post-title Skazany na nieistnienie

Skazany na nieistnienie

Skazany na nieistnienie

 SŁOWACKIE PEREŁKI 

Horné Semerovce to niewielka zapomniana wieś na południu Słowacji, gdzieś na skraju dorzecza rzeki Ipeľ. Nazwa wsi pochodzi od starowęgierskiego Szemere. Bywa też określana jako wieś pisma runicznego. Jej historia sięga XIII w. Na pierwszy rzut oka wieś nie zachęca, by ją odwiedzić, ale warto się tu zatrzymać, gdyż w zaniedbanym angielskim parku niczym oazie zieleni wśród okolicznych pól skrywa się zapomniany zabytek kultury z polską nutką w tle.

Pośród wiekowych drzew stoją ruiny barokowego dworu, wybudowanego w 1763 r., a następnie przebudowanego w stylu klasycystycznym. Z budynku postawionego w kształcie litery „U” zachował się portyk, wsparty na czterech filarach, oraz wielki balkon. Dostrzec można jeszcze ryzalit, powszechnie stosowany jako dekoracyjny element architektoniczny w dworkach i pałacach. Ten dwukondygnacyjny budynek zarówno w górnej, jak i dolnej części posiadał po 15 okien.

Do salonów na piętrze, które miały lustrzane sklepienia, prowadziły zachwycające spiralne marmurowe schody. W dworku znajdowała się wyjątkowa biblioteka, składająca się z około 1500 tomów, które po II wojnie światowej zostały skonfiskowane. Część z nich została przejęta przez Administrację Narodową, inne składowano w wilgotnym budynku gospodarczym, doprowadzając do ich zniszczenia.

Nie jest znany ostateczny los księgozbioru, który zawierał wiele obcojęzycznych woluminów. Niestety, dziś ten zachwycający kiedyś dworską kulturą szlachecki budynek, w którym jako nauczyciele i wychowawcy pracowali wykształceni ludzie z kraju i zagranicy, nie przypomina swojej dawnej świetności, a do niegdyś bogato zdobionych wnętrz wdarła się przyroda.

Przyglądając się ruinom dworu, wyobrażałam sobie, jak okazale musiał się kiedyś prezentować, skoro dawna mieszkanka wsi, mówiąc o swoim dzieciństwie,  wspominała go jako raj na ziemi. To przykre, że budynek, który przetrwał koszmar wojny i był w pełni funkcjonalny, obrócił się w gruzy. Po wojnie mieściła się w nim przez pewien czas zawodowa szkoła rolnicza, a także węgiersko-słowacka szkoła podstawowa.

Do katastrofalnego stanu dworu przyczynili się ludzie, którzy decydowali o jego losach pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, a także miejscowi, którzy rozkradli, co tylko się dało. Od 2003 roku dwór znajduje się on w rękach prywatnych właścicieli, którzy nie zrobili nic, by go ocalić. Smutne, że ​​tracimy tak piękne dziedzictwo kulturowe. Niestety jest to problem wielu sprywatyzowanych zabytków.

System ich ochrony ma wiele wad, a istnieje realne zagrożenie, że w niedalekiej przyszłości po wielu podobnych budowlach pozostaną jedynie stosy kamieni.

W przeszłości mieszkała tu niemiecka arystokratyczna rodzina Hellenbachów oraz ród Stainlein-Saalenstein. Ostatnim właścicielem był hrabia Henrich Wilhelm Wilczek, urodzony w Wiedniu, wywodzący się z hrabiowskiej rodziny polskiego pochodzenia. Wraz z żoną Anną Almasy w 1917 r. na nowo ułożył i opisał wszystkie książki znajdujące się w dworku.

Zlecił też wykonanie ekslibrisów, które prezentowały wartość dzieł oraz ich znaczenie kulturowe i kolekcjonerskie. Kserokopia drukowanego ekslibrisu z podpisem hrabiego Wilczka i jego herbem rodowym znajduje się w zbiorach Słowackiej Biblioteki Narodowej.

Hrabia Wilczek został zastrzelony w 1944 r. przez żołnierzy rosyjskich. Spoczął w miejscowej kamiennej krypcie wraz z 31 innymi zapomnianymi członkami i krewnymi arystokratycznych rodzin Hellenbach, Stainlein-Saalenstein i Wilczków. Jego majątek skonfiskowano, a żonę Annę oskarżono o kolaborację i uznano za wroga Słowacji.

Dziś dwór czeka kresu swych dni, bezmyślnie zapadając w niepamięć i nieistnienie.

Magdalena Zawistowska-Olszewska

Zdjęcia: autorka

MP 4/2022