post-title One-way ticket rodziny Pisalników

One-way ticket rodziny Pisalników

One-way ticket rodziny Pisalników

czyli co się dzieje na Białorusi

To nie jest opowieść sci-fi. To nie jest wspomnienie zamierzchłych czasów. To prawdziwa współczesna historia trzyosobowej polskiej rodziny z Grodna, która – tak jak wiele innych rodzin na świecie – cieszyła się swoimi małymi i wielkimi radościami dnia codziennego: nowym mieszkaniem, kupnem pierwszego dywanu czy pomalowaniem dziecięcego pokoju na zielono. Wszystko to zostawili. Wyjechali z biletem w jedną stronę.

 

  

Niezapowiadana wizyta

Była 7.45. Grodno budziło się do kwietniowego rana. Pisalnikowie jeszcze spali, ale dzwonek domofonu zerwał ich na równe nogi. „Zazwyczaj przychodzą między 8 a 11 rano, więc w tym czasie  starałam się nic nie robić, żeby mnie nie oderwali od domowych prac: prania czy prasowania, które – gdyby mnie zabrali – musiałabym zostawić rozgrzebane“ –  mówi Iness, prezentując sposób myślenia, którym się kierowała, zanim przyszli. Oboje z mężem Andrzejem przeczuwali, że będą mieć niezapowiadaną wizytę. Nie otworzyli.

Zdążyli zadzwonić do adwokata, który ostrzegł ich, że jak nie otworzą, to tamci wyłamią drzwi. Chwilę później już przed nimi stali. Iness podeszła do nich, a Andrzej w tym czasie zdążył jeszcze powiadomić dziennikarza z Polskiego Radia, co się dzieje. „Zobaczyłam ludzi ubranych na czarno, z bronią w ręku“ –  wspomina Iness. Pokazano jej dokument, na podstawie którego zabierano ją i jej męża na przesłuchanie. Od razu odebrano im telefony komórkowe. Ich 11-letni syn jeszcze spał, gdyż tego dnia miał rozpocząć lekcje dopiero o 9.00. W szkole już się nie pojawił.

 

Cud o imieniu Marcinek

Z Iness i Andrzejem Pisalnikami znamy się od lat ze środowiska mediów polonijnych – bywaliśmy na tych samych zgrupowaniach dla dziennikarzy z całego świata. Mamy ze sobą też kontakt za pośrednictwem mediów społecznościowych, widziałam więc, jak cieszą się z sukcesów swojego jedynego syna. „Andrzej ma 50 lat, ja – 47. W późnym wieku urodziłam synka i był to dla mnie cud, który mi się w życiu zdarzył“ – ocenia Iness.

Wyrazy swojej miłości nie raz dawała również w mediach społecznościowych, gdzie jako dumna mama dzieliła się radością z nagród, które Marcinek zdobywał w sobotnio-niedzielnej szkole polskiej, na przykład w konkursach recytatorskich wierszy polskich poetów. Chłopiec osiągał też sukcesy w białoruskiej szkole, gdzie zbierał niemalże same dziesiątki (skala ocen na Białorusi jest od 1 do 10 – przyp. od red.) z białoruskiego, rosyjskiego, angielskiego i wielu innych przedmiotów. „Uzdolniony jest! Chyba nam się udał“ – uśmiecha się jego mama.

 

Na oczach 11-latka

Nietypowe odgłosy obudziły chłopca. „Widział, jak nas wyprowadzają“ – relacjonuje Iness i dodaje, że jedyne, co jej się udało, to uprosić funkcjonariuszy OMON (Oddział Mobilny Specjalnego Przeznaczenia – przyp. od red.), by mogła wykonać jeden telefon. Co prawda zaproponowali jej, że odwiozą chłopca do szkoły, ale „podwózka“ piątoklasisty w eskorcie wozów OMON z pewnością wywołałaby sensację i strach wśród uczniów szkoły.

