post-title Obca kobieta

Obca kobieta

Obca kobieta

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Chociaż mówi się, że człowiek to zwierzę stadne, zdarza się czasami, że od pewnego typu ludzi uciekamy, gdzie pieprz rośnie. Na ogół drażnią nas osoby nerwowe, wymagające lub zbyt skupione na sobie. Niewielu z nas podejmuje trud sprawdzenia, dlaczego konkretny człowiek zachowuje się tak, a nie inaczej, co nim powoduje, o czym myśli i czego chce tak naprawdę. No właśnie – cała sztuka w tym, by zadać sobie te pytania…

Powieść Marii Kuncewiczowej „Cudzoziemka” jest książką, po którą sięgam od czasu do czasu. Ta niewielka objętościowo opowieść jest dla mnie majstersztykiem prozy psychologicznej, skłania do rozmyślań nad tym, jak skomplikowana jest ludzka osobowość. To klasyka literatury polskiego międzywojnia, przetłumaczona na wiele języków i nadal wznawiana.

Główna bohaterka – Róża – to ponadsześćdziesięcioletnia kobieta, jeśli napiszę „trudna”, będzie to dość łagodne ujęcie jej charakteru… Od lat nieszczęśliwa, wylewająca wręcz swoje żale na członków rodziny, sparaliżowanych strachem, czy żonę i mamę uda się w końcu udobruchać, nie rozumiejących jej huśtawek nastrojów i chyba zrozumieć nie chcących, marzących o świętym spokoju.

Bliscy „cudzoziemki” zostali sportretowani równie wybornie – ich pogłębione psychologicznie portrety odzwierciedlają wiele tych, nie starzejących się z upływem lat, które znamy z naszych domów

A sama Róża? Dziś powiedzielibyśmy, że to osobowość neurotyczna, skupiona na sobie, nadwrażliwa, obarczająca winą za spotykające ją nieszczęścia ludzi, którzy mimo wszystko przy niej trwają. Poznajemy tę bohaterkę w ostatnim dniu jej życia, kiedy wszystkie dobre i złe wspomnienia przesuwają się jej przed oczami niczym pociąg, którym przyjechała z Rosji do Polski.

Od początku nierozumiana, niedoceniana, nie mogła spędzić życia inaczej, niż tęskniąc za przeszłością. W Rosji pozostawiła swoją wielką miłość, po przeprowadzce do Polski pozbawiono ją możliwości rozwoju kariery muzycznej – a była dobrze zapowiadającą się artystką. Czuła się więc wszędzie obca, nieakceptowana – i to nadało charakter całemu jej losowi.

Miłość, talent i uroda – te trzy filary egzystencji Róży, stały się dla niej najpierw źródłem szczęścia, a potem przyczyną ogromnego cierpienia. Dopiero ostatnie chwile życia uświadomiły jej, że mogła inaczej pokierować swoim losem, wpuścić do codzienności odrobinę przyzwolenia na niedoskonałość, a kto wie, może nauczyć się cieszyć zwykłymi sprawami.

Poprawiłoby to jej relacje nie tylko z rodziną, ale i z nielicznym gronem znajomych oraz pomogło dostrzec naturalne radości życia – powiększającą się rodzinę, świadome wykorzystanie muzycznych talentów i estetycznej wrażliwości, no i fakt, iż Marta, córka Róży, odziedziczyła po niej talent. Ale było – minęło: życie się kończy, a czas na rachunek sumienia i przeprosiny zbyt krótki…

„Cudzoziemka” nie jest powieścią ckliwą, przepełnioną szlochem odchodzącej w cień bohaterki. Wręcz przeciwnie – niczym lekarze od duszy możemy przyjrzeć się głównej postaci i jej rodzinie z wielu punktów widzenia. Pokusić się o diagnozę. Coś zrozumieć. Wnioski płynące z fabuły są bezcenne, chociaż powszechnie znane: zamiast codziennie zanurzać się w stojących wodach tęsknoty za przeszłością, otrząśnijmy się i pozwólmy sobie na krok do przodu.

Czasami życie nie toczy się tak, jakbyśmy chcieli, ale jego inny bieg też może być interesujący i w efekcie prowadzić do szczęścia oraz spełnienia. Dobry to pomysł na Nowy Rok i ciekawa wskazówka. Gdyby Róża mogła przemówić z zaświatów, z pewnością powiedziałaby właśnie to: Chwytaj dzień, bo jakże tu umrzeć, skoro nie żyło się wcale!

Agata Bednarczyk

MP 1/2021