post-title Z muzyką za pan brat

Z muzyką za pan brat

Z muzyką za pan brat

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Pomysł spotkania z Romanem Bergerem – wybitnym kompo­zytorem, muzykiem, teoretykiem muzyki pochodzącym z Cieszyna podsunął mi pan F. Chmiel, którego przedstawialiśmy w po­przed­nim odcinku tej rubryki. Doszło do niego w jedno z czerw­cowych popołudni.

Na przywitanie mój rozmówca wręczył mi książkę i powiedział: „Tu jest mój życiorys, bowiem szkoda czasu, żebyśmy rozmawiali o mnie”. Udało nam się jednak poruszyç różne tematy, a mój interlokutor, choç skromny i trochę skryty, okazał się człowiekiem niezwykle interesującym.

 

Muzyczne początki

„Na pytanie, skąd się wzięło moje zainteresowanie muzyką, nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć” – przyznał Berger. Podczas wojny kontakt z muzyką był ograniczony. Jedynym oknem na świat było radio, ale słuchanie go groziło karą śmierci. Pozostały więc chorały w niedzielę w kościele oraz muzyka ludowa. No i oczywiście nauka gry na fortepianie pod okiem przyjaciółki mamy.

Nasz bohater wyrastał w muzykalnej rodzinie: mama trochę grała na fortepianie, ojciec czasami na skrzypcach. „Wtedy uczyłem się podstaw, ale nie pociągało mnie zgłębianie tajników muzyki w tej wersji” – przyznaje Berger.

Do fascynującego zetknięcia z muzyką doszło dopiero po wojnie. „Niestety, z ogromnym opóźnieniem, jak wszystko w moim życiu, a pewnych rzeczy nie da się dogonić” – ocenia (po wojnie miał 15 lat – przyp. red.). Impulsem okazał się szereg recitali chopinowskich na zamku w Cieszynie, których pomysłodawcą był zaprzyjaźniony z rodziną Bergerów profesor Hadyna – założyciel zespołu pieśni i tańca „Śląsk”.

Roman Berger naukę teorii muzyki rozpoczął u prof. Gawlasa, który był organistą w Cieszynie i który zdecydował za swojego ucznia o podjęciu przez niego studiów w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach.

 

A miała byç architektura

Marzeniem ojca pana Romana była inna droga dla syna – architektura. „Ojciec chciał studiować architekturę, ale za namową swojej mamy wybrał teologię” – wyjaśnia Berger. „Zawsze wracał do malarstwa i osiągnął wysoki poziom w tej dziedzinie”. Jego obrazy są prezentowane w Galerii Narodowej w Bratysławie, Oświęcimiu, Bańskiej Bystrzycy i innych miastach. Przed śmiercią został członkiem Związku Słowackich Artystów Plastyków.

Czy więc zainteresowanie sztuką malarską mogło mieć wpływ na dzieci? Młodszy brat Romana – Jan jest malarzem, ale i sam Roman przyznaje, że namiętnie rysował – do dziś ma w szufladzie swoje prace, których nigdy nie prezentował. „Może mogłem iść w tym kierunku?” – przez chwilę głośno się zastanawia i uśmiecha na myśl o prezentacji swoich prac.

 

Z Cieszyna do Bratysławy

Ojciec pana Romana – Józef podczas wojny siedział w więzieniu w Cieszynie, potem przebywał w obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu i w Dachau. „Cudem z tego wyszedł i został skierowany na roboty przymusowe do Heidelbergu, dziesiejszego Kędzierzyna” – wspomina pan Roman.

Po wojnie został wybrany zwierzchnikiem kościoła ewangelickiego w Czeskim Cieszynie. „Ojciec naraził się tym, że walczył o oczywiste prawa: o istnienie Kościoła” – mówi Berger.

W 1952 roku rodzinę Bergerów odwiedzili zwierzchnicy z Pragi i dali ultimatum: albo cała rodzina wyjedzie „dobrowolnie, z przyczyn zdrowotnych” z Cieszyna do Polski lub do Bratysławy albo… I tu nastąpiło odwołanie do przeżyć Józefa Bergera w obozach koncentracyjnych.

„Ojciec zdecydował o wyjeździe do Polski, ale nazajutrz okazało się, że »propozycja« się zmieniła. Pozostał nam tylko kierunek Bratysława” – wspomina pan Roman. Przenieśli się do Bratysławy, a Roman został zmuszony do przerwania studiów w Katowicach.

 

Trudne czasy

Studia w klasie kompozycji skończył z wyróżnieniem w Bratysławie (1956 r.). „Pamiętam moje pierwsze zaskoczenie, które przeżyłem w Bratysławie – opowiada Berger, – kiedy to jako student w klasie fortepianu u profesora Nemetha-Šamorinskiego grałem Debussyego i dowiedziałem się od odgórnej kontroli, że tym repertuarem propagujemy nieprzyjacielską ideologię… To był Debussy!”

Od 1956 roku zaczął uczyć gry na fortepianie w konserwatorium, później pracował w Studiu Dźwiękowym w czechosłowackiej telewizji.

