post-title „Nie” Karola Sidora

„Nie” Karola Sidora

„Nie” Karola Sidora

 WAŻKIE WYDARZENIA W DZIEJACH SŁOWACJI 

Pod koniec 1938 roku Słowacja powoli przyzwyczajała się do nowych realiów politycznych pod rządami autonomicznego rządu Jozefa Tisy, powstałego 6 października. W coraz większym stopniu kraj przechodził na język słowacki, a urzędnicy, policjanci i wojskowi narodowości czeskiej (niestety w części także i nauczyciele) wracali do Czech. Ważnym elementem nowej rzeczywistości była Gwardia Hlinki (Hlinkova garda – warto podkreślić, ze sam ks. Hlinka już wtedy nie żył).

Miała ona symbolizować, że gospodarzami na Słowacji stali się Słowacy i oni w niej rządzą. Jej umundurowani członkowie ze skórzanymi pasami i w wysokich butach w zwartych szeregach maszerowali ze śpiewem na ustach po ulicach miast i wsi słowackich. Pokazywali „siłę i dumę” narodu słowackiego, ale – niestety – zbyt często dopuszczali się ekscesów przeciwko Czechom, Żydom i „zgniłym liberałom”.

W lutym 1939 roku Jozef Tiso ogłosił publicznie, że jego celem jest utworzenie własnego państwa Słowaków. Dzisiaj większość historyków ocenia, że formułując ten postulat, rozumiał go jako cel dalekosiężny i raczej nie traktował jako wezwanie do bezpośrednich działań rozbijających Czechosłowację.

Rząd ogólnokrajowy w Pradze – osłabiony po Monachium – nie był w stanie zapanować nad sytuacją. Koncentrował się przede wszystkim na Czechach i Morawach, gdzie starał się zaprowadzić autorytarny porządek, co w zamyśle miało doprowadzić do „odrodzenia narodu czeskiego” (jakoby zdezorientowanego przez niesprawne rządy Edwarda Benesza).

Patrioci czechosłowaccy trudno godzili się z postępującą słowakizacją i autonomią wschodniej części państwa. Do dzisiaj niewyjaśnione jest postępowanie dowódcy VII Korpusu wojska czechosłowackiego (cały czas jeszcze zunifikowanego i broniącego się przed słowacką autonomią) w Bańskiej Bystrzycy gen. Bedřicha Homoli (po marcu 1939 roku jednego z organizatorów konspiracji w Czechach, straconego na gilotynie przez Niemców w styczniu 1943 roku).

Generał Homola 9 marca 1939 roku ogłosił na terenie stacjonowania swojego korpusu, czyli w środkowej Słowacji, stan wyjątkowy i rozkazał swoim jednostkom rozbrajać i rozpędzać oddziały Gwardii Hlinki oraz aresztować przywódców autonomii i wywieźć ich do więzienia w Brnie. Zatrzymanych wówczas zostało ok. 250 osób, w tym Jozef Tiso.

Grupie radykalnych przywódców i zwolenników niezależności Słowacji udało się jednak uniknąć aresztowania i uciec do Wiednia, gdzie znaleźli opiekę u nazistów. Nieoczekiwanie mieszkańcy wielu  miast wyszli na ulicę w obronie słowackich przywódców. Rząd w Pradze ugiął się pod tym naciskiem. Ogłoszono, że generał Homola działał na własną rękę i próbował dokonać wojskowego puczu.

Odwołano go ze stanowiska, a wszystkie jego decyzje unieważniono. Zatrzymanych zwolniono, a Homolę wezwano do Pragi. Dzisiaj wiadomo, że wykonywał on jedynie polecenia rządu, który usiłował zatrzymać proces separowania się Słowacji.

Około 11-12 marca sytuacja pozornie wracała do normy. Jednak właśnie wtedy gwałtownie zmieniły się realia polityczne. Niemcy przygotowywały się do ostatecznego rozbicia Czechosłowacji. Hitler planował przyłączenie do Rzeszy Czech i Moraw na zasadzie protektoratu, wzorując się na statusie Tunezji sprzed I wojny.

Słowacja w tym momencie go nie interesowała. Chciał ją jedynie cynicznie wykorzystać – Słowacy mieli ogłosić swoje żądanie utworzenia niezależnego państwa, a Niemcy, powołując się na to, mieli ogłosić światu, iż Czechosłowacja rozpadła się sama.