Chcieli im tego oszczędzić. Iness zadzwoniła więc do swojej mamy z prośbą, by zaopiekowała się Marcinkiem. „Musiałam ważyć słowa, łagodnie wytłumaczyć, co się dzieje, by jej nie zestresować, bo jest po zawale“ – opisuje. Nie udało się – mama z nerwów nie mogła wykręcić numeru telefonu po taksówkę, a potem zapomniała torebki.  „W takim stresie zapomina się o wszystkim, dopiero po przyjęciu leków doszła do siebie i przyjechała po Marcinka. A on przez godzinę siedział sam w domu, bojąc się, czy za chwilę znów nie wkroczy OMON w celu przeszukania mieszkania“ – dodaje.

4 marca – urodzinki

„Najukochańszy Marcinku, najsłodszy Synku, Skarbie mój cudowny, dziś – 4 marca – kończysz 11 lat. Nie mogę w to uwierzyć, czas leci tak szybko! Z okazji Twojego Święta chciałabym Ci życzyć dużo zdrówka, dni wypełnionych miłością, śmiechu do bólu brzucha, przyjaciół – tych prawdziwych, najprawdziwszych, uważności – dokładnie takiej, jaką jesteś przepełniony, energii, wspaniałych przygód! Jesteś Cudem, Marcinku! To wielkie słowa, ale żadne inne nie pasują. Nie mogę napisać, że jesteś spełnieniem moich najskrytszych marzeń, gdyż jesteś od nich dużo, dużo lepszy.

Z okazji Twoich 11. urodzinek życzę Ci jeszcze, aby Twoje skrzydła zaniosły Cię bardzo, bardzo wysoko.

Kocham Cię, Marcinku. Żadne słowa tego nie wyrażą. Jesteś początkiem i końcem wszystkiego!

Twoja Mama lub Mamuleczka (tak zawsze zwracasz się do mnie)“.

Taki wzruszający wpis umieściła Iness na swoim profilu portalu społecznościowego. Wtedy nawet nie przypuszczała, jak szybko jej dziecko będzie potrzebowało nadprzyrodzonej siły, by wznieść się ponad problemy białoruskiej codzienności.

Przeżyj to sam

Iness i Andrzej nie wiedzieli, dokąd ich wiozą. Podróż trwała kilka godzin. Kiedy pytam moją rozmówczynię, o czym wtedy myślała, głos jej się załamuje. „Kiedy nas wyprowadzali z mieszkania, Marcinek wychylił się ze swojego pokoju – stał na końcu długiego korytarza i ten obraz miałam stale przed oczami“ – wspomina.

Całą drogę słyszeli, jak dzwonią ich telefony, które były już w rękach funkcjonariuszy. Kolumna samochodów, którą jechali, nie zatrzymała się nawet na chwilę, nie mogli więc nawet skorzystać z toalety. W tle grała muzyka zagrzewająca milicjantów do działań. „Modliłam się i w duchu śpiewałam sobie nasz, Polaków na Białorusi hit z repertuaru zespołu Lombard Przeżyj to sam“ – dodaje.

Zakazane biało-czerwone

Marcinek zawsze marzył o tym, żeby zamieszkać w Polsce. Dopytywał rodziców, dlaczego nie zostali tam po studiach. „Nigdy nie wstydził się nosić barw narodowych, a wręcz przeciwnie – był z tego dumny“ – opisuje jego mama, ale dodaje, że ostatnimi czasy biało-czerwonych ubrań ani jakichkolwiek innych elementów w tych kolorach już nosić nie mogli. Za to na Białorusi zamykają albo grożą kary pieniężne.

Taki los spotkał pewną nauczycielkę ze Związku Polaków na Białorusi,  którą zatrzymano w Mińsku za to, że miała biało-czerwoną parasolkę. „Marcin już nawet nie mógł nosić swojej ulubionej biało-czerwonej czapki“ – opisuje Iness.

