post-title Galopem przez życie

Galopem przez życie

Galopem przez życie

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Spotykamy się w Šamorinie, gdzie pół roku temu otworzył ośrodek sportów jeździeckich na terenie wynajmowanym od miasta. Tu jest jego królestwo: stajnie z ponad dwudziestoma końmi, świetlica dla młodych sportowców z przebieralniami, prysznicami i sauną, biuro pełne pucharów, które zdobył jako jeden z najlepszych dżokejów w historii Czechosłowacji, oraz tymi, które zdobyli jego podopieczni. Bronislav Chudyba, bo o nim mowa, od najmłodszych lat zajmuje się końmi. To jego praca, ale i „konik“, jak sam mówi.

 

Ośrodek

Kiedy przybywam do ośrodka, oprowadza mnie po swoim królestwie. „Wreszcie spełniło się moje marzenie. Udało mi się stworzyć ośrodek sportów jeździeckich“ – wyznaje Bronislav Chudyba. Z dumą pokazuje mi autobusy, w których on, jego syn i pracownicy spędzają czasami miesiące, jeżdżąc na różne zawody po całej Europie. To specjalne pojazdy do przewozu koni i jednocześnie domy na kółkach, w których jest salonik, sypialnia, łazienka, kuchnia, bar.

Za klapą na zewnątrz autobusu skryta jest nawet pralka! „Udało mi się nawiązać kontakty z odpowiednimi inwestorami, cześć swoich pieniędzy, pochodzących z udziałów w spółce – sieci biur loterii, ulokowałem w tym ośrodku“ – informuje i dodaje, że każdy sport jest przyszłością dla młodych ludzi. „Nie byłoby problemów z alkoholem czy narkotykami, gdyby młodzież zainteresować sportem“ – tłumaczy.

 

Polsko-czeska mieszanka

Jego rodzice – mama Czeszka, ojciec Polak – urodzili się na Ukrainie. Po wojnie przeprowadzili się do Brzegu Dolnego koło Wrocławia. Tam Bronislav Chudyba przyszedł na świat. Wspomnienia ze spędzonego w Polsce dzieciństwa są w nim wciąż żywe: „Pamiętam, jak starsi bracia zostawili mnie samego na kąpielisku i do domu wrócili beze mnie” – opowiada mój rozmówca.

„Pamiętam też, jak poszedłem z braćmi do sadu na czereśnie, a kiedy pojawił się stróż, bracia uciekli, zostawiając mnie samego. Musiałem wtedy na kolanach przyrzekać, że więcej nie będę kradł czereśni“ – dodaje z uśmiechem Kiedy jego rodzice się rozstali, 5-letni Bronek wyjechał z mamą do Czechosłowacji.

 

W siodle

Zamiłowanie do koni pojawiło się u niego jeszcze w dzieciństwie, choć pierwszy kontakt z tymi zwierzętami nie wróżył niczego specjalnego. „Kiedy miałem 6 lat, mój starszy brat wziął mnie ze sobą na wyścigi. Wcale mi się to nie podobało“ – przyznaje. Później jednak zaczął trenować jazdę konną. Wybrał też szkołę hodowli koni, gdzie również mógł trenować jeździectwo.

„Miałem trenera, który odkrył we mnie talent i poświęcał mi dużo czasu. Stąd moje sukcesy“ – wyjaśnia. Pan Bronek pod koniec lat 70-tych wygrał wiele gonitw zarówno w Czechosłowacji, jak i za granicą, np. na warszawskim Służewcu, w Moskwie, w Sant Moritz, we Włoszech czy w Niemczech. Najbardziej jednak utkwiła mu w pamięci pierwsza wygrana, która miała miejsce w Pradze.

„Miałem niecałe 16 lat, było to trzy dni po śmierci mojego taty – wspomina. – Ta wygrana była dla niego“. Jeszcze przed podziałem Czechosłowacji, dostał propozycję pracy jako trener w Bratysławie. Tu poznał swoją przyszłą żonę – Słowaczkę. Od ponad dwudziestu lat tworzą szczęśliwą parę.

