post-title Katyń – bolące miejsce narodu polskiego

Katyń – bolące miejsce narodu polskiego

Katyń – bolące miejsce narodu polskiego

W kwietniu 1943 radio berlińskie ogłosiło, że w lesie katyńskim koło Smoleńska odkryto tysiące zwłok polskich oficerów. Wcześniej polskie władze na emigracji oraz dowództwo armii Andersa w sowieckiej Azji nie mogły się doliczyć ok. 20 tysięcy żołnierzy spośród tych, którzy zostali wzięci do niewoli przez Armię Czerwoną jesienią 1939 roku, po zdradzieckiej napaści sowieckiej na Polskę w momencie, kiedy ta toczyła dramatyczny bój z niemieckim najeźdźcą.

Niemcy szybko zaczęli publikować nazwiska osób, których dokumenty znaleziono przy zwłokach. Niestety, zgadzały się one z nazwiskami zaginionych. Wyglądało na to, że wiosną 1940 roku Rosjanie w zorganizowany sposób, strzałami w tył głowy zamordowali tysiące polskich oficerów, z których większość była rezerwistami, czyli na co dzień nauczycielami, urzędnikami, aptekarzami czy sędziami.

Dla narodu polskiego była to wielka strata, w zasadzie nie do odrobienia. Ogrom tragedii porażał. Niemcy obwieścili, że w kilku masowych grobach znaleziono ponad 4 tysiące zwłok, a przecież zaginionych żołnierzy było o wiele więcej. Dzisiaj wiemy, że były i inne miejsca zbrodni: Miednoje koło Tweru, Piatichatki koło Charkowa i może jeszcze gdzieś koło Mińska.

Symbolem tych wszystkich miejsc pozostał jednak Katyń. Władze niemieckie, chcąc osłabić morale Polaków, szerzyły informacje o Katyniu, publikując wraz z nimi wstrząsające zdjęcia tej zbrodni. Władze III Rzeszy, te same, które były odpowiedzialne za Auschwitz i Holocaust, zaproponowały, by polski rząd emigracyjny przysłał do Katynia delegację.

Na to Polacy zgodzić się jednak nie mogli, ale nie mogli też nic nie robić w tej sprawie. Śmierć 20 tysięcy polskich obywateli była zbyt wielką tragedią. Nie chcąc w jakikolwiek sposób współpracować z niemieckim okupantem, rząd emigracyjny poprosił o zbadanie sprawy szwajcarski Czerwony Krzyż. Związek Radziecki w cyniczny i tchórzliwy sposób odpowiedział na to zerwaniem stosunków dyplomatycznych.

 

W rok później strona radziecka poinformowała, że powołała własną komisję śledczą, która rzekomo ustaliła, iż mordu w Katyniu dokonali Niemcy po wkroczeniu na tereny ZSRR. Był to oczywisty absurd, który jednak nie przeszkodził Rosjanom zbrodnię w Katyniu umieścić w akcie oskarżenia głównych niemieckich zbrodniarzy w Norymberdze. Tu jednak ponieśli klęskę. Nawet w ówczesnej atmosferze świeżej pamięci o niemieckich zbrodniach Trybunał odmówił wpisania Katynia na listę zbrodni niemieckich.

Po wojnie w Polsce nie wolno było nawet wspominać o katyńskiej tragedii. Rodziny pomordowanych były represjonowane. Nie wolno im było na cmentarzu ufundować bliskim nawet symbolicznego grobu, a dzieci ofiar, chcąc dostać się na studia, musiały kłamać, że ojca zabili Niemcy. Naród polski jednak pamiętał. Chociaż nigdzie publicznie nie mówiono o zbrodni katyńskiej, wszyscy o niej wiedzieli. Bolało, że tak wielką i brutalną zbrodnię próbowano wymazać.

