radością podjęłabym się poprowadzenia jakiegoś kursu, gdyby zebrała się grupa zainteresowanych.

Kto jest odbiorcą Pani kanału w Polsce?

Myślę, że słowackiego uczą się ci, którzy odkryli i polubili ten język. Być może i tacy, którzy wyjeżdżają na Słowację turystycznie. Ale wciąż nie jest nas dużo mówiących po słowacku i myślę, że ktoś, kto poszukuje kursu tego języka, nie ma dużej oferty, jak choćby w przypadku nauki czeskiego.

 

Ma Pani wrażenie, że teraz Polska bardziej otwiera się na Słowaków?

Tak, choć wydaje mi się, że Słowacy wiedzą o nas więcej niż na odwrót. Może dlatego bardziej się interesują, bo częściej przyjeżdżają do pracy do Polski? Patrzymy na Słowację przez pryzmat turystyki, ale nadal przeciętny Polak nie odróżnia czeskiego od słowackiego.

 

Może jest tak dlatego, ponieważ polskie media poświęcają Słowacji zbyt mało uwagi?

Tak, to prawda i dlatego będę promować Słowację poprzez naukę języka. Będę też na moim kanale promowała innych, na przykład słowackich youtuberów, którzy nagrywają w tym języku.

Małgorzata Wojcieszyńska
zdjęcia: archiwum Anny Helbik

MP 6/2020