post-title „Król Roger”, czyli polsko-ukraiński sen o Sycylii

„Król Roger”, czyli polsko-ukraiński sen o Sycylii

„Król Roger”, czyli polsko-ukraiński sen o Sycylii

Dla niewtajemniczonych w historię powstania jednej z najbardziej znanych na świecie polskich oper pewnym zaskoczeniem może być jej ukraiński rodowód. Warto go przypomnieć w związku z listopadową premierą, która będzie miała miejsce w Koszycach.

Nie tylko dlatego, że to tak blisko słowacko-ukraińskiej granicy, ale przede wszystkim dlatego, że fabuła utworu została wymyślona i ubrana w nuty ponad 100 lat temu na ogarniętej walkami Ukrainie, a konkretnie w Elizawetgradzie (dziś miasto Kropywnycki), gdzie w roku 1918 mieszkał 36-letni znany już wówczas kompozytor Karol Szymanowski.

Jego rodzina straciła bowiem nieco wcześniej, podczas rewolucji bolszewickiej, swój rodzinny majątek Tymoszówkę i wtedy pobliski Elizawetgrad stał się dla Szymanowskich tymczasową przystanią przed ostateczną przeprowadzką do Polski. Lato spędzał w tym mieście także kuzyn kompozytora, 21-letni Jarosław Iwaszkiewicz, podówczas początkujący poeta, który niedługo potem także ucieknie przed wojenną zawieruchą do Warszawy. Losy tych dwóch twórców od dawna się przecinały.

Urodzony w pobliskim Kalniku i pobierający nauki w Elizawetgradzie późniejszy autor „Sławy i chwały” często bywał w dworku w Tymoszówce, przesiąkając tam wyjątkową artystyczną atmosferą. W swoich wspomnieniach pisze o niekończących się rozmowach o literaturze, wspólnych inscenizacjach scen teatralnych i operowych, a przede wszystkim o graniu na słynnym fortepianie Szymanowskich (później utopionym w przydomowym stawie przez bolszewicką tłuszczę) lub słuchaniu utworów Karola i śpiewu jego równie wybitnie utalentowanej siostry Stanisławy.

Nic dziwnego, że z tej przyjaźni i wspólnych zainteresowań zrodził się w końcu projekt artystyczny, czyli opera, skomponowana przez Karola, do której libretto napisał Jarosław, trzymając się jednak wizji starszego kuzyna. Punktem wyjścia stały się opowieści Szymanowskiego o jego podróżach do Włoch, zwłaszcza na Sycylię, w której krzyżują się wpływy różnych kultur i która zrobiła na nim ogromne wrażenie, swoimi zabytkami sztuki starożytnej, ale też średniowiecznej.

To właśnie pod ich wpływem powstały miniatury fortepianowo-skrzypcowe „Mity” czy słynne „Metopy” i „Maski”. Ale kompozytor fascynował się także sztuką Wschodu, której ślady odnajdywał także na Sycylii i wykorzystał w „Królu Rogerze”, chociażby orientalizując słynną arię Roksany. Zresztą, już kilka lat wcześniej napisał inspirowane poezją arabsko-perską „Pieśni miłosne Hafiza”, a w 1918 r. skończył pracę nad „Pieśnią muezina szalonego”.

Wszystko to idealnie współgrało z wyobraźnią i wrażliwością Iwaszkiewicza, który w tym okresie swej twórczości także pozostawał pod wpływem orientalnym i śródziemnomorskim. Trudno powiedzieć, na ile ta podróż estetyzującej wyobraźni obu twórców w dawne dzieje, odległe rejony i fantastyczne historie była wynikiem trudnej, wojenno-rewolucyjnej rzeczywistości, z którą musiała się mierzyć Ukraina pod koniec I wojny światowej, ale na pewno nie można lekceważyć tego wpływu. Tak to już jest, że w czasach ciemnych i niebezpiecznych lubimy się przenosić, przynajmniej myślami, do zupełnie innych rejonów – jasnych, bezpiecznych i przyjaznych.

Tak powstała fabuła opery, inspirowana losami prawdziwej postaci sycylijskiego króla Rogera II, średniowiecznego władcy, słynącego z tolerancji, marzącego o zbudowaniu królestwa idealnego, w którym różne zwyczaje, tradycje i religie współistniałyby w pokoju, tworząc doskonałą mozaikę.

Kompozytorowi i libreciście takie idee były bliskie – wszak wychowali się na Ukrainie, czyli na styku różnych kultur, języków i tradycji, w polskich dworach o wysokiej kulturze, otwartych na płynące z Europy i świata prądy. W 1918 r. wiadomo już było, że taka Ukraina odchodzi do historii, a przychodzą nowe, barbarzyńskie czasy i niebezpieczne burze.

Ta nękana przez wieki wojnami i klęskami, lecz niezwykle żyzna i barwna ziemia, nazywana „spichlerzem Europy”, dawała zawsze nie tylko wspaniałe plony, ale też wybitnych artystów, także tych, należących do kultury polskiej. Warto o tym pamiętać, słuchając „Króla Rogera” i myśląc o międzynarodowej karierze tego utworu, który – choć ciągle niedoceniony – zaliczany jest do najważniejszych oper europejskich XX w.

To trudne, ale niezwykle oryginalne zarówno pod względem muzycznym, jak i tekstowym dzieło daje możliwości różnorakich interpretacji. Niektórzy „Króla Rogera” zaliczają nawet do pierwszych w dziejach muzyki oper genderowych. Ale to już zupełnie inna historia…

Piotr Drobniak

MP 12/2022