post-title Kilka słów o słownictwie retro

Kilka słów o słownictwie retro

Kilka słów o słownictwie retro

 OKIENKO JĘZYKOWE 

Przeglądając artykuły do niniejszego numeru „Monitora Polonijnego”, zwłaszcza ten z rubryki „Retrohity”, dotyczący produkcji wody sodowej w czasach PRL, po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak szybko polszczyzna ewoluuje. Czy młode pokolenie zna jeszcze takie słowa, jak saturator, czy umiałoby wskazać odpowiedni przedmiot, słysząc słowo nabój w kontekście wody gazowanej? Mam wątpliwości.

Zacznę od tego drugiego. Owszem, wyraz nabój jest młodym znany, ale zapewne w zupełnie innym znaczeniu. W Słowniku języka polskiego PWN znajdziemy bowiem jego cztery definicje: 1. ‘metalowy walec zawierający pocisk i materiał wybuchowy, przeznaczony do strzelania z broni palnej’; 2. ‘porcja materiałów wsadowych ładowana jednorazowo do pieca hutniczego’; 3. ‘metalowy wkład wypełniony dwutlenkiem węgla, używany w syfonach’; 4. ‘pojemnik wypełniony atramentem lub tuszem, wkładany do wiecznych piór i drukarek atramentowych’.

Interesująca nas definicja trzecia nie została opatrzona żadnymi kwalifikatorami, a to znaczy, że wyraz ten w tym znaczeniu jeszcze w polszczyźnie istnieje. Co nie jest równoznaczne z tym, że owo znaczenie jest używane i wszystkim znane. Podobnie rzecz ma się z saturatorem. Młodsze pokolenie być może pozna, że to „coś” związanego z saturacją, ale zapewne tylko w kontekście medycznym.

Potwierdzać to wydaje się też wyszukiwarka Google, która po wpisaniu hasła saturacja, wyrzuca przede wszystkim połączenie saturacja krwi, zaś słowo saturator dziś wspomniana wyszukiwarka kojarzy przede wszystkim z pięknym nowoczesnym sprzętem AGD, dzięki któremu można zrobić wodę sodową w domu, choć już nie jest to ten sam proces co przed laty. Ma rację autor artykułu „Pić się chce!”, że saturator do dziś pozostaje symbolem letnich dni w czasach PRL, kiedy to na każdym roku większego miasta stał pan/pani z wózkiem (saturatorem) i sprzedawał/a wodę gazowaną z sokiem lub bez.

Wróćmy jednak do języka i jego ewolucji. Jest sprawą oczywistą, że ze słownika odchodzą stare wyrazy, ustępując miejsca nowym. Zawsze tak było. Niech sobie Państwo przypomną czasy szkolne, kiedy to ślęczeli Państwo nad Bogurodzicą czy poezją Kochanowskiego, starając się zrozumieć, czym są np. zbożny pobyt czy nieszczęsne ochędóstwo! Kiedyś były to wyrazy (lub ich połączenia) aktualne, jednak stopniowo wyszły z użycia, czyli stały się archaizmami (leksykalnymi – archaizmy bowiem mogą mieć też inny charakter, np. składniowy czy fleksyjny).

Dlaczego tak się dzieje? Ot, zmienia się rzeczywistość wokół, a wraz z nią zmieniają się słowa, które ją opisują. Zniknęły saturatory, zatem po co komu ich nazwa. Chyba że do celów wspominkowych. Młodym zupełnie nie jest potrzebna. Oni dziś wiedzą, kim jest youtuber, ale nie ma pojęcia, czym zajmuje się rymarz czy rusznikarz, spierają się, czy powinno się używać formy spoilować czy spojlerować, ale patrzą zdziwionymi oczami na babcię, gdy ta chce im coś zacerować. I nie ma co się tutaj dziwić, bowiem język zmienia się dynamicznie.

Jedne słowa przychodzą, inne zmieniają zwoje znaczenia lub po prostu odchodzą w niepamięć. Rzadko pozostają na dłużej wyrazy, związane z sytuacją historyczną, różnymi modami, trendami, bowiem tak, jak one przemijają, tak i przemijają wyrazy z nimi związane. Ale czasami się zdarza, że te, kiedyś używane, wracają i robią karierę, lecz w zupełnie innym znaczeniu. Jednak to już trochę inna historia, do której kiedyś wrócę.
Tymczasem cieszmy się wszyscy z wakacji i lata! Niech będą udane!

Maria Magdalena Nowakowska

MP 7-8/2022