Trening

Siedzimy na drewnianych ławkach, ustawionych tuż koło placu treningowego w ośrodku w Šamorinie. Na piaszczystym podłożu ustawionych jest kilka przeszkód. Bronek-junior, syn mojego rozmówcy, wsiada na konia. Właśnie rozpoczyna się jego trening. Chłopak trenuje codziennie po 6 godzin. Początkowo jego trenerem był ojciec, ale obecnie przyjeżdża do niego trener z Czech. „Bałem się o syna, kiedy ten zdecydował się na karierę sportową, bo wiem, ile niebezpieczeństw czyha na człowieka.

Sam przecież w życiu miewałem różne kontuzje“ – wyjaśnia mój rozmówca. Młody Bronek to trzykrotny mistrz juniorów Republiki Słowackiej, dwukrotny mistrz w kategorii młodzików. Startując w grupie dorosłych, zajął 2. miejsce. „Syn należy do tysiąca najlepszych na świecie, na Słowacji plasuje się w pierwszej trójce“ – mówi z dumą pan Chudyba. Dwudziestoletni chłopak trenuje w siodle od 7. roku życia.

W ośrodku pracują cztery osoby, w tym również jeden Polak. „Bronek trenował nad Jeziorem Wigry pod okiem jednego z najlepszych trenerów w Polsce, stąd nasze dobre kontakty z Polakami i ich obecność na Słowacji“ – wyjaśnia mój rozmówca. Junior mógł również startować w polskich barwach, ma bowiem i słowackie, i polskie obywatelstwo (podobnie jak jego ojciec), lecz te plany pokrzyżował kryzys gospodarczy.

Przed nim teraz ważne zawody w Holandii. Przyglądam się siedzącemu na koniu chłopakowi. Niestrudzenie podchodzi na koniu po raz kolejny do poprzeczki. Koń parska ze zmęczenia. Dobiega pierwsza godzina treningu.

 

Polskość

Pan Bronislav Chudyba z zadowoleniem mówi o swoim polskim pochodzeniu. „Duma to cecha narodowa Polaków, a we mnie krąży polska krew!“ – wyjaśnia. Jego życie to kombinacja trzech kultur: polskiej, czeskiej i słowackiej. „Największy dylemat mam wtedy, kiedy oglądam mecze i na boisku spotykają się pochodzące z moich krajów drużyny.

Wówczas nie wiem, komu powinienem kibicować“ – żartuje. Jak sam twierdzi, z Polski wyniósł pewną ostrożność, która zaprocentowała w biznesie. Po ukończeniu kariery sportowej zainwestował wraz z przyjaciółmi z Czech w firmę – sieć biur loterii. W ten sposób skupił wokół siebie przyjaciół, którzy skończyli karierę sportową i którzy znali zasady sportowe. „Jeden z pierwszych oddziałów tej firmy otwierałem w moim rodzinnym mieście – w Brzegu Dolnym“ – wspomina. Razem z przyjaciółmi rozwinął firmę-gigant. Po latach wycofał się z biznesu, by móc kierować karierą syna.

„Moje kontakty z Polakami na świecie są nieocenione, bowiem wszędzie mam przyjaciół, którzy, dowiedziawszy się o moim pochodzeniu, przyjmują mnie jak swojego“ – wyznaje pan Bronislav. Z rodakami na Słowacji miał dobre kontakty za czasów, kiedy polską placówką dyplomatyczną kierował ambasador Jan Komornicki. „Połączyło nas zamiłowanie do koni, nasza przyjaźń rodziła się stopniowo“ – wspomina nasz bohater.

Po wyjeździe ambasadora Komornickiego kontakty z rodakami się rozluźniły. „To Janek skupiał wokół siebie ludzi, miał charyzmę – ocenia. – Dziś o mnie już nie pamiętają“ – dodaje ze smutkiem.

Czuje się człowiekiem spełnionym – spełniają się jego marzenia. W tym roku będzie obchodził swoje 50. urodziny. Ma jeszcze sporo planów, choć dziś jeszcze nie chce ich zdradzać. Zacięcie sportowe kształtuje ludzkie charaktery, zwycięstwa motywują do dalszych działań, a przegrane uczą pokory. Jak widać, te lekcje pan Bronislav zaliczył celująco!

Małgorzata Wojcieszyńska
zdjęcia: autorka

MP 6/2009