post-title Pociąg do książki, czyli książka do pociągu

Pociąg do książki, czyli książka do pociągu

Pociąg do książki, czyli książka do pociągu

Są rzeczy i pojęcia, których nie można rozdzielić. Istniały i istnieć będą zawsze obok siebie. Dzień i noc, światło i cień, śmiech i łzy… Nie będę zapewne jedynym, ośmielającym się tu również wymienić podróż pociągiem i lekturę książki.

Czasami myślę, że kolej wynaleziono tylko po to, aby rozkoszować się przyjemnym kołysaniem wagonu i stukotem kół. W jakiś przedziwny sposób wrażenia te idealnie dopełnia zapach drukarskiej farby i szelest przewracanych stron. To dla mnie oczywisty powód, dla którego człowiek posiada tak wiele zmysłów.

Sam nie wiem, kiedy uświadomiłem sobie, jak wiele zawdzięczam podróżowaniu koleją. Nie chodzi tylko o fantastyczne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy z całą rodziną podróżowaliśmy na wakacje. Nie chodzi także o ludzi spotkanych w przedziałach i wartościowe rozmowy z nimi. Żadna inna instytucja poza biblioteką nie poszerzyła tak mojej wyobraźni, wiedzy i wrażliwości jak kolej właśnie.

Ostatnio przyłapałem się na tym, że podróż pociągiem zaczynam planować od doboru odpowiedniej książki. Zakup biletu – obowiązkowo z miejscówką – jest już tylko ostatnim etapem przygotowań. To trasa i długość podróży mają wpływ na objętość książki, którą ze sobą wezmę.

Czas wyjazdu natomiast decyduje, jakiego rodzaju tematyka pochłonie mnie bez reszty podczas kilku magicznych godzin podróży. Porannej podróży, gdy umysł jest jeszcze jasny i niezmęczony, sprzyja przyswajanie faktów.

 

Oddaję się wtedy bez reszty poznawaniu historii, dzienników i pamiętników. Nie przeszkadza mi wtedy zbytnio, jeśli książka napisana jest w obcym, choć znanym mi języku. Co innego, gdy podróżować przychodzi mi później – po południu czy wieczorem. Zmęczona, przepełniona obrazami z minionego dnia głowa pragnie już tylko uciec w inną rzeczywistość.

Rzeczywistość owa może być pełna przygód i wymyślonych historii, byleby tylko przeżywali je również wymyśleni bohaterowie zamiast mnie. Tak, myślami w odległe światy najlepiej ucieka się przy miękkim świetle zachodzącego słońca. Zachodzącego i – tak samo, jak moje myśli – uciekającego…

Czytanie należy do najbardziej intymnych czynność, a zatem potrzebuje bezpiecznego, cichego i wygodnego miejsca. Przedział pociągu nie musi obawiać się konkurencji kabiny autobusu. Autobus wybija z rytmu przyspieszaniem i hamowaniem czy podskakiwaniem na nierównościach drogi. Podróżując koleją, możemy całkowicie skupić się na lekturze.

Nic nas nie może zaskoczyć – znana jest dokładna godzina przyjazdu na stację końcową, znany jest kierunek jazdy, a przesuwające się za oknem krajobrazy będą dokładnie takie, jak zaplanowała je ręka kolejowego inżyniera planisty dawno, dawno temu. Podobnie jak treść książki została wymyślona, spisana i na zawsze niezmienna. Wszystko, co musimy zrobić, to dotrzeć do ostatniej strony, niczym do peronu, gdzie każdy skład kiedyś skończy swój bieg.

 

Na razie jednak czekam na dworcu na swój pociąg. W myślach powtarzam numer wagonu i zarezerwowanego miejsca. Za moment lokomotywa wtoczy się na peron, ciągnąc liczne wagony. Przeciskam się już przez tłum podróżnych i wąskie korytarze. Wreszcie jest – mój przedział. Otwieram drzwi, witam się z towarzyszami podróży i zajmuję miejsce; książkę już dawno trzymam w dłoni.

Współpasażerowie – jak na rozkaz – zakładają słuchawki, zamykają oczy i odcinają się od świata. Ja wolę się zanurzyć w swój własny wszechświat. Wszechświat, w którym będę tylko ja. Choćby tylko przez tych kilka godzin podróży.

Arkadiusz Kugler

MP 10/2016