 

Przesłuchanie

Do Komitetu Śledczego w Mińsku wprowadzili ich tylnymi drzwiami. Zostali przesłuchani oddzielnie. Przesłuchanie trwało około 4-5 godzin. „Śledczy powiedział Andrzejowi, że dziś ma buty ze sznurowadłami, następnym razem tak być nie musi, czym mu dał do zrozumienia, że pójdzie siedzieć“ – opisuje Iness. Tego dnia dowiedzieli się, że są wrogami Białorusi.

Małżeństwo zostało przesłuchane w ramach postępowania karnego, dotyczącego rzekomego podżegania do nienawiści na tle narodowościowym i rehabilitacji nazizmu (art. 130 Kodeksu karnego RB). Podobne zarzuty karne mają inni przedstawicieli władz Związku Polaków na Białorusi, w tym prezes Andżelika Borys. Działaczom grozi od pięciu do dwunastu lat więzienia!

Pisalnikowie dostali w tej sprawie status świadków, choć podczas przesłuchania w Mińsku obchodzono się z nimi jak z najgorszymi przestępcami. „Mnie nawet do toalety eskortowały dwie milicjantki“ – opisuje Iness.

 

Życie na gorąco

Obserwowałam, co się dzieje na Białorusi z Polakami tam mieszkającymi i widząc, że kolejne osoby są zatrzymywane, postanowiłam skontaktować się z Iness. Z jej odpowiedzi wywnioskowałam, że są w gorącym momencie swojego życia. „Załatwiamy prawników, póki jesteśmy na wolności“ – napisała. Wiedzieli, że po nich przyjdą. „Nikt tu nie śpi spokojnie, mogą przyjść po każdego“ – wyjaśnia.

Bo na Białorusi przynależność do polskiego narodu może być pretekstem do represji. „Podejrzewamy, że tajne służby dostarczają mediom rządowym nagrań z ukrytych kamer, byle tylko kogoś skompromitować i pokazać Białorusinom Polaków jako wrogów“ – opisuje i dodaje, że z takich oskarżeń bardzo trudno jest się oczyścić, tym bardziej że adwokaci są straszeni utratą licencji, więc trudno znaleźć takiego, który się ujmie polskiej sprawy. A sprawy, którym stawiają czoła nasi rodacy w tym kraju, są z kategorii politycznych, dla których dyktatura nie zna litości. „Na Białorusi nie działa prawo, łamane są wszelkie zasady“ – kwituje moja rozmówczyni.

Kierunek sierociniec?

„To były takie nerwy, że kiedy wysiadłam z samochodu,  pierwsze, co mi przyszło do głowy, to to, że muszą zapalić papierosa, choć nie palę już od kilku lat“ – tak Iness opisuje moment, kiedy późnym wieczorem zostali odwiezieni z przesłuchania w Mińsku do Grodna. Odebrali synka od dziadków, do własnych łóżek kładli się spać późno w nocy. Nie dowierzali, że  wypuszczono ich na wolność. Mimo zmęczenia, nie mogli zasnąć. „Marcin przeżył taki stres, że usnął dopiero o czwartej nad ranem!“ – opowiada moja rozmówczyni.

Wtedy coś się w niej złamało i oboje z mężem podjęli decyzję, że ze względu na syna muszą wyjechać z Białorusi. „Jesteśmy dziennikarzami, więc pewnie oboje byśmy trafili do więzienia. A co z dzieckiem???“ – pyta drżącym głosem i dodaje, że z uwagi na to, że rodzice męża już nie żyją, a jej rodzice są już 80-latkami, sąd nie przyznałby im opieki nad Marcinkiem, ale skierowałby go do sierocińca. „Wtedy zgodnie stwierdziliśmy, że nie możemy tego zrobić synowi. Poza tym nie chcemy być kolejnymi zakładnikami reżimu Łukaszenki“ – tak decyzję o wyjeździe do wolnego kraju, z którego by mogli informować opinię publiczną o tym, co się dzieje na Białorusi, motywowała Iness.

Misiu i tablet jadą!

