post-title Polska po tragedii oczami słowackiej dziennikarki

Polska po tragedii oczami słowackiej dziennikarki

Polska po tragedii oczami słowackiej dziennikarki

Kiedy w sobotę rano, w dniu tragedii polskiego samolotu prezydenckiego dowiedzieliśmy się, że musimy wyruszyć do Warszawy, nie byłam pewna, czy to właściwa decyzja.

Niecałe dwa lata temu przeżyłam podobną atmosferę w sąsiedniej Austrii, kiedy to w tragicznym wypadku zginął kontrowersyjny polityk Jörg Haider. Potrafiłam więc wyobrazić sobie podobny szok, przejęcie i smutek. Tylko wtedy w Austrii pytaliśmy o reakcje bezpośrednio na miejscu wypadku. W przypadku tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego i 95 polskich osobistości miejsce tragedii było daleko od tego, do którego nas wysyłano.

Tym bardziej byłam zdziwiona tym, co zobaczyłam w Warszawie. Zaskoczył mnie masowy smutek. W pewnym momencie przed pałacem prezydenckim w Warszawie nie mogliśmy zrobić ani kroku, bowiem uwięźliśmy wśród tysięcy ludzi, którzy przyszli w niedzielne południe uczcić ofiary katastrofy dwoma minutami ciszy.

W tym tłumie byli przedstawiciele wszystkich wiekowych kategorii. Dziwiłam się, widząc, ile osób przyszło z małymi dziećmi na rękach czy w wózkach. Jako matka miałabym dylemat – nie jestem pewna, czy chciałabym, by moje dzieci przeżywały rozpacz w miejscu publicznym.

Później w telewizji zobaczyłam ojca, dumnie wyjaśniającego, iż chce, aby jego mały syn zapamiętał tę tragedię. Wiele spotkanych na ulicy osób, które zagadywaliśmy, nie było w stanie nic powiedzieć, tak było wzruszonych. Mimo że większość nie głosowała na Lecha Kaczyńskiego, wszyscy mówili o nim jako o swoim prezydencie.

Trudno mi sobie wyobrazić podobne, silne emocje u nas, na Słowacji, choć oczywiście wiadomo, że żadna podobna tragedia nie miała do tej pory miejsca w żadnym innym kraju, a na dodatek mało który kraj ma za sobą takie tragiczne doświadczenia jak właśnie Polska.

Tyle ludzi na ulicach, wielogodzinne oczekiwanie w kolejce do pałacu prezydenckiego, by oddać hołd prezydenckiej parze… Nie przypominam sobie, bym coś podobnego widziała na przykład w Austrii po śmierci prezydenta Thomasa Klestila. Myślę, że swoją, żałobą Polacy„przebili“ tę, po śmierci księżnej Diany.

Z drugiej strony podziwiałam, że tak silne emocje nie były bezgraniczne. W momencie, kiedy podano, iż para prezydencka zostanie pochowana na krakowskim Wawelu, wielu Polaków sprzeciwiało się temu. Odnoszę wrażenie, że każda tragedia, która dotyka Polaków, czyni ich dojrzalszymi.

Miriam Zsilleová, dziennik SME

MP 5/2010