post-title Niech żyje bal!

Niech żyje bal!

Niech żyje bal!

 ANKIETA 

Słowa zaczerpnięte z piosenki z repertuaru Maryli Rodowicz stały się pretekstem do przeprowadzenia ankiety wśród naszych czytelników na temat karnawału. Kiedy oglądam zdjęcia z dziecięcych balików to szeroko się uśmiecham. Do dziś pamiętam emocje i przygotowania karnawałowych strojów. Później były szalone imprezy, potem  studenckie i klubowe. A jak czas karnawałowych zabaw i balów wspominają nasi klubowicze?

 

Renata Straková, Trenczyn

Miłość do tańca i zabawy wyniosłam z domu rodzinnego. Odziedziczyłam ją po rodzicach, którzy regularnie jeździli na zabawy karnawałowe i dancingi do Poznania. Zazdrościłam im tego i do dziś jedno z moich niespełnionych marzeń to przetańczyć całą noc na prawdziwym, wielkim balu karnawałowym, w przepięknej kreacji, z najlepszym partnerem tanecznym, którego nie będę musiała w tańcu prowadzić ja.

Po raz pierwszy poszłam na bal sylwestrowy z kolegami ze studiów, po przyjeździe do Bułgarii, ale nie był to ten wyśniony bal. Jedyne, co dobrze pamiętam, to fakt, że poszliśmy tam w krótkich rękawach, co w Polsce byłoby niemożliwe, oraz to, że piliśmy szampana dwa razy, ponieważ tam ze względu na strefy czasowe nowy rok zaczął się  godzinę wcześniej niż w kraju.

Na bale organizowane przez Klub Polski w Bratysławie niestety jeździć nie mogłam ze względu na trudną sytuację rodzinną, ale zawsze z zaciekawieniem i troszkę z zazdrością czytałam o nich w „Monitorze Polonijnym”. Gdy zostałam prezesem Klubu Polskiego w Trenczynie, postanowiliśmy organizować zabawy karnawałowe w swoim gronie, zapraszając przyjaciół i członków naszych rodzin.

Pomysł okazał się trafny i były to bardzo udane, niezapomniane imprezy. Zawsze towarzyszyła nam świetna oprawa muzyczna i wodzirej, który grał i śpiewał na żywo w stylu, „dla każdego coś miłego”. Stoły uginały się od smakołyków i pyszności, które każdy z uczestników przynosił na wspólny stół, tym samym prezentując swój kunszt kulinarny bądź cukierniczy.

W przerwach tanecznych śpiewaliśmy polskie piosenki biesiadne. Atmosfera była wspaniała, dostarczała pozytywnej energii. Korzystaliśmy z sali w siedzibie klubowej (lub zaprzyjaźnionej Kubrze), ozdabiając ją kolorowymi balonami.

Zawsze bardzo mile wspominać będę moje 50. urodziny, połączone z tradycyjną zabawą klubową, na którą zjechało się wielu moich wspaniałych przyjaciół z Trenczyna i z Bratysławy. Tańczyli wtedy wszyscy bez wyjątku do późnej nocy. Gardła bolały, nogi bolały, ale zabawa była wspaniała. Myślę, że o wiele lepsza jak na balach, o których marzę.

 

Włodzimierz Butowski, Čierna voda 

Niestety, osiągnąłem już ten wiek, że coraz częściej z nostalgią wspominam stare dobre czasy. Do takich właśnie zaliczam wspomnienia z balów Klubu Polskiego. O ile dobrze pamiętam pierwszy odbył się w hotelu „Baronka”. Z tego balu utkwiła mi w pamięci przepiękna zielona suknia pani Małgosi Wojcieszyńskej.

Następne bale w hotelu „Dukla” były jeszcze lepsze, czego dowodem było uczestnictwo w nich słowackiego prezydenta oraz parlamentarzystów. Każdy z tych balów rozpoczynaliśmy naturalnie polonezem, co nadawało wydarzeniu specyficznego polskiego charakteru. Do dziś przed oczami mam wspaniały i niezapomniany występ pani Urszuli Szabados.

Z uśmiechem na twarzy wspominam też mały dywanik, wygrany w tomboli, który położyłem na podłodze i za przejście po nim pobierałem myto w postaci wody mineralnej lub piwa. Innym zabawnym wspomnieniem jest mój upadek na oblodzonym chodniku, gdy wracałem z balu, niosąc olbrzymi kosz słodyczy. Pamiętam, że bardziej przejmowałem się, czy kosz jest cały, niż tym, czy mnie się coś nie stało.