Pod blokiem, w którym mieszkają Pisalnikowie, wczesnym rankiem zaparkował samochód na dyplomatycznych tablicach rejestracyjnych. Trzyosobowa rodzina zatrzasnęła drzwi własnego mieszkania. „Rok temu je kupiliśmy. Było to nasze wymarzone mieszkanie, które stopniowo sobie urządzaliśmy, w którym Marcinek miał wreszcie swój pokój, pomalowany na ulubiony zielony kolor“ – opisuje Iness.

Wytłumaczyła synkowi, że jeśli zostaną, to chłopiec może stracić na wiele lat oboje rodziców. Zrozumiał i bez żalu żegnał się ze swoim nowym, pięknie urządzonym królestwem w zielonym kolorze, z wymarzonym krzesełkiem, które właśnie tydzień temu doręczył kurier. Chłopiec mógł zapakować do walizki dwie rzeczy. Wybrał misia i tablet. „Spakowaliśmy parę ciuchów, paszporty i Karty Polaka“ – wymienia Iness.

Prowokacja?

Wychodzili i bloku z dwiema podręcznymi walizkami, które pożyczył im konsul RP Andrzej Raczkowski, ten sam, który odwiózł ich na lotnisko do Mińska. Tam nie obeszło się bez incydentu, kiedy Andrzeja zaczepili jacyś mężczyźni. „Zapewne chcieli go sprowokować i nagrać ukrytą kamerą, a potem pokazywać w mediach jako awanturnika“ – domyśla się moja rozmówczyni.

Kiedy pytam ją, czy o wyjeździe zdążyła kogoś poinformować, mówi, że rozmawiała tylko z mamą. „Nie zdążyłam się pożegnać z tatą, nie mogłam – on by tego nie przeżył, on by mnie nie wypuścił“ – opisuje łamiącym się głosem.

 

Spokojny sen

Kiedy wylądowali w Warszawie, z lotniska odebrali ich i zaopiekowali się nimi minister Jan Dziedziczak oraz przedstawiciele Fundacji Wolność i Demokracja z prezes Lilią Luboniewicz na czele.

Pisalnikowie przebywają w mieszkaniu zaprzyjaźnionych osób, których tożsamości nie mogą zdradzić. „Dostaliśmy bilet w jedną stronę“ – mówi Andrzej i jest świadomy, że wszystko przez to, że na bieżąco informował o wydarzeniach na Białorusi. Będąc już w Polsce, nadal o reżimie Łukaszenki informuje, udzielając wywiadów polskim mediom, komentując aktualne wydarzenia i prowadząc portal Znadniemna.pl, który jest źródłem informacji dla Polaków na Białorusi.

„Będziemy musieli poszukać jakiejś pracy, żeby mieć z czego żyć, a latem będziemy intensywnie przygotowywać Marcinka, by mógł kontynuować naukę w 6 klasie, ale już w polskiej szkole“ – mówi Iness, kiedy pytam ją, jak sobie wyobraża przyszłość swojej rodziny. Teraz cieszy się, że dzieciak wreszcie zaczął sypiać spokojnie, bo wcześniej wciąż odbijały się na jego psychice ostatnie wydarzenia. Oczywiście, że brakuje mu kontaktów z rówieśnikami, ale nie może ich szukać, by nie komplikować życia tym, którzy zostali na Białorusi.

 

Stalinizm XXI wieku

Iness z przeszłością jeszcze się nie rozprawiła, ta wciąż się w niej odzywa. „Zaraz po studiach dziennikarskich pisałam sporo artykułów na temat sybiraków czy akowców, ubolewając nad ich losem, a dziś podobny spotkał mnie“ – mówi i z niedowierzaniem dodaje, że nie sądziła, że będzie jej dane przeżyć coś tak charakterystycznego dla stalinizmu, choć mamy przecież XXI wiek! Gdy pytam ją, o czym marzy, cicho mówi, że o spotkaniu z rodzicami. „Marcinek jest ich najmłodszym wnuczkiem, ich oczkiem w głowie. Nie wiem, jak sobie radzą z codziennością bez niego“ – dodaje drżącym głosem.

Małgorzata Wojcieszyńska

zdjęcia: archiwum rodziny Pisalników

MP 6/2021