Tymczasem rząd w Pradze mianował nowego premiera dla Słowackiej autonomii. Został nim Karol Sidor, jeden z dwu najbliższych – obok Jozefa Tisy – byłych współpracowników Andreja Hlinki. Sidor znany był jako wybitny mówca oraz twórca i naczelny dowódca Gwardii Hlinki.

Uchodził za polityka o radykalniejszych poglądach niż ks. Tiso, którego postrzegano jako człowieka kompromisu i polityka umiejącego współpracować z Pragą, albowiem jako  minister zdrowia i polityki społecznej w latach 1927-1929 w rządzie czechosłowackim pozostawił po sobie dobrą opinię (paradoks polega na tym, że to właśnie dzięki Tisowi Edward Benesz został wybrany na prezydenta, ponieważ rzucił on na szalę swój  autorytet i przekonał posłów hlinkowskich do oddania głosu na Benesza).

Karol Sidor zaś, nawiasem mówiąc, był też znanym polonofilem i autorem koncepcji utworzenia na miejsce Czechosłowacji federacji polsko-słowackiej. Zaraz po mianowaniu go premierem do Bratysławy przyjechała wysokiej rangi delegacja nazistów niemieckich z szefem partii w Austrii Seyss-Inquartem na czele.

Namawiali oni Sidora, aby jeszcze tej samej nocy ogłosił niezależność Słowacji przez radio wiedeńskie. Wiedzieli oczywiście, że Wehrmacht tylko czeka, aby wykorzystać ten pretekst i wejść na teren Czech i na Morawy. Jednak ku irytacji członków delegacji i Hitlera Sidor odmówił. Chociaż nadarzała się okazja, aby zrealizować wieloletnie marzenia polityczne, nie chciał, aby dokonało się to w wyniku rozgrywki niemieckiej.

Dzisiaj wiemy, że Hitler wpadł we wściekłość – odmowa Sidora wytrącała mu z ręki argument, usprawiedliwiający wkroczenie Niemiec do Czechosłowacji. Naziści kolportowali w Bratysławie przygotowane na gorąco ulotki, informujące, że Sidor jest zdrajcą narodu słowackiego. W tychże ulotkach pojawiała się też kłamliwa groźba, że jeżeli Słowacja nie ogłosi samodzielności, to Niemcy wyrażą zgodę na rozdzielenie jej między Węgry i Polskę.

Trzeba podkreślić, że Polska była tu Bogu ducha winna, bo nie zgłaszała żadnych roszczeń wobec Słowacji. Niestety, raz puszczona w świat nawet nieprawdziwa informacja zaczyna żyć własnym życiem i do dzisiaj można gdzie niegdzie spotkać opinie, że wiosną 1939 roku Polska chciała zaanektować część Słowacji.

Hitler decyzję o rozbiciu Czechosłowacji już podjął i słowacki pretekst był mu tak bardzo  potrzebny, że ten sam efekt postanowił osiągnąć za pośrednictwem innego polityka. Naziści, prawdopodobnie z otoczenia ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Ribbentropa, doszli do wniosku, że deklarację o niepodległości Słowacji łatwiej im będzie wyciągnąć od ks. Tisy, który przecież kilka dni wcześniej sam ogłosił, że jest ona jego celem.

Niemcy znali go jako człowieka, który za wszelką cenę chce osiągnąć kompromis, by uniknąć otwartego konfliktu. W zanadrzu przygotowali argument, że jeżeli Słowacy nie wykorzystają okazji, to odda się ich pod obce panowanie, a cały ruch hlinkowski straci sens.

Odwołany dzień wcześniej z urzędu premiera Tiso przez kilka godzin zastanawiał się, czy przyjąć propozycję Hitlera. W końcu zwyciężyło w nim – jak się wydaje – poczucie  odpowiedzialności za los narodu słowackiego i informacja, że wojska węgierskie koncentrują się nad granicą i przygotowują do zajęcia Słowacji. Pojechał więc do Wiednia, gdzie czekał już na niego przysłany niemiecki samolot, mający go zabrać do Berlina…

Kolejny rozdział słowackiej, czechosłowackiej i europejskiej tragedii – w następnym numerze.

Andrzej Krawczyk

MP 12/2010