Sił dodawało natomiast to, że gdzieś tam w wielkim świecie prawdę o niej można było wypowiedzieć: w 1952 roku dochodzenie w sprawie Katynia przeprowadził amerykański Kongres, który winą za zamordowanie tysięcy polskich oficerów oficjalnie obciążył Sowietów. Pod patronatem gen. Andersa – wielkiego polskiego autorytetu na emigracji – na początku lat 70-tych opublikowano dokumentację tej zbrodni, by już nigdy nie można było jej zaprzeczyć.

Przemiany polityczne i odzyskanie przez Polskę podmiotowości i demokracji przyniosły nadzieję na możliwość powiedzenia prawdy o Katyniu. Także w Rosji „pierestrojka” i „głastnost” spowodowały, że w ramach rozliczeń z komunizmem pojawili się politycy, którzy – czy to z powodów moralnych, czy też z politycznego wyrachowania – zdecydowali się przyznać, że zbrodni dokonała służba bezpieczeństwa państwa sowieckiego.

W 1990 roku ostatni szef partii komunistycznej Michaił Gorbaczow przyznał rosyjskie sprawstwo zbrodni, a rok później prezydent Borys Jelcyn przekazał stronie polskiej wybrane dokumenty, dotyczące tragedii polskich oficerów, w tym ten najważniejszy – protokół z 5 marca 1940 r., zawierający decyzję kierownictwa partii komunistycznej o zamordowaniu ponad 20 tysięcy ludzi za to, że byli oni polskimi patriotami.

Dokument ten nie tylko potwierdza odrażającą zbrodnię, ale jest też swoistym pomnikiem polskiego patriotyzmu – stwierdza się w nim bowiem, że Polacy nie chcą zdradzić swych ideałów i nie dadzą się przerobić na komunistyczną modłę.

Rok 1991 nie był niestety końcem historii kłamstwa katyńskiego. W Rosji uznano bowiem, że jej historia musi być „święta i czysta” i nie można jej „zabrudzić” pamięcią o zbrodni, dokonanej na sąsiednim narodzie. Rosyjskie władze zaczęły się wycofywać z wcześniej przyjętego stanowiska wobec Katynia, nie chcą uznać, że było to ludobójstwo.

 

Według Izby Wojskowej Sądu Najwyższego Rosji było to 22 tysiące przypadków indywidualnych morderstw, popełnionych przez Ławrentija Berię i jego współpracowników. Odmówiono udostępnienia akt osobowych pomordowanych, na co liczyły ich rodziny. Przed Polakami zamknięto szczelnie archiwa, by nie mogli oni zbadać szczegółów zbrodni.

Stosunki polsko-rosyjskie znalazły się w sytuacji patowej. Nie jest z tym dobrze ani Polakom, ani Rosjanom. Wbrew obiegowym opiniom o odwiecznej wrogości, trudno przecież znaleźć dwa narody, których losy byłyby ze sobą tak splecione. Historycznie Polacy są najbliżsi Rosjanom, a Polacy i Polska były zawsze obecne w sprawach rosyjskich. Polak – Konstanty Rokossowski był jedynym rosyjskim marszałkiem-cudzoziemcem; Polacy założyli w Rosji takie instytucje, jak np. Ministerstwo Spraw Zagranicznych, i… sowiecką policję polityczną.

Z drugiej strony Warszawę zmodernizował kiedyś rosyjski generał Sokrates Starynkiewicz, zakochany w tym mieście. Są więc podstawy do dobrej współpracy. Być może szansą na poprawę stosunków stanie się fakt, który nie ma precedensu: rosyjski prezydent Władimir Putin zaprosił polskiego premiera do Katynia, by 7 kwietnia wspólnie z nim oddać hołd pomordowanym.

Obyśmy w imię przyszłości naszych narodów umieli wykorzystać tę szansę na pojednanie, a ofiary zbrodni katyńskiej zostały w końcu godnie i w pokoju uczczone.

Andrzej Krawczyk

MP 4/2010