To były wspaniałe bale, trwające do rana. Zawdzięczamy je ciężkiej pracy pani Małgorzaty Wojcieszyńskiej i pani Beaty Wojnarowskiej, które były ich głównymi organizatorkami. Na nich spoczywała olbrzymia odpowiedzialność w przygotowaniu tak dużych imprez, co podnosiło prestiż Klubu Polskiego w oczach słowackich uczestników tych balów.

Niestety, z przykrością stwierdzam, że niedocenienie ich pracy albo raczej swego rodzaju zazdrość o ich sukcesy zniechęciła ten tandem do organizacji tej imprezy. Z serca namawiałbym do wznowienia polonijnych balów karnawałowych. W moim przekonaniu były to najlepsze imprezy Klubu Polskiego.

 

Katarzyna Thomas, Dunajská Lužná 

Karnawał kojarzy mi się z balami przebierańców w szkole i były to moje najlepsze imprezy szkolne. Z koleżanką wymyślałyśmy, w co się przebierzemy, i wymieniałyśmy się ubraniami. Moja mama zawsze pomagała mi uszyć lub przygotować strój. Pamiętam, jak pożyczyła mi swoje piękne czarno-białe sztuczne futro i odjazdowe żółte spodnie dzwony z jej młodości.

Jako 15-latka wyglądałam jak hipiska. Teraz z radością patrzę na moje dzieci, które cieszą się na balik. Syn, mimo że był mały, często wspomina bal przebierańców, zorganizowany przez Klub Polski w Bratysławie, kiedy to przebrał się za polskiego astronautę. Odpowiedni strój przywiózł mu tata z Ameryki, z muzeum Kennedy Space Center. To był bardzo fajny i udany bal.

Na kolejny bal dla dzieci Janko przygotował sobie strój Zawiszy Czarnego, a raczkująca wówczas Dominika miała być przebrana za Myszkę, co zjadła Popiela. Niestety, ze względów zdrowotnych nie mogliśmy wziąć udziału w balu, ale dzieci przebrały się w te stroje z okazji swoich urodzin. Mam nadzieję, że za jakiś czas znów powrócą bale przebierańców dla dzieci, bo to frajda nie tylko dla najmłodszych, ale i dla dorosłych.

 

Małgorzata Wojcieszyńska, Kvetoslavov

Karnawałowe zabawy? Pierwsze wspomnienie to oczywiście to z czasów dzieciństwa. Bale przebierańców były wyzwaniem przede wszystkim dla naszych mam. Wtedy przecież nie było wypożyczalni strojów, ale to, jak dzieci były przebrane, zależało od ich kreatywności i zręczności naszych rodzicielek.

Pamiętam, że w przedszkolu byłam Śnieżynką – cała na biało z tiulową peleryną z przyklejonymi srebrzystymi ozdobami do niej. Z czasów szkolnych pamiętam, że któregoś roku byłam Panią Wiosną – w pięknej długiej zielonej sukni, do której były poprzyczepiane drobne, sztuczne kwiatki.

Jako studenci wraz z moimi przyjaciółmi dawaliśmy upust naszej fantazji, organizując wrocławskie potańcówki – domówki, podczas których każdy musiał się za kogoś przebrać. Raz byłam wróżką – w długiej różowej sukni, którą moja koleżanka dostała w paczce z Ameryki, do której wraz z mamą dorobiłyśmy czapkę z kartonu w kształcie stożka, oklejaną różową bibułą.

Pamiętam, że wtedy moja mama dała upust swojej fantazji i by kreacja była kompletna, wymyśliła czarodziejską różdżkę, którą na tę noc stał się jeden z drutów do robienia swetrów, który pomalowałyśmy srebrną farbą do malowania kaloryferów. Niezapomnianą kreację wymyśliła kiedyś moja koleżanka, która uszyła sobie z prześcieradła długą białą suknię, na której widniał napis „Pasta do zębów Nivea”.

Uroczym wspomnieniem balowym były organizowane Bale Polskie w Bratysławie, za które byłyśmy odpowiedzialne wraz z Beatą Wojnarowską. Na przełomie wieków zorganizowałyśmy ich osiem. Każdy z nich zaczynał się polonezem, obowiązkowymi daniami były śledzie na różne sposoby i bigos, a zabawa trwała zazwyczaj do rana. Na jeden z nich nawet zawitał premier Słowacji Mikulaš Dzurinda z małżonką! A kreacje? Z roku na rok były piękniejsze. Prawdziwe, balowe, szeleszczące! To były niezapomniane czasy!

Obecnie przez pandemię o balach nawet nie śnimy. Odwołano słynne bale, jak choćby ten w bratysławskiej operze czy bal wiedeński. Może to tak celowo, żebyśmy mieli czas się zatrzymać, powspominać, zatęsknić i docenić to, co wydawało się takie oczywiste.

Magdalena Zawistowska-Olszewska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 2/2022