Od 1969 roku wykładał muzykę współczesną oraz propedeutykę kompozycji w katedrze teorii VŠMU. Życie muzyczne w Czechosłowacji okazało się zupełnie inne od tego w Polsce „Tu panował socrealizm na serio” – ocenia Berger.

„W Polsce muzycy mogli wykładać, co chcieli. Tu teoria muzyki współczesnej była tabu, odbierana jako antysocjalistyczne tezy”. Roman Berger jako jeden z pierwszych przełamał to tabu. Był za to represjonowany, a jako zwolennik Praskiej Wiosny w 1971 roku został usunięty ze Związku Kompozytorów i uczelni, a w konsekwencji z życia muzycznego.

Wszystkie jego próby wyjazdu do Polski w celu zgłębiania wiedzy zostały udaremnione. „Nie dostałem paszportu. Powiedziano mi, że prędzej pozwolą mi na wyjazd do Wiednia niż do Polski” – wyjaśnia. W 1977 roku zyskał staż, a w 1980 część etatu w Instytucie Sztuki Słowackiej Akademii Nauk, bez możliwości awansu, ponieważ w 1977 roku odmówił obrony pracy habilitacyjnej, uwarunkowanej egzaminem z marksizmu.

 

Twórca ceniony

„Niczego nie żałuję, było tak, jak było” – podsumowuje pan Roman i zastanawia się nad tym, czego człowiek potrzebuje do rozwoju „Zbyt wielka swoboda jest niebezpieczna. Owszem, kompozytor potrzebuje maksimum koncentracji, bo problemy nie sprzyjają tworzeniu.

Ale paradoksalnie w takich sytuacjach dochodzi się do rezultatów lepszych, innych niż wtedy, gdy wszystko jest tak, jak być powinno. Stąd wywodzi się moja polemika o kryzysie sztuki: jeśli wszystko jest możliwe, to nic nie ma sensu”.

Nasz rozmówca przyznaje, że nigdy nie miał idealnych warunków do tworzenia. Uważa, że jego dorobek jest ilościowo bardzo skromny. „Nie oceniam swoich utworów, to nie jest moja sprawa” – mówi. „Uznanie innych to fakt, ale i satysfakcja i przyjemność”.

W Encyklopedii PWN zostały wymienione jego największe dzieła: „De profundis” na baryton, fortepian, wiolonczelę i instrumenty elektroniczne, „Exodus“ I i IV (81-82), sonata z tematem Szymanowskiego (83).

 

Po upadku komunizmu

W Bratysławie poznał swoją miłość – Słowaczkę i tu się ożenił. Po upadku komunizmu powrócił do życia publicznego i podjął działalność społeczną – został doradcą ministra kultury i kierownikiem komisji ministerstwa szkolnictwa ds. nowej koncepcji wychowania muzycznego.

Po 1989 roku już nie myślał o wyjeździe do Polski z uwagi na chorobę żony. Z drugiej strony nie potrafiłby już sobie wyobrazić życia w rodzinnym Cieszynie. „To jest teraz zupełnie inne, obce mi miasto, ale planuję dłuższą pieszą wędrówkę po Beskidach Cieszyńskich, bo byłem namiętnym turystą i taternikiem, a teraz to zaniedbałem”.

 

Polskie związki

„Czuję się Polakiem i nie rozumiem, jak można zmienić narodowość. Po tylu latach spędzonych w Bratysławie Polska w moich oczach została wyidealizowana. Będąc Polakiem, który nie mógł wyjechać do kraju, ten zakazany owoc wydawał mi się pociągający. Obecnie odczuwam różne smaki: i słodycz, i gorycz, ale to nie osłabia mojego poczucia więzi z ojczyzną” – wyjaśnia Berger.

W Polsce gości bardzo często, jest zapraszany na różnego rodzaju wykłady, koncerty, festiwale. Zasiadał jako członek jury w konkursie im. Witolda Lutosławskiego. „Miałem okazję poznać Lutosławskiego osobiście. Robiliśmy we dwójkę pierwszą selekcję do konkursu. To były niekończące się rozmowy” – wspomina.

Między innymi dlatego podjął się przygotowania referatu na temat twórczości mistrza, z którym wystąpi w listopadzie na zakończenie Roku Lutosławskiego na Zamku Królewskim w Warszawie. „Musiałem podjąć to wyzwanie, bo niepojęty jest dla mnie temat tej konferencji: Witold Lutosławski: kompozytor narodowy? Zastanawiam się, kto wpadł na taki pomysł?” – wyjaśnia Berger.

W Katowicach na prośbę rektora Akademii Muzycznej ma wystąpić z prelekcją na temat stylu późnego w muzyce. „Nie potrafiłem odmówić organizatorom udziału i postaram się tam powiedzieć, mam nadzieję, coś kontrowersyjnego”.

Na październikowe „Bratislavské hudobné slavnosti” na prośbę Ewalda Danela – szefa Kameralnej Orkiestry im. B. Warchala przygotowuje utwór premierowy. Obecnie tworzy suity na temat ludowych pieśni z Zaolzia. Roman Berger, jak widać, jest stale zapracowany i choć często odmawia swojego udziału w różnego rodzaju imprezach muzycznych, jest obecny. Nie tylko poprzez swoją muzykę.

Małgorzata Wojcieszyńska

MP 7-8/2004