post-title Mój nietypowy SYLWESTER

Mój nietypowy SYLWESTER

Mój nietypowy SYLWESTER

 ANKIETA 

Zapytaliśmy naszych Czytelników, który Sylwester w ich życiu był wyjątkowy, niepowtarzalny, który zapamiętali na długie lata.

 

Paulina Počajová, Kvetoslavov

SYLWESTER W SAMOLOCIE

W zeszłym roku wracałam z córką od znajomych z Florydy. Nasz lot był zaplanowany na ostatni grudniowy wieczór. Pierwszą niespodzianką było to, że zostałyśmy z córką posadzone w różnych rzędach samolotu i nie miałyśmy ze sobą kontaktu.

Moja córka bardzo to przeżywała, bo, gdy się chciała do mnie odwrócić, napotykała na nieprzyjemny wzrok Murzynki, obok której siedziała. Myślałyśmy, że personel przygotuje coś wyjątkowego na taką wyjątkową okazję, ale oprócz szampana na pokładzie nie serwowano nic szczególnego, a ponieważ w trakcie lotu zmienialiśmy strefy czasowe, nawet nie wiedziałyśmy, w którym momencie mamy witać Nowy Rok. Nie pozostało nam nic innego, tylko tę noc przespać.

 

Urszula Zomerska-Szabados, Koszyce

SYLWESTER W NORWEGII

Na Sylwestra często występowaliśmy wraz z grupą mojego męża. Pamiętam jednego Sylwestra w latach 70-tych, kiedy występowaliśmy w Norwegii. Bawiliśmy skandynawskich gości pewnego hotelu. Swoją drogą, ci ludzie bawią się zupełnie inaczej niż my, Słowianie.

Po kilku toastach stają się nie do zniesienia. Podium, na którym występowaliśmy, musiało więc być odgrodzone od publiczności ze względu na nasze bezpieczeństwo, bowiem wylewność bawiących się nie pozwalała nam pracować.

Wtedy panowały tam straszne mrozy – minus 40 stopni. Co godzinę któryś z członków naszego zespołu musiał wychodzić do samochodu i go uruchamiać, by nie zamarzł. W Nowy Rok czekała nas podróż do Czechosłowacji.

Zapamiętałam ją doskonale, bowiem przez dwie godziny musiałam podróżować, trzymając drzwi, które zamarzły i nie dawały się zamknąć, a na autostradzie były takie zawieje śnieżne, że ledwo widzieliśmy samochody jadące z naprzeciwka. Chyba cudem dotarliśmy do domu.

 

Helena Gerec, Koszyce

SYLWESTER NA DWORCU

To było w 1967 roku. Byłam świeżo upieczoną mężatką i jechałam do Koszyc, by spędzić pierwszego Sylwestra z mężem. Jakież było moje zdziwienie, gdy wysiadłam na dworcu w Koszycach i nikt na mnie nie czekał!

Spędziłam tam godzinę, planując powrót do rodziców, gdy w ostatniej chwili pojawił się mój mąż wraz z kolegami. Okazało się, że zabawa już się rozpoczęła, a mój mąż źle obliczył czas.

Zawiózł mnie szybko do domu, gdzie pospiesznie wskoczyłam w kreację wieczorową. Bawiliśmy się do rana we wspaniałych humorach.

 

Tadeusz Błoński, Koszyce

SYLWESTER W POCIĄGU

Studiowałem wtedy na ASP w Krakowie i postanowiłem spędzić Sylwestra z moją dziewczyną ze Słowacji (późniejszą żoną). Podróż zaplanowałem na 31 grudnia.

Wybrałem nowe połączenia z kilkoma przesiadkami i to był błąd. Gdy dojechałam do przejścia granicznego, powiedziano mi, że nie mogę tam przekroczyć granicy. Zdecydowałem, że poszukam takiego przejścia, by jednak tę granicę przekroczyć. Podróżowałem autostopem, autobusami, ciuchcią.

Północ zastała mnie w pociągu. Tej nocy żaden pociąg mnie nie dowiózł do Czechosłowacji, toast na przywitanie Nowego Roku wznosiłem, pijąc wino z butelki z przypadkowo napotkanymi podróżnymi.

Małgorzata Wojcieszyńska

MP 1/2005